Legia Warszawa ujawniła drugie oblicze Lechii Gdańsk. Wystarczyło podkręcić tempo

Lechia Gdańsk miała dwa oblicza w meczu z Legią Warszawa. Jedno z nich było poukładane i dynamiczne. Drugie - stanowiło jego przeciwieństwo - trochę zagubione, przygaszone i pozbawione swojego znaku firmowego. Piłkarze trenera Stokowca rozegrali dwie całkowicie różne połowy.
Zobacz wideo

Wytrąceni z rytmu

Legia Warszawa ujawniła dwa oblicza Lechii Gdańsk. Jedno z nich, czyli to, które zadomowiło się w Ekstraklasie, wyróżniały konsekwencja w środku pola, wysoki poziom koncentracji oraz precyzja, dająca o sobie znać, kiedy gdańszczanie stawiali na proste środki. Drugie, to z pogubionym rytmem, za dużymi odległościami w ustawieniu, spóźnioną reakcją i nieco niechlujną grą. Ono już sygnalizuje, choć robi to nieśmiało od mniej więcej trzech meczów, że jest i będzie. Jeśli oczywiście nic się nie zmieni.

Trener Stokowiec i jego sztab wypracowali minimalistyczny system gry, który w dużej mierze jest oparty na konsekwentnej grze w środku pola. W ostatnich dniach okazało się jednak, że każda formuła ma swoją kontrformułę. Bo niekoniecznie przepis gdańszczan musiał się wyczerpać. Na ten moment jednak wydaje się, że zabrakło czasu (albo nawet potrzeby, bo do tej pory wszystko działało) na opracowanie awaryjnych planów. Dobrze to widać na przykładzie starcia Cracovii z Lechią (przyp. red. zwycięstwo „Pasów” 4:2), w którym gospodarze zareagowali pragmatyzmem na pragmatyzm – wypychaniem na wypychanie, odcinaniem stref na ich wyłączanie z gry itd.

Legia zrobiła coś podobnego, tylko w znacznie mniej zorganizowanym stylu. Podczas gdy Cracovia realizowała punkty planu od „A” do „Z”, stopniowo destabilizując przeciwnika, uporczywie chcąc uzyskać kontrolę, warszawiacy zmienili strategię dopiero w drugiej połowie. Wówczas postawili na przyspieszenie gry, omijając najbardziej zagęszczony sektor gdańszczan – centrum. Różniły się sposoby, efekt był taki sam.

Jedno prostopadłe podanie przez środek i zgranie na skrzydło – prosty schemat sprawił, że gospodarze całkowicie pogubili się w swoich krokach. Tak niezbędnych w odpowiednim przesuwaniu się linii.

Połowiczna konsekwencja

Lechia postawiła na dokładnie taką samą strategię, jak w większości wcześniejszych spotkań. Pierwszym punktem programu miała być szybko strzelona bramka – najlepiej jeszcze w pierwszym kwadransie meczu. Drugim – przeniesienie większej części koncentracji na środek pola i tym samym, ograniczenie do minimum pola manewru rywalowi.

Abstrahując już od decyzji, jaką podjął sędzia po tym, jak Jędrzejczyk zagrał piłkę ręką we własnym polu karnym (przyp. red. Cierzniak zaczął od bramki po rzucie sędziowskim), gdańszczanie wyszli na prowadzenie w 17. minucie. Zarówno przez te piętnaście minut, jak i później, mniej więcej do 35-40. minuty, nie było widać wyraźnych oznak spadku morale w drużynie trenera Stokowca. Trudno więc powiedzieć, że zmiana, jaka zaszła w Lechii w drugiej połowie, była wyłącznie rezultatem decyzji sędziego.

Gospodarze zaczęli po swojemu: w równym stopniu stawiali na proste środki, co na zawężanie pola gry w centralnym sektorze boiska. Warto zwrócić uwagę na to, co się działo, kiedy legioniści próbowali wprowadzić piłkę przez środek.

Lechia - LegiaLechia - Legia Sport.pl

W momencie zagrania Antolicia do Hamalainena następuje zawężenie pola gry. Fiński pomocnik zostaje odcięty z trzech stron, przez co nie ma innej możliwości, poza podaniem zwrotnym. Akcja zostaje opóźniona, legioniści są zmuszeni szukać innych rozwiązań.

Lechia - LegiaLechia - Legia Sport.pl

Lechiści nie tylko odcinali strefy dobrze się ustawiając – starali się również odbierać piłki już na połowie przeciwnika. Po stracie nie zawsze od razu odbudowywali ustawienie, cofając się na własną połowę, ale i próbowali od razu odzyskać kontrolę nad sytuacją. Na powyższej grafice widać, jak Łukasik i Kubicki biorą w kleszcze Hamalainena (wcześniej piłkę stracił Lipski). 23-letni pomocnik po odbiorze dośrodkował mało precyzyjnie. Poza tym, że goście uparcie próbowali zawiązać atak pozycyjny przez środek, to jeszcze robili to bardzo wolno – w jednym tempie, bez elementu zaskoczenia i bez ruchu z przodu. Po prostopadłym podaniu, brakowało pokazania się do gry, wejścia między linie przeciwnika. W tym samym czasie, jeszcze przed golem na 1:0, Lechia grała dynamicznie. Stawiała na proste środki, wymianę maksymalnie trzech-czterech podań, wykorzystując precyzyjne dogrania na kilkanaście-kilkadziesiąt metrów. Poza podaniami za linię obrony (jak Mladenović do Sobiecha) czy rozciągającymi grę (w jednej z pierwszych akcji Łukasik do Haraslina na flankę), starała się uwypuklić swoje atuty, czyli skrzydła.

Lechia - LegiaLechia - Legia Sport.pl

Nunes dostając piłkę w poprzek boiska na granicy połów, wykorzystał to, że legioniści byli rozrzuceni po boisku i sam pobiegł w kierunku ich pola karnego. Warto zauważyć, że w tym samym czasie powoli na flankę przesuwał się Kubicki. W ten sposób Nunes mógł ustawić się równolegle do Michalaka i wymanewrować defensywę rywala. Dośrodkowanie skrzydłowego było jednak zbyt płytkie, Remy wybił piłkę na rzut rożny.

Lechia - LegiaLechia - Legia Sport.pl

Zresztą całkiem podobnie wyglądała akcja bramkowa na 1:0. Co prawda to nie Nunes (mógł wyjść Michalakowi na obieg, podobne ustawienie jak wyżej), a Lipski pobiegł skrzydłem, ale Kubicki w tym czasie trzymał się blisko bocznego sektora.

Odwrócone role

Sytuacja całkowicie uległa zmianie po przerwie. Lechia przejęła cechy przeciwnika – teraz to ona grała wolno i nieskładnie, cała jej konsekwencja zaginęła bez śladu. Co prawda już w pierwszej połowie można było dostrzec pewne elementy, które – gdyby zostały lepiej wykorzystane przez Legię – mogłyby sprawić problem zawodnikom trenera Stokowca.

Warto cofnąć się do akcji legionistów, która miała miejsce przy stanie 0:0. Zanim gra przeniosła się do bocznego sektora boiska, goście przez kilka sekund szukali luki w ustawieniu rywala, przez którą mogliby puścić prostopadłą piłkę. Ostatecznie wybrali inny wariant – przyspieszenie gry. Coś, co w wykonaniu warszawiaków pojawiało się bardzo rzadko przed przerwą.

Lechia - LegiaLechia - Legia Sport.pl

Kiedy Jędrzejczyk uruchomił Rochę, Portugalczyk już wiedział, co chce zrobić. Bez przyjęcia zagrał do Szymańskiego, któremu od razu pokazał się Carlitos. I chociaż bliżej skrzydła przesunął się nie tylko Kubicki, ale również Nalepa, to wyżej wymieniona trójka nie miała większych problemów z wymanewrowaniem przeciwnika. Szczęśliwie dla gdańszczan, żaden zawodnik nie przeciął płaskiego podania Szymańskiego.

W pierwszej połowie sytuacje tego typu należały do rzadkości, Legia zaczęła grać szybciej dopiero po przerwie. Wówczas częściej próbowała grać między liniami, a odległości między graczami stały się znacznie mniejsze. W efekcie, nawet jeśli piłki nie zawsze znajdowały adresata, to był ktoś, kto je zbierze i ponowi próbę. Bardzo istotny był sam schemat gry z pominięciem środka pola, ale bez całkowitego zapominania o tym sektorze. Po szybkim prostopadłym podaniu, legioniści przekierowywali grę na skrzydło, gdzie – dzięki takiemu manewrowi – robiło się więcej miejsca, bo gracze trenera Stokowca byli skoncentrowani na zagęszczaniu środka.

Lechia - LegiaLechia - Legia Sport.pl

Warto też zwrócić uwagę, że tego typu strategia rozluźniła ustawienie lechistów, którzy nie do końca byli w stanie ponownie złapać swój rytm gry. Na powyższej grafice widać, że po zagraniu Jędrzejczyka na skrzydło, jego koledzy są ustawieni między liniami przeciwnika. Rocha mógł posłać piłkę między liniami lub wdać się w drybling. Wybrał drugą opcję – w biegu podał do Carlitosa, który oddał niecelny strzał. W drugiej połowie role się odwróciły. Im warszawiacy grali dynamiczniej, tym gdańszczanie mieli większy problem, żeby utrzymać odpowiednie odległości w obrębie ustawienia. Nie potrafili odzyskać raz utraconej inicjatywy. Legia – podobnie jak wcześniej Piast i Cracovia – znalazła sposób na zdestabilizowanie Lechii. Nie była ani pierwsza, ani nawet najlepsza w ukazaniu drugiego oblicza zespołu z Gdańska.

Więcej o:
Copyright © Agora SA