- Gdyby nie było długów, to wpływy i koszty spółki bilansowałyby się na zero. Potrzebne są jednak fundusze na spłatę zobowiązań i zwiększenie przychodów o co najmniej 10 mln zł rocznie, by klub mógł spłacać zaległości i spokojnie funkcjonować - przyznał Piotr Obidziński,, prokurent spółki i pełnomocnik nowego zarządu Wisły ds. restrukturyzacji, cytowany przez "Dziennik Polski".
Wisła Kraków ma na ten moment 80 milionów złotych długu. W jego skład wchodzą m.in.: 42 mln zł, które piłkarska spółka winna jest Towarzystwu Sportowemu Wisła (swojemu właścicielowi). To zobowiązanie nie jest wymagane, a do tego TS ma je umarzać w transzach. Pozostaje jednak jeszcze ok. 38 mln zł. W tym 5 milionów złotych długu wobec miasta za wynajem stadionu. Jest ona spłacana z pieniędzy z wpływów za transmisje telewizyjne meczów Wisły. Z tego źródła spłacane jest też 8 mln zł długu należnego Tele-Fonice. Kolejną część długów Wisły stanowią sporne wynagrodzenia dla b. trenerów, zawodników i agentów piłkarskich - około 3 milionów złotych.
Wisła Kraków cały czas szuka inwestora strategicznego. Rozmowy nie są jednak łatwe, a zdaniem osób zarządzających Wisłą, jest szansa na uratowanie klubu bez pomocy inwestora. - Warunkiem jest zwiększenie przychodów, co można osiągnąć budując silną drużynę, która da większe dochody z transmisji telewizyjnych (w przyszłym sezonie top tabeli dostanie dużo więcej pieniędzy niż w obecnym) i biletów. Trzeba też liczyć każdą wydawaną złotówkę i dbać o to, by rozsądnie gospodarować pieniędzmi - zaznaczył Obidziński. A z jego zdaniem zgadza się Jarosław Królewski, który pomógł zimą w ratowaniu Wisły Kraków.
Wisła Kraków zajmuje 10. miejsce w ekstraklasie po 32. kolejkach sezonu. Zespół Macieja Stolarczyka nie awansował do 'grupy mistrzowskiej' i musi w ostatnich pięciu meczach walczyć o utrzymanie. To nie jest jeszcze pewne, ale krakowski klub ma 11 punktów przewagi nad strefą spadkową. W ostatniej kolejce Wisła przegrała z Zagłębiem Sosnowiec 1:2.