Lech Poznań zagrał va banque i wygrał. Szachowanie ustąpiło miejsca odważnej grze

Lech Poznań w starciu z Legią Warszawa pokonał drogę od piłkarskich męczarni do radości z futbolu. Przeszedł od problemów z rozegraniem we wstępnej fazie, przez nieśmiałe próby prostopadłych podań, aż po całkiem nieźle zorganizowany atak. Zwycięskiego gola dla poznaniaków strzelił 17-letni Filip Marchwiński.
Zobacz wideo

Lech nie zagrał idealnego meczu. Popełniał dokładnie te same błędy, które były nagminne w poprzednich spotkaniach, notował tak samo długie przestoje i wywoływał taką samą frustrację brakiem decyzyjności w kluczowych momentach. Albo wtedy, kiedy należało zagrać do przodu, zamiast uparcie wycofywać do linii obrony. Zaprezentował się lepiej od Legii, ale to wcale nie oznacza, że zagrał dobrze.

Tym razem był jednak w stanie wykrzesać z siebie zdecydowanie więcej zaangażowania. Zwycięstwo dla poznaniaków jest nie tylko prestiżowe, ale ma również kluczowe znaczenie dla układu tabeli. Jego ranga nie jest mniejsza przez walory estetyczne. Po prostu zamiast równać poziom do dołu, warto zwrócić uwagę na to, jaką lechici przebyli w tym starciu drogę – od taktycznego piekła do nieba na miarę obecnych możliwości.

Faza pierwsza: dezorientacja

Trudno powiedzieć, żeby jedna z drużyn przez cały mecz lub przynajmniej przez jego przeważającą część była stroną nadrzędną. Do konfrontacji Lecha z Legią zdecydowanie bardziej pasuje podział na nierówne i umowne fazy gry. Jedni nagle wyciągali asa z rękawa, by po chwili z własnej woli przyznać się do blefu.

Kolejorz zaczął standardowo – przedstawił całą gamę przeróżnych problemów, z jakimi zmaga się od dłuższego czasu. Rozpoczął banalnie, bo od podstaw. Przez pierwsze 15-20 minut gospodarze napotykali spore trudności już we wstępnej fazie rozegrania. Tym razem to nie „kanion” w środku pola stanął im na przeszkodzie. Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na rozmieszczenie piłkarzy na boisku. Teoretycznie odległości pomiędzy zawodnikami nie były aż tak duże, żeby całkowicie uniemożliwiały sprawne rozegranie. W praktyce jednak legioniści mogli komfortowo wpasować się w centralny sektor boiska, między jedną linią Lecha a drugą.

Lech - LegiaLech - Legia Sport.pl

Tibie (równie dobrze na jego miejscu mógł znaleźć się Gajos) zdarzało się ustawiać między obrońcami lub w ich bliskim towarzystwie (czasem w okolicach bocznego sektora), żeby pomóc we wprowadzeniu piłki do gry, ale jego działanie zdawało się nie mieć żadnego wpływu na grę kolegów z zespołu. Kiedy Portugalczyk schodził niżej, pozostali lechici przesuwali się tylko po to, żeby utrzymać odpowiednie odległości między poszczególnymi strefami. Sprawiali wrażenie, jakby nie do końca byli przekonani o tym, że taka gra do czegokolwiek ich zaprowadzi.

Lech - LegiaLech - Legia Sport.pl

Szybko okazało się, że to wrażenie graniczy z pewnością. Po wymianie kilku podań w obrębie linii defensywy, piłka w końcu trafiła do Gajosa. Wówczas można było się jeszcze łudzić, że taki jest plan Lecha – mozolne rozegranie i nagłe przyspieszenie gry. W rzeczywistości jednak Gajos zrobił kółko i przy próbie zagrania na flankę do Gumnego zagrał wprost pod nogi Nagy’a. Boczny obrońca musiał ratować się faulem.

Lech - LegiaLech - Legia Sport.pl

Trudno się dziwić, że legioniści dość szybko rozeznali się w temacie. Widząc, że gospodarze mają takie problemy we wstępnej fazie rozegrania, nałożyli na nich wyższy pressing.

Faza druga: niezdecydowanie

Mniej więcej od 12. do 25. minuty poznaniacy byli skoncentrowani na przesuwaniu stref – co notabene wychodziło im całkiem sprawnie. Co prawda przeciwnik zbierał piłki na granicy połów, ale lechici dość dobrze zachowywali się w środku pola. Reagowali biernie, bo nawet nie starali się przejąć inicjatywy (nie licząc kontrataków, kiedy

Makuszewski dośrodkowywał pod nogi rywali), ale w odpowiednim momencie krycie było podwajane lub potrajane, co dość mocno ograniczało pole manewru legionistom. Druga sprawa, że piłkarze Vukovicia grali dość jednostajnie, brakowało im dynamiki i elementu zaskoczenia. Słowem: poza tym, że dłużej utrzymywali się przy piłce akurat w tej fazie meczu, to niewiele z tego wynikało.

Lech - LegiaLech - Legia Sport.pl

Wyjątkiem w niezłej reakcji Lecha były boczne sektory, zwłaszcza strefa Makuszewskiego, który kapitulował w pojedynkach z Carlitosem i narażał swoją drużynę na zagrożenie. To również nie jest taka zerojedynkowa sytuacja. Skrzydłowy Kolejorza często zostawał bez wsparcia, a w tym czasie jego koledzy przesuwali się na tyle głęboko, że Legia zyskiwała sporo miejsca w okolicach „szesnastki”.

Warto jednak zwrócić uwagę, że mniej więcej po tym okresie, poznaniacy dokonali lekkiej reorganizacji swojej strategii. Początkowo bardzo nieśmiałej, ale do pewnego stopnia można ją potraktować jako zalążek tego, co zaprezentowali w drugiej części meczu.

Lech - LegiaLech - Legia Sport.pl

Na powyższej grafice widać, jak Rogne zagrywa prostopadłą piłkę w kierunku Makuszewskiego, który jest ustawiony tyłem do bramki. Po raz pierwszy w tym spotkaniu, zawodnicy trenera Żurawia spróbowali zagrać odważniej, bezpośrednio do przodu. Najważniejsze jednak jest to, że Rogne faktycznie wiedział, co chce zrobić z piłką, a oddalony od niego o kilkanaście metrów Makuszewski był tego świadomy. Za takie rzeczy zdecydowanie nie powinno się chwalić, ale na tej podstawie widać, dlaczego Lech zagrał ofensywniej w drugiej połowie. Na potwierdzenie, że całość nie była dziełem przypadku, poznaniacy spróbowali podobnej gry jeszcze w 29. i 34. minucie. Jednocześnie większa liczba graczy brała udział w akcjach ofensywnych.

Lech - LegiaLech - Legia Sport.pl

W ten sposób Kolejorz zwiększał swoje szanse na powodzenie ataków i łatwiej przedostawał się w okolice „szesnastki” rywala. Trzeba jednak przyznać, że odbiło się to na odbudowywaniu ustawienia. Goście przed przerwą i jeszcze przez około 10 minut drugiej połowy mieli większe pole manewru w kontratakach (dwie bardzo dobre akcje Carlitosa i Cafu w doliczonym czasie gry).

Faza trzecia: va banque

Strategia Lecha od około 55.-60. minuty w dużej mierze była zbudowana na całkiem prostym schemacie. W gruncie rzeczy chodziło o dostarczenie piłki Tibie i stałą gotowość do wyprowadzenia kontrataku trzema-czterema zawodnikami. Tym samym poznaniacy darowali sobie uporczywą wymianę podań w obrębie linii obrony. Chyba że prowadziła do przeniesienia ciężaru gry.

Różnica w poczynaniach Kolejorza była przede wszystkim widoczna w sposobie odbioru piłki w środku pola i tym, co się działo bezpośrednio po przejęciu inicjatywy. Przestrzeń w centralnej strefie została ograniczona, ale nie wzorem odcinania sektorów z pierwszej połowy.

Lech - LegiaLech - Legia Sport.pl

Zamiast biernego przesuwania linii, lechici byli nastawieni na odbiór piłki. Po podaniu Cafu do Kucharczyka, inicjatywę przejęli gospodarze (Jóźwiak ustawiony nie na skrzydle, a blisko środka). Na powyższej grafice widać, że Tiba nie szuka wycofania czy gry wszerz, a od razu chce wykorzystać sytuację, kiedy przeciwnik jest rozproszony. Dlatego zagrywa bezpośrednio do Żamaletdinowa. Ostatecznie w polu karnym rosyjski napastnik zbyt długo zwlekał z podaniem do Amarala, który był niekryty zarówno w czasie kontrataku, jak i później, już na 20. metrze.

Lech - LegiaLech - Legia Sport.pl

Przez to, że Lech zaczął grać bardziej dynamicznie i postawił wszystko na ofensywę, ustawienie legionistów w środku pola znacznie się rozproszyło. Poznaniacy grając na jeden kontakt w trójkącie (Gajos-Kostewycz-Jóźwiak), doprowadzali do całkowitej dezorganizacji w szeregach rywala. Dlatego – co widać powyżej – Jóźwiak miał aż tyle miejsca i mógł oddać strzał, który ostatecznie był bardzo niecelny. Nie była to jedyna taka akcja z jego udziałem. Podobnie wyglądała sytuacja z 78. minuty, kiedy dostał dobre prostopadłe podanie od Janickiego (wówczas przeniósł ciężar gry na przeciwległą flankę) i z pierwszej minuty doliczonego czasu gry – sam przebił się pod pole karne przeciwnika.

Lech - LegiaLech - Legia Sport.pl

Najwięcej o odwróceniu ról, czyli dezorientacji legionistów, mówi akcja bramkowa poznaniaków. Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na to, co się działo bezpośrednio przed uderzeniem Marchwińskiego. Już w momencie, gdy Gajos przerzucił piłkę na przeciwległą flankę, w kierunku duetu Kostewycz-Jóźwiak, 17-letni napastnik szukał sobie miejsca w okolicach 16. metra. Defensywa Legii cofnęła się we własne pole karne, nie miała żadnej kontroli nad poczynaniami gospodarzy. Przesunęli się za późno – kiedy Marchwiński był już praktycznie nie do powstrzymania.

Chociaż Lech nie zagrał bezbłędnego meczu i tak naprawdę powielił wszystkie błędy, które popełniał w poprzednich spotkaniach, to w starciu z Legią bardzo wyraźnie widoczna jest faza przejścia od kompletnego braku pomysłu do całkiem zgrabnie wyglądającej ofensywy. Piłkarze trenera Żurawia po upływie godziny gry zagrali va banque – zdecydowanie postawili na atak i całkowicie przeorganizowali swoją strategię bazując na zaangażowaniu. I niech najlepiej świadczy o tym to, że jeszcze w 93. minucie Marchwiński nakładał pressing na Cierzniaka, sprawiając mu poważne problemy.

Więcej o:
Copyright © Agora SA