Szymon Jadczak: Dla "Sharksów" to szok. Nie wierzą, że "Misiek" poszedł na współpracę z policją

- Współpraca "Miśka" z policją to szok dla pozostałych członków grupy Wisła Sharks. Oni w dużej mierze nie wierzą w to, co się stało. Wczoraj część z zatrzymanych zapoznawała się z aktami. Dopiero jak zobaczyli zeznania "Miśka" i jego podpis pod protokołami, to uwierzyli. Ci zaś, którzy są na wolności, myślę, że wciąż w to nie wierzą. Pojawiają się dziwne teorie, jakoby to miała być prowokacja mediów lub prokuratury - mówi w rozmowie ze Sport.pl Szymon Jadczak z portalu tvn24.pl.
Zobacz wideo

Dominik Senkowski: Znów dużo się dzieje wokół Wisły Kraków. Zatrzymany został były wiceprezes klubu Damian D., a szef pseudokibiców Wisły Paweł M., pseudonim „Misiek” poszedł na współpracę z policją. Napisał Pan we wtorek na Twitterze: „Wstępnie można ogłosić dziś koniec grupy przestępczej Wisła Sharks”. Czy to oznacza, że Wisła jest już wolna od pseudokibiców?

Szymon Jadczak: Żaden nasz klub nigdy nie będzie wolny, bo takie grupy zawsze gdzieś będą wokół nich krążyć. Wisła jest jednak w zupełnie innej sytuacji, niż była jeszcze trzy dni temu.

Czy mimo, że doszło w tym tygodniu do kolejnych zatrzymań, a „Misiek” zaczął współpracować z policją, to „Sharksi” wciąż mają wpływ na krakowski klub?

- „Sharksi” są obecnie w głębokiej defensywnie i wydaje mi się, że zamiast zajmować się klubem, muszą zająć się sobą. Myślę, że Wisła ma co najmniej parę miesięcy oddechu od nich.

Czy zatrzymanie i współpraca ich szefa Pawła M. z policją oznaczają, że „Sharksi” nie będą w stanie przetrwać? Czy też może przeorganizują się i za jakiś czas znów będą dla Wisły groźni?

- Nie wiem, czy będą się dalej nazywali „Sharksi”, bo ta nazwa skompromitowała się po tym, co zrobił „Misiek”. W kręgach kibicowskich kojarzy się już raczej źle. Trudno mi sobie wyobrazić, by ktoś wywiesił teraz na stadionie flagę Wisła Sharks. To wstyd stać pod taką flagą.

Dla pozostałych członków grupy Sharks?

- Współpraca "Miśka" z policją to szok dla pozostałych członków grupy Wisła Sharks. Oni w dużej mierze nie wierzą w to, co się stało. Wczoraj część z zatrzymanych zapoznawała się z aktami. Dopiero jak zobaczyli zeznania „Miśka” i jego podpis pod protokołami, to uwierzyli. Ci zaś, którzy są na wolności, myślę, że wciąż w to nie wierzą. Pojawiają się dziwne teorie, jakoby to miała być prowokacja mediów lub prokuratury,

Myśli Pan, że po Damianie D., byłym wiceprezesie Wisły, który został zatrzymany, teraz była prezes klubu Marzena Sarapata może obawiać się o swoją przyszłość?

- Śledztwo w Krakowie, przy okazji którego doszło do tych ostatnich zatrzymań, dotyczy ogólnie handlu narkotykami. Nie wierzę, żeby Pani Marzena handlowała narkotykami, ale jednocześnie musi ona pamiętać o śledztwie w Poznaniu, które dotyczy nieprawidłowości gospodarczych, jakie miały miejsce w Wiśle Kraków.

A co się dzieje obecnie z siłownią, która także należała do grupy pseudokibiców Wisły?

- Byłem ostatnio na otwarciu tej siłowni. Nowymi właścicielami są Pan Gowin, syn wicepremiera Jarosława Gowina oraz Pan Gibała, jego bratanek. Na otwarciu były też władze Towarzystwa Sportowego Wisła Kraków, które są szczęśliwe, że udało się pozbyć „Sharksów” z tego miejsca. Obszedłem siłownię i nie widziałem niczego, co by wzbudzało kontrowersje (śmiech). Mam nadzieję, że od teraz będzie to funkcjonowało normalnie i zyski z siłowni nie będą już zasilały kieszeni bandytów.

Czy po tych ostatnich wydarzeniach Wiśle będzie łatwiej znaleźć nowego sponsora? Bo sytuacja finansowa klubu wciąż nie jest najlepsza.

- To trudne pytanie, bo sytuacja wokół Wisły, po tym huraoptymizmie, który zapanował na początku roku, nie wygląda na chwilę obecnie jakoś spektakularnie.

Dlaczego?

- Z tego co wiem, to toczą się rozmowy z potencjalnymi inwestorami, ale nie słyszałem, by zmierzało to ku finalizacji. Bez inwestora, który wyłoży kasę do klubu, Wiśle będzie ciężko funkcjonować.

Jest Pan jednym z dziennikarzy, który zaangażował się w temat pseudokibiców w Wiśle Kraków. Czy po ostatnich wydarzeniach kibice „Białej Gwiazdy” gratulują Panu, czy też wciąż mają pretensje, że zajmuje się Pan ich klubem?

- Ci, którzy nie mają klapek na oczach i potrafią spojrzeć na sprawę szerzej, to rzeczywiście gratulują. Usłyszałem od kilku osób słowo „dziękuję” i z tego się cieszę. To mi wystarcza. Nie robiłem tego po to, by wysłuchiwać później podziękowań i gratulacji. A od osób, które mnie obrażały i podważały moją prace, gratulacje czy podziękowania nie są mi potrzebne. Jeśli trzeba, to blokuję ich na Twitterze, bo szkoda mi czasu na tych, którzy wolą stać po stronie bandytów i oszustów.

Czy to, co się dzieję się w Arce Gdynia, przypomina sytuację, która jeszcze niedawno miała miejsce w Wiśle Kraków, gdy klub był terroryzowany przez kiboli?

- Skala zjawiska, które miało miejsce w Wiśle, jest nie do porównania z innymi polskimi klubami. Z drugiej strony jak słyszę, co się dzieje w Arce i generalnie też w innych klubach, to apelowałbym do ludzi polskiej piłki, by nie dawali się zastraszyć. Jeśli oni nie odważą się mówić o tym, co się dzieje w ich klubach, to staną się zakładnikami bandytów i nasza piłka nigdy nie będzie normalna.

Były trener Arki Zbigniew Smółka miał być zastraszany w Gdyni przez tamtejszych pseudokibiców.

- W różnych klubach dzieją się takie i podobne akcje. Niestety ludzie w polskiej piłce wolą chować głowę w piasek i ustępować tym bandytom. Wiem, że to łatwo tak powiedzieć, ale trzeba w takich momentach wykazywać się odwagą. Nagłaśniać takie sytuacje, informować media, policję. Jeśli raz się tym bandytom ulegnie, to później albo nie można się już od nich uwolnić, albo jest to bardzo trudne, co pokazuje historia Wisły Kraków

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.