Lustro w wersji rozszerzonej
Na zwycięstwo Cracovii złożyło się mnóstwo mniejszych elementów. Ale zdecydowanie najważniejszym była konsekwencja. Zawodnicy realizowali plan niezależnie od wyniku czy fazy spotkania. Niezależnie od tego, czy przegrywali 0:1, czy – kiedy stopień trudności był znacznie niższy – wygrywali 3:1. Założenia były takie same, koncepcję charakteryzowała spójność, a poszczególni gracze faktycznie wiedzieli, o co w tym wszystkim chodzi.
Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na podobieństwa między drużynami. Obie bazowały na wypychaniu przeciwnika, sprawnym odcinaniu stref i szybkim odbudowywaniu ustawienia. Dla obu podstawą taktyki są odpowiednie odległości, bo stąd bierze się doskok w tempo do rywala i – co za tym idzie – odbiór czy ewentualny kontratak. Dlatego podopieczni trenera Probierza od samego początku dość dobrze radzili sobie z Lechią. Nie tylko ze względu na pracę przed meczem, kiedy strategia gdańszczan została rozłożona na czynniki pierwsze. Głównie dlatego, że gracze sami „czują” tego typu założenia i wiedzą, jakie są ich mocne oraz słabe strony.
Podczas gdy sztab szkoleniowy biało-zielonych szlifuje pragmatyczny futbol, powiela schematy, stwarza automatyczne reakcje zawodników i próbuje wycisnąć maksimum, „Pasy” poszły o krok dalej. Zamiast wyprowadzania jedynie tych idealnie przygotowanych ciosów, gospodarze starali się po prostu grać do przodu.
Użytkowy pressing
Podstawowym problemem, z którym uporała się Cracovia, było: jak zagrać, żeby nie pozwolić przeciwnikowi na zbyt wiele. Byli w pełni świadomi, że Lechii do wyjścia na prowadzenie potrzeba jednej-dwóch akcji, które wcale nie muszą być skrupulatnie zaplanowane. Dlatego stanęła przed dużym wyzwaniem, co zrobić, żeby to ryzyko zostało ograniczone do minimum.
Pressing Cracovii Aleksandra Sieczka
Nadrzędny punkt strategii: pressing. Mógł być wysoki i agresywny, mógł być nieco niższy, ale zawsze musiał być zorganizowany w jakimś konkretnym celu. Podopieczni trenera Probierza od pierwszych sekund podchodzili bardzo wysoko, starając się maksymalnie ograniczyć pole gry rywalowi. W efekcie już w 2. minucie goście mieli aut na wysokości własnego pola karnego, a Mladenović miał spory kłopot, żeby tak wyrzucić piłkę, by nie padła łupem gospodarzy.
W pierwszym kwadransie można było odnieść wrażenie, że chociaż ofensywa Cracovii (głównie Piszczek, Cabrera oraz jeden zawodnik środka pola Dimun/Gol) doskakuje do obrońców Lechii, to raczej nie wywołuje paniki w ich szeregach. Zdarzały się kilkusekundowe przestoje, kiedy musieli wybijać daleko piłkę, ale nie było to dla nich nic nowego – tego typu zagranie jest naturalnym elementem koncepcji drużyny z Gdańska. Tylko że uparcie nakładany przez „Pasy” pressing okazał się bombą z opóźnionym zapłonem. W okolicach 20-25. minuty, już po golu na 0:1, ustawienie lechistów zostało rozerwane.
Destabilizacja w toku
Już wcześniej można było zauważyć lekkie trudności piłkarzy Stokowca. Odbudowując ustawienie, cofali się dość głęboko na własną połowę, odsłaniając jednocześnie środkową strefę. W tym przypadku bardzo przydatny okazał się manewr ze schodzącym niżej Cabrerą, który regulował tempo, przenosił ciężar gry, a czasem nawet starał się zagrywać prostopadle.
Miejsce w środku pola Aleksandra Sieczka
Rozegranie kilka sekund przed strzałem Wdowiaka. Gdańszczanie skoncentrowali się na asekuracji bezpośrednio przed własnym polem karnym, przez co przeciwnik miał mnóstwo miejsca zarówno w centralnym sektorze boiska, jak i na flance (stamtąd do środka na ok. 25. metr ściął Wdowiak).
Lipski schodzi niżej Aleksandra Sieczka
Biało-zieloni starali się korygować ustawienie, wykorzystując wymienność pozycji zawodników z centralnej strefy. Z tego powodu Lipski bezpośrednio po trafieniu Paixao schodził nisko, zajmując miejsce Fili, wypychając jednocześnie do przodu Kubickiego i Łukasika.
Chociaż w zamyśle wyglądało to na całkiem niezłe rozwiązanie, to szybko okazało się, że nie ma żadnego wpływu na realizację planu przez gospodarzy. Pressing był wymierzony w ten sam sposób, a co więcej, roszady w ustawieniu doprowadziły do rozluźnienia środka pola Lechii, który zwykle funkcjonuje jak dobrze naoliwiona maszyna.
Środek pola Aleksandra Sieczka
Konsekwentne i bardzo uporczywe działania „Pasów” sprawiły, że zawodnicy przejęli kontrolę nad środkiem pola. Co więcej ich dominacja nie ograniczała się jedynie do poruszania w tym sektorze i ustawiania na przecięciu podania. Gospodarze poszli o krok dalej, starając się spychać rywala pod jego pole karne.
To wszystko sprawiło, że Cracovia mogła dłużej utrzymywać się przy piłce w okolicach 16-25. metra, z powodzeniem przenosić ciężar gry, dośrodkowywać w pole karne, a następnie – co niesamowicie istotne – zbierać piłki po niecelnym lub zablokowanym uderzeniu. I właśnie tak grała bezpośrednio przed strzałem Cabrery, po którym sędzia podyktował rzut karny po zagraniu ręką Fili. „Pasy” utrzymywały się w strefie przed polem karnym przeciwnika przez około 30 sekund (przy piłce dłużej, ale na kilka sekund została wycofana do linii obrony).
Skoordynowane działania
Należy jednak podkreślić, że w przypadku gospodarzy przejęcie kontroli nad środkiem pola nie było działaniem jednorazowym. Cały czas, praktycznie aż do gola na 3:1 (Cabrera w 59. minucie), swoją grą dobitnie podkreślali, że to do nich należy ten sektor boiska. Wyraźnie jest to widoczne na przykładzie wycinków z meczu, kiedy Lechia była atakowana na własnej połowie.
Próby odbioru Aleksandra Sieczka
Gospodarze nie starali się uspokoić gry ani po trafieniu wyrównującym, ani po wyjściu na prowadzenie. Plan był taki sam – zepchnięcie przeciwnika i próba odbioru na jego połowie.
Rozluźnienie centralnej strefy jest dość wyraźnie widoczne na przykładzie bramki na 2:1, kiedy gdańszczanie nie zdążyli odbudować ustawienia po tym, jak spora część drużyny była przesunięta do bocznego sektora na wysokości pola karnego Cracovii.
Gol na 2 Aleksandra Sieczka
Łukasik nie odciął Cabrery od gry, a linia obrony była ustawiona na tyle wąsko, że Hanca miał mnóstwo miejsca, żeby spokojnie dośrodkować na głowę Piszczka. Warto również zwrócić uwagę na ustawienie napastnika „Pasów”, który nie był kryty od przodu przez Nalepę, podczas gdy Vitoria (już w momencie centry) był ustawiony w odległości około dwóch metrów od rywala. Żaden ze stoperów nie miał szans na sprawną reakcję.
Nie był to jedyny moment, kiedy gospodarze odsłonili błędy w defensywie przeciwnika. Schemat z przeniesieniem ciężaru gry na Hankę został powtórzony kilka minut później. Tylko że tym razem piłka nie została zagrana ze środka pola, a bezpośrednio z linii obrony.
Gol na 3 Aleksandra Sieczka
Helik zagrał precyzyjnie w kierunku rumuńskiego pomocnika, rozpoczynając jednocześnie akcję bramkową. Nie był to jedyny błąd, jaki wówczas popełnili goście. Poza wąsko ustawioną linią obrony po stronie Mladenovicia, w momencie płaskiego podania Hanki w pole karne, cała przeciwległa strona gdańszczan była odsłonięta. Dlatego Dimun mógł zebrać piłkę, wstrzelić ją w pole karne i pomóc Cabrerze w strzeleniu drugiego gola.
Trudno sprowadzać zwycięstwo Cracovii jedynie do skuteczności. Trener Probierz i jego podopieczni doskonale wiedzieli, czego potrzebują, żeby wygrać ten mecz. Byli świadomi wyzwania, przed jakim stoją, ale mieli asa w rękawie w postaci bardzo dobrej znajomości pragmatycznego futbolu. Plan „Pasów” został przygotowany od „A” do „Z”, a jego najważniejszym elementem była konsekwencja – niezależnie od wyniku i fazy meczu. Każdy element strategii musiał być realizowany równie wytrwale, żeby pomysł, już jako całość, mógł zadziałać.