Wisła Kraków w grupie spadkowej, uboższa o pół miliona i z problemami kadrowymi. "Nie da się oszukać rzeczywistości"

Zbyt piękny byłby to sen, gdyby Wiśle Kraków po styczniowej groźbie upadłości już w kwietniu udało się walczyć o europejskie puchary. Klub przegrał w Lubinie 1:3 i znalazł się w grupie spadkowej. Będzie uboższy co najmniej o pół miliona złotych, a w najbliższym czasie może mieć spore problemy kadrowe. Wielkanoc w porównaniu z Bożym Narodzeniem i tak będzie jednak na Reymonta weselsza.
Zobacz wideo

Na święta Bożego Narodzenia piłkarze Wisły Kraków udawali się zajmując 8. pozycję w tabeli. Mieli dwa punkty przewagi nad Cracovią i marną perspektywę na przyszłość. Klubowi groziło wycofanie z rozgrywek i upadłość. Dwudziestu kilku zawodnikom - rozwiązanie kontraktów, zapewne długa walka o zaległe wypłaty i szukanie nowego pracodawcy. Wielkanoc zastanie piłkarzy Wisły w zupełnie innych okolicznościach. Klub został odratowany, nadal szuka inwestora, ale na razie funkcjonuje stabilnie. Licencja na przyszły sezon nie powinna być problemem, zimowe osłabienia kadrowe w kontekście piłkarzy pozyskanych nie były paraliżujące. To, że Wisła w końcówce rundy rewanżowej będzie walczyła w grupie spadkowej, pozbawi ją co najmniej kilkuset tysięcy złotych, ale tragedią dla „Białej Gwiazdy” być nie powinno. Walka o europejskie puchary w tegorocznych okolicznościach byłaby zbyt pięknym snem.

Punkt od grupy mistrzowskiej

Dodajmy od razu, że grupa mistrzowska była o punkt od Reymonta, a ekipa Wisły decydującą walkę o awans do ósemki toczyła z jedną z najlepszych drużyn wiosny. Zagłębie Lubin przegrało w 2019 roku tylko raz, gra bardzo dojrzale, a z Wisłą prowadziło 2:0 zanim minęło pół godziny. W bramkowych akcjach gospodarze mieli trochę szczęścia. Patryk Tuszyński przeciął strzał Sasy Balicia i piłka wpadła do krakowskiej bramki. Przy drugim golu wydawało się, że piękna kontra Zagłębia zakończy się co najwyżej rzutem rożnym, ale piłkę uderzoną z ostrego kąta przez Filipa Jagiełłę tak niefortunnie blokował Sławomir Peszko, że wbił ją do swojej bramki.

Wyniki innych spotkań do przerwy układały się jednak tak, że awans Wiśle dawał nawet remis. Lech bowiem przegrywał z Jagiellonią, a Pogoń wygrywała mecz w stolicy. Ekipa Macieja Stolarczyka po zmianie stron szybko odrobiła część strat. Bramkę w Lubinie zdobył Jakub Błaszczykowski, a Wisła kontynuowała swoje ataki. Walkę o remis utrudnił jednak gol Tuszyńskiego, wbity z najbliższej odległości.  Wisła przegrała to spotkanie 1:3 i do grupy mistrzowskiej nie awansowała. Skończyła 30. kolejkę punkt za Lechem i Pogonią.

„Nie da się oszukać rzeczywistości”

W styczniu 9. lokatę w tabeli kibice „Białej Gwiazdy” braliby zapewne w ciemno. Wtedy wydawało się przecież, że skład Wisły - jeśli uda się jej dotrwać do początku rundy - będą tworzyli juniorzy. Klub stracił 7 graczy, m.in Zdenka Ondraska, Jakuba Bartkowskiego, Dawid Korta, Zorana Arsenicia czy Tibora Halilovicia, a kilkunastu kolejnych piłkarzy wystąpiło o rozwiązanie kontraktów. Okazało się jednak, że bezgotówkowe pozyskanie Lukasa Klemenza, Łukasza Burligi czy Sławomira Peszko, ale przede wszystkim Jakuba Błaszczykowskiego, było ważnymi transferami.

Wisła pokazała efektowną, skuteczną piłkę z Koroną Kielce (6:2), Cracovią (3:2) i Legią (4:0). Być może zabrakło nieco szczęścia z Zagłębiem Sosnowiec (3:4) czy Piastem Gliwice (2:2), z którym Rafał Pietrzak nie wykorzystał karnego. W każdym razie z drużyny, która była poza podium jeśli chodzi o zdobyte bramki, Wisła została pod tym względem liderem całej stawki. Pewnie do pełni szczęścia zabrakło też nieco szerszej ławki rezerwowych. Decydujące o przydziale do jednej z grup spotkanie pokazało zresztą dobitnie problemy ekipy z Reymonta, które wcześniej udawało się pudrować. W Lubinie 80 minut zagrał narzekający na problemy zdrowotne Maciej Sadlok, który w tygodniu praktycznie nie trenował. Ponieważ dostał kolejną już żółtą kartkę, w 31. kolejce odpocznie. Z bólem walczył też Jakub Błaszczykowski. W Lubinie zabrakło również kontuzjowanego Marcina Wasilewskiego, który prawdopodobnie nie zagra już do końca sezonu. Na domiar złego zastępujący go Klemenz nie dotrwał do końca meczu. Zszedł z urazem. Ustalenie optymalnego składu na najbliższe spotkania może być dla sztabu Wisły trudną sprawą.

- Ten wynik to duże rozczarowanie. Za wszelką cenę chcieliśmy w tym sezonie walczyć o miejsca 1-8. Mieliśmy sporo problemów. Na wiosnę walczyliśmy bardziej z czasem niż skupiliśmy się na przygotowaniach. Wszyscy zdają sobie sprawę jak był budowany ten zespół. Nie da się oszukać rzeczywistości, można ją jedynie nieco naginać. Mimo rozczarowania jestem jednak zadowolony z zawodników, którzy znów dali z siebie wszystko – mówił po spotkaniu z Zagłębiem trener Stolarczyk w wywiadzie dla Eurosportu. Co grupa spadkowa w praktyce oznacza dla „Białej Gwiazdy”?

Stracili pół miliona, spadku nikt nie zakłada

- Teraz będziemy oczywiście walczyć o 9. lokatę – dodał Stolarczyk. Wiśle spadek z Ekstraklasy raczej nie grozi. Nad 15. miejscem ma 13 punktów przewagi. Grupa spadkowa będzie jednak oznaczała dla walczącego o każdy grosz i przeprowadzającego restrukturyzację klubu stratę finansową. Jaką? W budżecie na obecny sezon poprzednie władze zakładały, że uda się z boiska podnieść podobną do poprzedniego roku kwotę. Wisła za poprzedni sezon, w którym zajęła 6. miejsce, dostała 9 561 265 złotych. Część z ogólnej puli, która trafia do klubów, zawsze dzielona jest równo. Część zależy od rankingu historycznego, a na kolejny procent wpływ ma właśnie lokata w końcowej tabeli. Jedna pozycja to ponad 200 tysięcy złotych. Przy optymistycznym scenariuszu i 9. miejscu pod koniec maja, Wisła zarobi zatem niecałe 9 milionów. Dodać trzeba, że grupa mistrzowska dawałaby też szansę walki o europejskie puchary. W obecnym sezonie może dawać je nawet czwarta lokata w lidze (w finale Pucharu Polski zagrają Lechia i Jagiellonia). Między ósmą a czwartą lokatą jest obecnie 5 punktów różnicy. Premia za puchary od Ekstraklasy to kolejne miliony, a bardzo dobre pieniądze za prawo gry o Ligę Europy gotowi byli przekazać Wiśle też klubowi sponsorzy. Na pocieszenie - od organu prowadzącego rozgrywki kluby z grupy spadkowej dostają około 260 tysięcy złotych. To rekompensata za grę z „mniej atrakcyjnymi” przeciwnikami.

Lepsza i bardziej dochodowa dla działaczy Wisły byłaby oczywiście końcowa rywalizacja z Cracovią, Legią czy Lechią, a nie starcia z Sosnowcem czy Legnicą. To zapewne strata kolejnych kilkuset tysięcy złotych z dni meczowych, ale na puste trybuny na Reymonta na pewno nikt nie będzie narzekał. Wisła ma na swe ostatnie cztery domowe spotkania zarezerwowane po 15 417 krzesełek, bo tyle osób jest uprawnionych do oglądania ich dzięki karnetom. „Biała Gwiazda” powinna zatem w dość spokojnych warunkach i przy wsparciu kibiców dograć końcówkę sezonu i zacząć budować drużynę na jesień. Spotkania w tej sprawie między sztabem szkoleniowym i władzami klubowej akademii trwają. Być może kluczowy w aspekcie kształtu i budżetu będzie też nowy inwestor, który zgodnie z sugestiami Jarosława Królewskiego może pojawić się w wakacje.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.