Legia Warszawa. Ricardo Sa Pinto spełnił wszystkie oczekiwania. Mimo to został zwolniony

Ricardo Sa Pinto spełnił w Legii Warszawa wszystkie oczekiwania co do joty, a mimo to został zwolniony. Portugalczyk niczym nie zaskoczył w Warszawie, zrobił to, do czego przyzwyczaił.
Zobacz wideo

Ricardo Sa Pinto był trenerem Legii Warszawa przez siedem miesięcy. W tym czasie zdążył się skłócić z wieloma osobami. Najgłośniejszy przykład to Arkadiusz Malarz, którego Portugalczyk upokorzył: bramkarz dowiedział się, że nie leci na zimowe zgrupowanie w ostatniej chwili, w dodatku Sa Pinto nie przekazał mu nawet swojej decyzji osobiście. Wszedł też na wojenną ścieżkę m.in. z Krzysztofem Mączyńskim, zaliczył spięcia z Waldemarem Fornalikiem i Michałem Probierzem czy z dziennikarzami za rzekomo nieodpowiednie pytania. Do tego zestawu dochodzą oczywiście sędziowie i system VAR.

Dariusz Mioduski musiał wiedzieć, że Sa Pinto pójdzie na wojnę z całym światem. Legia była jego dziewiątym klubem w ciągu siedmiu lat. Nigdzie nie pracował dłużej niż przez pół roku i nie odnosił większych sukcesów. 

  • Crvena Zvezda 11 meczów
  • OFI Kreta 34 mecze
  • Atromitos 19 meczów
  • Belenenses 26 meczów
  • Al-Fateh 5 meczów
  • Atromitos 13 meczów
  • Standard Liege 42 mecze

Znany był głównie z tego, że jako dyrektor potrafił uderzyć piłkarza swojej drużyny (jako zawodnik uderzył selekcjonera). Jego najlepszy okres przypadł na Standard Liege, ale po niespodziewanym zdobyciu wicemistrzostwa i krajowego pucharu odszedł. Skonfliktował się z władzami klubu. - Ma zapał do pracy, ale nie ma szacunku do innych pracowników klubu, trenerów czy do decyzji sędziów - tłumaczył Bruno Venanzi, prezes Standardu. Myślał o zwolnieniu Sa Pinto jeszcze w trakcie sezonu. Pozostawił go na stanowisku tylko dlatego, że inni kandydaci odmówili.

Kompromitujące wypowiedzi Ricardo Sa Pinto

Do tego dochodzą jeszcze kompromitujące wypowiedzi. Trudno ocenić, czy sam Sa Pinto wierzył w to, co mówił. - Sędzia nie pozwolił nam wygrać. Gratulacje dla sędziego - tak Portugalczyk odleciał już po... debiucie w Legii (2:2 w rewanżu z Dudelange). Do pracy arbitrów nie można było mieć zastrzeżeń, ale mimo to stwierdził, że "Legia powinna spokojnie wygrać, ale sędzia na to nie pozwolił i przepchnął Dudelange do kolejnej rundy". Sędziowie regularnie przeszkadzali Sa Pinto, ale ciekawych wymówek miał więcej. Po starciu ze Śląskiem Wrocław przed dwoma tygodniami stwierdził, że "to nie Legia jest problemem", bo mistrzowie Polski mają o trzy punkty więcej niż w poprzednim sezonie. Za to prowadząca Lechia Gdańsk "jest sensacją i ma 24-25 punktów więcej niż na tym samym etapie poprzedniego sezonu". Ostatecznie Legia ma 51 punktów po 27 kolejkach, czyli tyle samo co rok czy dwa lata temu.

Nie chcę obrażać trenera Sa Pinto, ale trener Czerczesow ma więcej klasy. Wszyscy go szanowali, nie musiał stosować specjalnych metod, zakazywać, nakazywać itd. Wystarczyło na niego spojrzeć i już czuło się do niego respekt. Bardzo dobrze mi się z nim współpracowało i nie wymieniłbym nawet jednego zawodnika, który by źle go wspominał. Miał twardą rękę, ale był sprawiedliwy. Jak było coś nie tak, to zapraszał na rozmowę, wykładał karty na stół i było wiadomo, jak jest

- powiedział niedawno w rozmowie z "Polską The Times" Jakub Rzeźniczak. To porównanie dobrze pokazuje, że trudno zdobyć szacunek dziwnymi decyzjami. Jak pisał "Przegląd Sportowy", piłkarze płacili kary nawet za najmniejszą niesubordynację - nieodebranie telefonu od sztabu to kilkaset euro kary, to Sa Pinto osobiście wybierał dziennikarzy, którym można było udzielać wywiadów.

Wszyscy wiedzieli, jak Sa Pinto skończy w Legii Warszawa

To, jaką osobą jest Sa Pinto, wiedzieli wszyscy. Powtarzano, że to dobry szkoleniowiec na krótką metę - co było ważne dla Legii tuż po kompromitujących porażkach ze Spartakiem Trnawa i Dudelange - ale nie zbuduje niczego trwałego. Dodatkowo wywoła kilka konfliktów i bardzo szybko odejdzie w fatalnej atmosferze. Średnio w poprzednich klubach pracował przez 21 meczów; w Legii i tak wytrzymał dłużej, bo "aż" 28 spotkań. Mimo to Legia Warszawa dała mu do podpisania aż trzyletni kontrakt. Koniec tej historii nie może dziwić nikogo poza samym Sa Pinto - zrobił wszystko to, czego można było się po nim spodziewać.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.