Futbol po gdańsku
Szkoleniowiec Lechii Gdańsk Piotr Stokowiec wziął sobie za punkt honoru, że stworzy najlepiej funkcjonującą drużynę w Ekstraklasie i tak też uczynił. Tylko że należy wziąć poprawkę na rozumienie tego stwierdzenia. Dla każdego będzie ono znaczyło coś zupełnie innego. W tym przypadku najbardziej wydajne działanie to takie, które jest możliwie jak najlepiej przystosowane do panujących warunków. A przecież wiadomo nie od dziś, że w polskiej lidze bardzo dobrze sprawdza się wyszlifowany pragmatyzm.
Gdańszczanie na każdy mecz mają praktycznie taki sam plan, ale za każdym razem automatyzmy w zespole są bardziej udoskonalone. Trener Stokowiec ani nie zmienia strategii, ani nie dodaje do niej nic nowego. Uparcie pielęgnuje to, co w Gdańsku powstało – dba o to, żeby reakcja poszczególnych zawodników była czymś zupełnie naturalnym i pojawiała się samoczynnie, niezależnie od fazy gry. Założenia wyglądają na proste i w istocie takie są: doskoczyć, szybko wyjść na prowadzenie, a następnie konsekwentnie wdrażać projekt „wycofanie”. To stopień przygotowania do meczu oraz rozpracowania rywala sprawiają, że Lechia może realizować swój plan.
Lechia Gdańsk - Piast Gliwice screen
Warto cofnąć się do pierwszych minut spotkania, kiedy gospodarze grali wysoko, a ich pierwsza linia (Paixao, Haraslin, Mak) usiłowała maksymalnie ograniczyć pole gry stronie przeciwnej. Piłkarze reagowali szybko, momentalnie ograniczali przestrzeń rywalowi, wymuszając na nim inne wybory.
Początkowo można było odnieść wrażenie, że dla gliwiczan nie jest to szczególny problem. Dość sprawnie przenosili się w okolice szesnastego metra, potrafili długo utrzymywać się przy piłce i co najważniejsze – byli konsekwentni. Przez niemalże cały mecz realizowali swój plan bez wahania. Niezależnie od tego, czy pole gry było zawężane, czy nagle pojawiało się nieco więcej miejsca. Ogromną rolę odgrywał dość dynamiczny środek pola. Jodłowiec przesuwał się w boczne sektory usprawniając rozegranie w trójkącie, podczas gdy Hateley regulował tempo akcji prostopadłymi podaniami otwierającymi.
Stłamszenie kontra rozegranie
Piast i Lechia miały na ten mecz zupełnie inny plan, ale można znaleźć jeden element wspólny: cierpliwość. Po obu stronach okoliczności ku temu były sprzyjające. Gospodarze dopięli swego i szybko, bo już w 6. minucie, wyszli na prowadzenie, po czym mogli skupić się na kolejnym punkcie strategii, który w sposób bezpośredni wiązał się z oddaniem inicjatywy. Tymczasem gliwiczanie zdecydowanie lepiej czują się, mając ten komfort, że mogą skonstruować atak pozycyjny „od tyłu”. Był tylko jeden mały szkopuł.
Chociaż wydawało się, że goście robili wszystko dobrze, ponieważ dość łatwo przenosili się pod pole karne przeciwnika, a w ich akcjach był widoczny pomysł, to mieli potężny kłopot z wykończeniem. Warto prześledzić, co się działo w drużynie z Gliwic bezpośrednio po pierwszej straconej bramce.
Lechia Gdańsk - Piast Gliwice screen
Podopieczni trenera Fornalika mieli krótki moment zawahania, czy aby na pewno ich koncepcja sprawdzi się akurat w tym spotkaniu. Po stracie gola odległości pomiędzy poszczególnymi częściami ustawienia rozluźniły się i w momencie, gdy piłka była wprowadzana z linii obrony, reakcja środka pola (Dziczek przesunął się bliżej stoperów na grafice powyżej) była spóźniona. Do takiego stopnia, że przeciwnik nie miał większych trudności z zajęciem tej strefy.
Faza przestoju była stosunkowo krótka (do pięciu minut), a bezpośrednio po niej Piast wrócił do konstruowania ataków. Nie robił tego mozolnie – raczej starał się przenieść pod pole karne Kuciaka podaniami na jeden-dwa kontakty. Bardzo sprawnie potrafił utrzymać się w okolicach 30. metra i swobodnie zmieniał kierunek gry.
Lechia Gdańsk - Piast Gliwice screen
Chociaż gospodarze dość sprawnie wypychali przeciwnika, to mimo wszystko był on w stanie realizować swój plan. Problem tkwił w ostatnim podaniu lub dośrodkowaniu. Na powyższej grafice widać, jak Felix przez cały czas ma możliwość zagrania do Jodłowca, ale czeka do ostatniej chwili – jest świadomy, że w momencie, kiedy jego strefa zostanie zawężona, to jednocześnie pole gry w kolejnej minimalnie się poszerzy. Nunes i Kubicki odcięli go z dwóch stron, ale tego samego z Jodłowcem nie zrobił duet Makowski-Łukasik, dlatego akcja mogła być kontynuowana flanką.
Lechiści bazowali na stłamszeniu. Automatyzmy w ekipie z Gdańska były bardzo wyraźnie widoczne na przykładzie żelaznego trójkąta w środku pola.
Lechia Gdańsk - Piast Gliwice screen
Podczas gdy Makowski wypychał przeciwnika i tym samym był wysunięty o te kilka kroków bardziej do przodu niż jego koledzy, Kubicki był o tyle samo kroków wycofany. Przesuwali się na zasadzie wahadła zegara – odpowiednio w tempo, bez cienia zawahania. Do tej dwójki dołączał Łukasik, kiedy trzeba było opanować któryś z bocznych sektorów boiska.
Tryb oszczędny
Na przykładzie doskoku do zawodników Piasta na flance, dobrze widoczna jest różnica między Lechią z pierwszej połowy (do ok. 35.-40. minuty), a tą z drugiej. Przed przerwą gdańszczanie reagowali szybciej, podchodzili wyżej, starając się zdusić akcje podopiecznych trenera Fornalika już w okolicach koła środkowego. Za punkt wspólny można natomiast uznać to, że w obu przypadkach nie podejmowali prób rozegrania – raczej bazowali na odbiorze i szybkim wyprowadzeniu kontrataku.
Lechia Gdańsk - Piast Gliwice screen
Gliwiczanie mieli więcej miejsca, dlatego Hateley mógł sobie pozwolić na takie rajdy z piłką, jak na grafice powyżej. Po jego podaniu Parzyszek uderzył w słupek bramki Kuciaka.
Po przerwie, już przy stanie 2-0, priorytety w ekipie z Gdańska zostały nieco inaczej ustalone. Warto zwrócić uwagę na te akcje gości, które były konstruowane w bocznych sektorach boiska i sposób, w jaki zachowywali się wówczas gospodarze.
Zamiast agresywnego stłamszenia z wykorzystaniem dwóch z trzech graczy środka pola, pojawiało się znacznie więcej miejsca dla przyjezdnych (Konczkowski w wielu sytuacjach miał większą swobodę działania). Lechiści nie tylko reagowali wolniej, ale przede wszystkim całkowicie przekazali pałeczkę przeciwnikowi i przesunęli swój obszar zainteresowań bliżej własnego pola karnego.
Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że to, co na rodzimych boiskach wygląda na najbardziej stabilny system, niekoniecznie musi funkcjonować na wyższym poziomie. Taktyka doskocz-odskocz sprawdza się w Ekstraklasie, ale w starciach z zagranicznymi rywalami może się okazać, że żelazna dyscyplina jest tak naprawdę chwiejna, a oddawanie inicjatywy może zakończyć się katastrofą.