Kryzys nie tylko trwa, ale się pogłębia. Dochodzą kolejne problemy, stare nie są rozwiązywane. Lechowi coraz łatwiej strzelić gola - Górnik trafiał po kontrze, po rzucie rożnym, a na koniec, gdy już nie bardzo wiedział co zrobić z piłką, to Igor Angulo umieścił ją w bramce. I znów musiał martwić się Lech, zaczynając od środka boiska.
Gra Lecha na przestrzeni ostatnich tygodni właściwie się nie zmienia. Zespół wciąż ma olbrzymi problemy ze stwarzaniem okazji do zdobycia bramki – brakuje pomysłu na to jak atakować i indywidualnych umiejętności, by zagrać tak, jak Górnik na 1:0. Prostopadłe podanie, zgranie piętą i spokój Igora Angulo przy wykończeniu. Kolejorz podobnej akcji w tym sezonie jeszcze nie przeprowadził.
Skoro nie z gry, to może ze stałych fragmentów? Nic z tych rzeczy. Nie było widać, żeby piłkarze mieli w głowie gotowy pomysł na to jak je rozegrać. Jeden z piłkarzy wbijał więc piłkę w szesnastkę rywala – celnie lub nie, a efekt zawsze był taki sam. W końcu to Górnik przejmował piłkę i albo grę wznawiał Martin Chudy, albo goście ruszali z kontrą. Chodzi o choćby najprostszy pomysł – jak przy drugim golu zabrzan. Wystarczyło, że Angulo przedłużył głową dośrodkowanie z rzutu rożnego, a obrońcy Kolejorza zupełnie stracili orientację i zostawili Borisa Sekulicia samego metr od bramki Buricia. Dostawił głowę i Górnik prowadził dwoma golami. Obrońcy Lecha nie wyciągnęli żadnych wniosków z wcześniejszych rzutów rożnych, które Górnik starał się rozegrać w identyczny sposób.
Dla Lecha to wyjątkowo bolesna strata punktów. Mecz z Górnikiem Zabrze był bowiem, jakkolwiek kuriozalne się to nie wydaje, ostatnim z tych łatwych. Do końca sezonu zasadniczego Kolejorz będzie mierzył się już tylko z drużynami z górnej ósemki. A w meczach z takimi zdobył zaledwie osiem punktów z 39. Lecha czekają trudne spotkania z Koroną Kielce, Pogonią Szczecin, Lechią Gdańsk i Jagiellonią Białystok. Spośród nich tylko Korona jest w tym momencie niżej w tabeli niż zespół z Poznania.
Lech, który miał walczyć o miejsce gwarantujące grę w europejskich pucharach, stał się zespołem, który musi drżeć o pozostanie w górnej ósemce! Kolejorz jest na szóstym miejscu, ma trzy punkty przewagi nad dziewiątą Koroną, a jego bezpośredni rywale w tej kolejce jeszcze nie grali.
Jóźwiak w meczu z Miedzią Legnica dostał od Adama Nawałki „wędkę” – zszedł cztery minuty przed końcem pierwszej połowy. Kilka dni później, trener tłumaczył na konferencji prasowej, że dał zawodnikowi czas na przemyślenie sytuacji, w której się znalazł i zgodnie z powiedzeniem o dawaniu wędki miała to być szansa na odbudowanie się. Trener Nawałka wydawał się wręcz współczuć swojemu piłkarzowi. Wydawało się więc, że Jóźwiak w kolejnym meczu dostanie choćby kilka minut, żeby móc zareagować na to, co stało się w Legnicy. Ale nie było go nawet w kadrze na spotkanie z Górnikiem Zabrze. Zamiast tego pojedzie z trzecioligowymi rezerwami na spotkanie z Mieszkiem Gniezno.
Deklaracje o wyciąganiu konsekwencji słyszy się w Poznaniu dość często, rzadziej widzi się realizację tych słów. Reakcja na słabą grę z Miedzią sprowadziła się do „odstrzelenia” jednego z najmłodszych zawodników w składzie, wychowanka klubu, który mimo słabej formy w niczym nie ustępował swoim konkurentom – Amaralowi i Makuszewskiemu. Trudno taką decyzję trenera wytłumaczyć w racjonalny sposób.
Spotkanie z Górnikiem Zabrze zapowiadane było jako 97. urodziny Lecha. Wypadają za cztery dni – 19 marca, więc klub przyjęcie zorganizował przy okazji meczu z Górnikiem. O symbolicznej godzinie 19:22 stojąca przed stadionem lokomotywa wydała charakterystyczny dźwięk i puściła parę. Klub obiecał też ufundować dożywotni karnet na mecze Kolejorza dla pierwszego dziecka, które urodzi się tego dnia.
O 20:30 rozpoczął się mecz. Kibiców przyszło wyjątkowo mało – 9 881. Zamiast życzeń były gwizdy. Urodzinowe piosenki zastąpił zupełnie inny repertuar – pełen przekleństw, rozgoryczenia fatalną grą zespołu. W doliczonym czasie gry Górnik Zabrze ruszył z groźną kontrą, kibice Lecha Poznań zaczęli skandować „jeszcze jeden!”. Nastąpił odbiór piłki, a cały stadion zaczął gwizdać. Na koniec kibice zapytali piłkarzy „kiedy wygracie?!”, Nawałkę "gdzie ci piłkarze?", a właścicieli „gdzie to mistrzostwo?”.