Miedź zdominowała Lecha. Poznaniacy ciągle popełniają te same błędy

Ostatnie minuty zakrzywiły obraz meczu. Był to właściwie jedyny moment, kiedy Kolejorz potrafił skonstruować kilka całkiem konkretnych ataków. Podopieczni trenera Nowaka wygrali 3:2 po bramkach Musy, Forsella i Santany.
Zobacz wideo

Krótka chwila pressingu

Początek i końcówka spotkania – dwa zaledwie kilkuminutowe okresy, gdy lechici faktycznie wiedzieli, co chcą osiągnąć na boisku. W pierwszym przypadku chodziło jedynie o zyskanie dominacji, w drugim byli w stanie przeprowadzić składne akcje ofensywne.

Pressing piłkarzy Lecha PoznańPressing piłkarzy Lecha Poznań screen

Chwilę po gwizdku sędziego można było odnieść wrażenie, że Kolejorz będzie stroną dominującą. Grał wysoko, starał się za wszelką cenę ograniczyć przestrzeń przeciwnikowi. Trwało to około sześciu minut. Na powyższej grafice widać, jak Gytkjaer i Tiba naciskają Sapelę (popełnił błąd przy wprowadzaniu piłki, aut dla gości), a w ślad za nimi podążają Gajos i Jóźwiak.

Poznaniacy wyglądali na pewnych siebie. Po stracie na połowie legniczan nie wycofywali się, żeby odbudować ustawienie, a usiłowali wycisnąć maksimum z sytuacji. Nie zmienili podejścia jeszcze przez około dwie minuty po pierwszej straconej bramce (Musa w 4. minucie).

Problem w tym, że poza zupełnie niezorganizowanym pressingiem, z którego wynikały kłopoty w komunikacji, Lech nie miał nic więcej do zaoferowania. Doskakiwał do przeciwnika, ale po odbiorze nie do końca wiedział, co dalej. Grze brakowało spójności – tak, jakby w drużynie z Poznania panowało przekonanie, że po przechwycie „jakoś to będzie”. Lub, w formie doprecyzowanej: „Gumny coś z tym zrobi”.

Mówiąc o schematycznym charakterze akcji ofensywnych Kolejorza, nie sposób nie wspomnieć o młodym obrońcy. Niezależnie od tego, w jakim sektorze boiska zawiązywano atak, w przeważającej większości przypadków w pierwszej połowie, piłka i tak trafiała pod jego nogi. Nawet kiedy ciężar gry był na przeciwległej flance i teoretycznie Gajos mógł zagrać bezpośrednio do przodu, zdecydował się na przerzut do defensora. Wielokrotnie taka gra sprawiała, że Gumny znajdował się w sytuacji 1v2 i cała akcja paliła na panewce.

Sam moment wprowadzenia piłki do gry również pozostawiał wiele do życzenia. Zawodnicy w środku pola wymieniali się obowiązkami w tym zakresie (najczęściej zmiana na linii Tiba-De Marco), ale tak naprawdę niezależenie od tego, który gracz się tym zajmował, efekt był taki sam. Jeden piłkarz przesuwał się do przodu, reszta czekała na to, co zrobi. Dodatkowo często do środkowej strefy przesuwał się Vujadinović. Rzadko kiedy zdarzało się, żeby któryś z poznaniaków wyskoczył przed przeciwnika i w ten sposób stworzył przewagę. Jeszcze przed tym, jak Lech całkowicie zaakceptował dominację Miedzi, Jóźwiakowi zdarzyło się w ten sposób pokazać do gry. W 8. minucie w środku pola wymienił podania z Tibą, kilka razy próbował grać na flance z Gumnym. W wielu prostych sytuacjach tracił kontrolę nad piłkę lub zapędzał się w kozi róg, ale w jego poczynaniach przynajmniej był jakiś cel – coś, czego przede wszystkim brakowało ekipie z Poznania.

Co ciekawe, według pomeczowego raportu, Jóźwiak i tak wygrał więcej pojedynków niż Makuszewski. 20-latek poradził sobie z rywalem 5 razy na 18 przez 41 minut, podczas gdy jego kolega z przeciwległej flanki przez 100 minut nie uległ w zaledwie 4 przypadkach na 15.

Przeciwieństwo Kolejorza

Podopieczni trenera Nawałki po raz kolejny nie byli konsekwentni. Zaczęli wysoko, próbowali przejąć kontrolę (abstrahując już od braku spójności i „rwanej” gry), po czym krótko po stracie pierwszego gola odpuścili, przestali realizować nawet ten bardzo mglisty plan. Tymczasem legniczanie byli ich przeciwieństwem. Potrafili całkowicie wymanewrować środek pola rywala, stworzyć sobie przewagę i zakończyć akcję strzałem na bramkę Buricia.

Rozegranie w wykonaniu piłkarzy Miedzi LegnicaRozegranie w wykonaniu piłkarzy Miedzi Legnica screen

Warto wrócić do sytuacji z 17. minuty, kiedy w środkowej strefie gości było trzech zawodników (w tym przypadku Jóźwiak przesunął się ze skrzydła), a i tak duet Camara-Borja mógł spokojnie rozprowadzić akcję. W tym samym czasie bardzo dużo działo się z przodu. Szczepaniak aż do momentu podania Camary niespecjalnie szukał sobie miejsca do gry – praktycznie w ostatniej chwili wykorzystał nieuwagę Vujadinovicia i zyskał miejsce do przyjęcia piłki.

Powyższa akcja pokazuje, że to, co na papierze, zupełnie nie współgrało z funkcjami poszczególnych lechitów na boisku. Przesuwali się nie po to, żeby zneutralizować atak rywala, a traktowali to jako ostatnią deskę ratunku. W ten sposób legniczanie, będąc o krok do przodu, mogli bez większych trudności stworzyć sobie przewagę. Podobnie wyglądała sytuacja, gdy Miedź przenosiła ciężar gry na flankę. Poznaniacy starali się nie dopuszczać do sytuacji 1v2 (Jóźwiak miał poruszać się w odpowiedniej odległości od Gumnego), ale reagowali zbyt późno, dlatego Borja mógł wjechać w pole karne Buricia.

Przekrój sytuacjiPrzekrój sytuacji screen

Bierną grę Kolejorza dość wyraźnie obrazuje akcja legniczan z 34. minuty, kiedy Borja wymyślił sobie, że zagra do Zielińskiego i nikt nie stanął mu na przeszkodzie. Poznaniacy byli ustawieni dość wąsko (Makuszewski i Tomasik nie byli w stanie odpowiednio szybko zablokować przeciwników w bocznych sektorach), a mimo wszystko i tak nie dali rady zabezpieczyć środka pola. Tomasik zareagował na tyle późno (kiedy wrócił, w polu karnym zdublował pozycję Vujadinovicia), że Zieliński zdołał odegrać do Szczepaniaka.

Zwycięstwo cierpliwości

W przeciwieństwie do poznaniaków, podopieczni trenera Nowaka nie robili niczego na siłę. Jeżeli nie dało się zagrać do przodu, to Forsell lub Santana (45. minuta, Tiba próbował go wypychać) robili kółeczko i czekali aż koledzy lepiej się ustawią. Ważniejsze było utrzymanie rytmu akcji, a nie jej sam rezultat. Z pewnością pomocna okazała się duża wymienność pozycji w centralnej strefie, która uchodziła za centrum dowodzenia Miedzi (Camara często ścinał do koła środkowego).

Miedź Legnica - Lech PoznańMiedź Legnica - Lech Poznań screen

Dość dobrze obrazuje to zachowanie Santany w środku pola, kilka sekund przed uderzeniem Forsella na 2:0. Zawodnik nie przyspieszał. Przez cały czas kontrolował ruch przeciwnika i czekał na odpowiedni moment. W tym samym czasie centralny sektor Lecha był całkowicie zdezorientowany. De Marco zerknął na Forsella, ale najwyraźniej uznał, że Gajos sobie z nim poradzi, tymczasem Tiba zatrzymał się w kole środkowym. Za Santaną poszedł jedynie Jóźwiak – Hiszpan zrobił kółeczko, odwrócił się z piłką i w tym momencie mógł już podać do Fina.

Miedź Legnica - Lech PoznańMiedź Legnica - Lech Poznań screen

Forsell wcale nie musiał się szczególnie wysilać, żeby znaleźć sobie miejsce między De Marco a Gajosem. Zawodnicy gości całkowicie odpuścili krycie.

Miedź przyjęła nieco inną strategię w drugiej połowie (przy stanie 2:0). Wycofała się, zostawiła więcej miejsca rywalowi i ponownie podkręciła tempo dopiero około 75. minuty. Natomiast Lech był jednakowo bierny nawet po bramce kontaktowej z 56. minuty, kiedy wciąż miał mnóstwo czasu, żeby odwrócić losy spotkania. Mimo zrywu w samej końcówce meczu trudno powiedzieć, że Kolejorz faktycznie miał plan na to starcie. W przeciwieństwie do trenera Nowaka i jego podopiecznych, którzy w pełni zasłużyli na zwycięstwo.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.