Lech Poznań nie istnieje w ofensywie. Adam Nawałka zaplanował wszystko tylko nie grę swojego zespołu

W 43. minucie Lech Poznań oddał pierwszy strzał w meczu z Miedzią Legnica. Niecelny. Przez cały mecz nie potrafił przejąć inicjatywy, przeprowadził może dwie składne akcje. I to w spotkaniu z najsłabszą defensywą w ekstraklasie. Przegrał zasłużenie 2:3 i zmarnował szasnę na wyprzedzenie Jagiellonii Białystok.
Zobacz wideo

Do zwycięstwa z Arką Gdynia wystarczyła jedna składna akcja. Adam Nawałka tłumaczył wtedy, że na razie efektywność stawia ponad efektowność. Że takie podejście dało drużynie sześć punktów w dwa tygodnie i teraz to jest najważniejsze. I trzeba przyznać, że było to bardzo zgrabne wytłumaczenie ofensywnej indolencji. 

Lech Poznań znów dał się zdominować w środku pola

Teza Nawałki była o tyle dobra, że naprawdę trudno było z nią polemizować, ale tylko dopóki drużyna punktowa. A problem polega na tym, że przegrała już w następnym meczu i po oczach znów raził brak pomysłu na to jak atakować, kto ma zająć jaką pozycję, komu mają podać piłkę środkowi obrońcy, żeby akcja miała szasnę potoczyć się dalej. Minimalistyczne zwycięstwa z Legią i Arką to nie żadna część szerszego planu. Tak po prostu wyszło. Miedź wyszła na prowadzenie już w czwartej minucie i "plan" legł w gruzach.

Jako defensywny pomocnik znów zagrał Vernon De Marco, piłkarz o tyle pożyteczny, że może zastąpić środkowego obrońcę, lewego obrońcę i defensywnego pomocnika. Tyle że w niedzielę nikogo nie zastępował. Przed tygodniem zagrał jako „szóstka” w miejsce zawieszonego za żółte kartki Pedro Tiby i było to całkiem zrozumiałe. Pokazało jedynie, że trener Nawałka w ogóle nie ufa Łukaszowi Trałce i na jego pozycji woli wystawić nominalnego obrońcę. Argentyńczyk spisał się nieźle, to prawda, ale nadal trudno wytłumaczyć jego występ w meczu z trzecią drużyną od końca, która ma najgorszą defensywę w lidze i jeszcze przed meczem wiadomo, że pozwoli Lechowi rozgrywać piłkę. Tymczasem atuty De Marco ograniczają się do odbioru piłki i podania do najbliższego, a i z tym były w niedzielę problemy, bo częściej piłkę tracił niż odbierał. 

Pewnie plan był taki, że Pedro Tiba zagra za napastnikiem, będzie mógł zapomnieć o grze w obronie i skupi się jedynie na rozgrywaniu. Plan nie przewidywał jednak, że będzie otrzymywał piłkę raz na kilka minut i w dodatku tak często ją tracił (Portugalczyk miał dziesięć strat, więcej tylko Robert Gumny). Z tego pomysłu Nawałka wycofał się już w przerwie. Po niej Tiba grał jako „szóstka” i przejmował piłkę od stoperów, by akcje Kolejorza w ogóle miały swój początek. 

Ale Tiba to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Lech bardzo długo nie stwarzał żadnej okazji, bo słabo funkcjonował cały środek pola. Lech dał się zdominować w kluczowej strefie boiska zespołowi, który walczy o utrzymanie i ma wielki problem ze stwarzaniem okazji do zdobycia bramki, a sam traci ich najwięcej w lidze! Nie mogło być inaczej, skoro Maciej Gajos przez cały mecz nie miał ani jednego sprintu. Nawet Jasmin Burić biegnąc w końcówce meczu na rzut rożny w pole karne Miedzi poruszał się szybciej od niego i zaliczył jeden sprint. Dla porównania – Borja Fernandez miał 8 sprintów, Rafał Augustyniak 12 i Omar Santana 10. Gajos przez cały mecz tylko patrzył, jak rozgrywający Miedzi przebiegają obok niego. Nie dał żadnego impulsu do ataku, miał najwięcej niecelnych podań ze wszystkich środkowych pomocników. 

Lech Poznań nie ma żadnego planu na zaatakowanie rywala

Adam Nawałka w 41. minucie zdecydował się na zmianę.  Zdjął Kamila Jóźwiaka – nieobecnego, wiecznie spóźnionego, irytującego niedokładnością i wiecznym przewracaniem się (być może źle dobrał wkręty do butów, a u Nawałki to grzech śmiertelny). Niemal co drugie jego podanie nie trafiało do adresata (14 podań, 8 celnych). Mimo to, Jóźwiak wcale nie był gorszy od Macieja Makuszewskiego i trener równie dobrze mógł przed przerwą zdjąć jego. Skrzydłowy Lecha gra wyraźnie poniżej oczekiwań. Nie tylko w meczu z Miedzią, ale w ogóle. Ostatniego gola strzelił w listopadzie 2017 roku. Półtora roku bez gola piłkarza, który niedawno biegał w reprezentacyjnej koszulce! Asysty? W tym sezonie tylko sześć. Ostania przeciwko Zagłębiu Sosnowiec w grudniu zeszłego roku. W 2019 trudno sobie przypomnieć jego dokładne dośrodkowanie. W niedzielę „Maki” wygrał cztery z piętnastu pojedynków z obrońcami Miedzi. Determinacja, bieganie i walka są fajne, ale przydałby się też gra w piłkę.

Ofensywne trio Lecha (Jóźwiak, Makuszewski, Tiba) wygrywało co czwarty pojedynek z rywalami. A do indywidualnej słabości dochodzi jeszcze brak jakiegokolwiek pomysłu na przeprowadzenie ataku pozycyjnego czy kontry. Adam Nawałka lubi mieć przecież wszystko zaplanowane. Zaplanował treningi, śniadania, drzemki… Wszystko, tylko nie grę zespołu. Jego piłkarze wciąż nie wiedzą kto, gdzie ma biegać, żeby miało to sens. Tak było już na obozie w Belek, tak było w pierwszych wiosennych meczach i tak jest teraz. Przez te wszystkie tygodnie Lech nawet nie drgnął, nie widać żadnej poprawy. Brakuje jakiejkolwiek powtarzalności choćby przy zdobywanych bramkach. W meczu z Zagłębiem Lubin Gytkjaer dobił strzał sprzed pola karnego, który trafił w słupek, a następnie w plecy bramkarza. Z Legią Warszawa pierwszy gol padł po rzucie rożnym, drugi z karnego. Arka oberwała po akcji z boku boiska i dobrym dośrodkowaniu, a Miedź bramki straciła po indywidualnym błędzie Łukasza Sapeli i po tym jak Tiba poradził sobie z jej kilkoma obrońcami i wystawił piłkę Gajosowi. Totalny miszmasz, w którym nie da się wskazać choćby dwóch odrobinę podobnych akcji. 

W dodatku, piłkarze Nawałki atakują raz, w porywach do dwóch razy na mecz. W niedzielę oddali dwa celne strzały i zdobyli dwie bramki. Żadna to pochwała ich skuteczności. Oni zwyczajnie nie za bardzo mają się kiedy pomylić. Taki Christian Gytkjaer nie zmarnował żadnej okazji, bo koledzy ani razu nie podali mu piłki, gdy był w polu karnym. Drugi napastnik, Timur Żamaletdinow jest w Poznaniu od stycznia, ale nadal nie wiadomo jak uderza na bramkę i jakie ma wykończenie. 

Od pierwszego meczu rundy wiosennej ofensywna gra Lecha wygląda tak samo beznadziejnie. Wiadomo, że trener Nawałka lubi konsekwencję – często o tym mówi – ale bez przesady. 

Więcej o:
Copyright © Agora SA