Nerwowo w klubie ekstraklasy. Kolejna porażka, strefa spadkowa coraz bliżej

Nastroje w Gdyni są coraz bardziej nerwowe. Nie tylko dlatego, że Arka przegrała piąty mecz z rzędu i grozi jej strefa spadkowa, ale również ze względu na sam obraz gry. Poza krótkim fragmentem drugiej połowy, tak naprawdę trudno o jakikolwiek optymizm.
Zobacz wideo

Dwa niedopracowane pomysły

Sztab szkoleniowy gdynian nie do końca może się zdecydować, jak powinien wyglądać ogólny zarys strategii zespołu. W pierwszej połowie arkowcy wielokrotnie próbowali konstruować atak długimi podaniami, chociaż ich środek pola był dość mocno obstawiony (Deja, Vejinović, Janota).

Z jednej strony można spróbować obronić tę decyzję, bo okropny stan murawy w dużym stopniu uniemożliwia grę po ziemi, z drugiej jednak nie pasowały do tego role poszczególnych zawodników, a Zarandia po wejściu na boisku w 69. minucie udowodnił, że jest w stanie bez większych problemów kontrolować piłkę nawet w takich warunkach. W drugiej połowie – kiedy gra układała się znacznie lepiej – Janota wyraźnie przejął rolę rozgrywającego, dominowały krótkie podania. Przemieszczanie się w obrębie dwóch pomysłów na mecz nie stanowiłoby problemu, gdyby nie fakt, że tak naprawdę oba były niedopracowane.

wyprowadzanie piłkiwyprowadzanie piłki screen

Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na ustawienie drużyny w momencie podania wprowadzającego z linii defensywy. Mimo że w środku pola jest trzech graczy na co najmniej niezłym poziomie technicznym, to legioniści całkowicie odcinają ich od podań. Ich pressing nie jest ani przesadnie zorganizowany, ani dynamiczny. Pierwsza linia (Carlitos i Kulenović/Nagy) przesuwa się bliżej obrońców rywala, podczas gdy w tym samym czasie druga wypełnia przestrzeń w centralnym sektorze, pozbawiając Vejinovicia pola manewru. Jednocześnie Deja i Janota są oderwani od tej części ustawienia.

Rozrzucenie po boisku w jakimś szczególnym przypadku można by było zrzucić na karb idei gry długą piłką, ale nijak ma się to do roli, które mieli realizować zawodnicy w środku pola. Co więcej, boczni obrońcy bardzo często nie czekali na rozwój wydarzeń, a od razu wychodzili wysoko, jeszcze zanim piłka trafiła do centralnej strefy. Wszystko było schematyczne, w jednym tempie, bez ruchu z przodu. Arka traciła element zaskoczenia, na którym teoretycznie powinno jej zależeć przy takiej grze, natomiast Legia zyskiwała czas i miejsce na odpowiednie przygotowanie do odbioru oraz przejęcia inicjatywy. Nie było więc ani szans na grę przez środek, ani na dokładne długie zagranie.

Statek bez steru

Nie tylko konstruowanie ataku sprawiało problem ekipie z Gdyni. Poszczególne części ustawienia funkcjonowały niezależnie od siebie, co dość wyraźnie było widoczne, kiedy inicjatywa była po stronie gości.

Legia przy piłceLegia przy piłce screen

Podobnie jak w przypadku strategii na mecz, brakowało wyraźnej decyzji o pressingu lub jego braku. Kolew podbiega do Wieteski, ale równie dobrze mógłby zachować tę energię na później, ponieważ drużyna nie czerpie z tego korzyści. Obrońca Legii bez większych problemów może zagrać do Hlouska ustawionego na flance. Na powyższej grafice widać, że arkowcy decydują się na zagęszczenie środka pola. Teoretycznie zamiast pressingu, wolą pozwolić przeciwnikowi na wprowadzenie piłki do gry i odebrać ją dopiero na własnej połowie. W praktyce nie jest to takie oczywiste.

Warto odnieść się do samej roli bułgarskiego napastnika. Trener Smółka w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” powiedział, że chciał stworzyć bardziej ofensywny futbol i udawało mu się to do momentu, gdy ze składu wypadł Kolew i pojawiło się mnóstwo „pośrednich problemów”. Można więc odnieść wrażenie, że w dużej mierze ze względu na warunki fizyczne, 26-latek jest uznawany za kluczowy element układanki. Dlatego w momencie, gdy Arka grała długim podaniem, napastnik cofał się do środka pola, gdzie miał utrzymać ją w posiadaniu. W przypadku krótkiego rozegrania również miało to miejsce, ale wówczas stosunkowo często brakowało kogoś z przodu. Kłopot w tym, że jego ruch tak naprawdę niewiele zmieniał, bo nie pociągał za sobą żadnej reakcji ani z przodu, ani z tyłu. Podobnie wyglądało to w przypadku pressingu – Kolew wyrywał się do przeciwnika, podczas gdy nikt poza nim nie reagował. Brak zdecydowania sztabu szkoleniowego w kwestii strategii na mecz miał bezpośrednie przełożenie na grę poszczególnych zawodników, którzy sprawiali wrażenie, że również nie do końca rozumieją, czego się od nich oczekuje.

akcja dalejakcja dalej screen

Wracając jednak do problemu teoria-praktyka, można zauważyć, że mimo zagęszczonego środka pola, gospodarze nie są w stanie powstrzymać ataku rywala. Martins może odwrócić się z piłką i kontynuować akcję, mimo że Janota powinien odpowiadać za jego krycie. Deja i Vejinović nie kontrolują tego, co dzieje się za ich plecami – wykorzystuje to Carlitos. Kilkanaście sekund później sytuacja się powtarza. Tym razem Nagy wykorzystuje brak reakcji arkowców i pokazuje się do gry Jędrzejczykowi.

Jedno wielkie niezdecydowanie

Spóźniony doskok do przeciwnika nie jest jedynie rezultatem niedookreślonego planu na mecz. Po raz kolejny wygląda na to, że role poszczególnych graczy również nie zostały konkretnie wyszczególnione. Przede wszystkim mowa o Dei i Vejinoviciu, którzy według raportu meczowego dublowali swoje pozycje (zwykle ustawieni w okolicach koła środkowego). Był to jeden z głównych problemów w tym spotkaniu. Obaj na zmianę podchodzili pod linię defensywy, w momencie gdy inicjatywa była po stronie Arki i obaj wymieniali krótkie podania ze stoperami lub ewentualnie bocznymi obrońcami. Rzadko kiedy zdarzało się, żeby któryś z nich odważnie przesunął się z piłką bliżej „oderwanej” drugiej linii. Trudno się jednak dziwić, skoro w pierwszej części spotkania gdynianie byli do takiego stopnia rozrzuceni po boisku, że ryzyko straty w przypadku takiego manewru było bardzo wysokie.

jeden moment przyspieszeniajeden moment przyspieszenia screen

Vejinović funkcjonował niezależnie od Dei i odwrotnie, Deja zdawał się nie dostrzegać holenderskiego pomocnika. W pierwszej połowie tylko raz wymienili podania z pierwszej piłki i uruchomili dobrze ustawionego Janotę. Była to również jedyna akcja przed przerwą, gdy podopieczni trenera Smółki szybko podjęli decyzję o grze do przodu.
Sytuacja uległa zmianie w drugiej połowie ze względu na dwa elementy – Janota przejął rolę rozgrywającego, a Zarandia ożywił atak. Pierwszy pociągał za sobą ruch innych graczy, drugi za każdym razem pokazywał się do gry. Arka zaczęła grać szybciej i kompletnie nie radziła sobie z przechodzeniem od ataku do obrony.

akcja bramkowa na 2:0akcja bramkowa na 2:0 screen


Zanim Kulenović strzelił gola, Vejinović i Marić dali popis niezdecydowania w defensywie (Maghoma w tym czasie był ustawiony w polu karnym rywala; kontratak po rzucie wolnym). W momencie gdy Holender przesunął się bliżej przeciwnika, ten zdążył zagrać do Cafu, który bez większych problemów mógł mu oddać piłkę, bo stoper gdynian zostawił mu wystarczająco dużo miejsca. Sytuację próbował ratować jeszcze Olczyk, ale bezskutecznie.

To wszystko pokazuje, że problemy Arki zaczynały się od ustawienia. Odległości były bardzo duże, brakowało łącznika między poszczególnymi częściami zespołu i wreszcie, tak naprawdę żaden zawodnik w środku pola nie miał skonkretyzowanych obowiązków. W tym znajdował się punkt wyjścia do dalszych kłopotów – gospodarze reagowali zbyt późno. Zwlekali z doskokiem, oddaniem strzału, już nie wspominając o prostopadłych podaniach, jakie można policzyć na palcach jednej ręki. Jedynym argumentem, którym faktycznie dysponuje w tym momencie sztab szkoleniowy i drużyna, jest ambicja. Kibice gdyńskiego klubu tylko w niej mogą poszukiwać optymizmu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.