- Wiem, że sporo osób mówi na mnie prezes. Mam do tego dystans, szczególnie że jest to w formie żartu. Jestem tylko cząstką projektu ratowania Wisły Kraków. Mówiąc zupełnie szczerze: jest wiele osób, które dołożyły od siebie bardzo dużo. Nie chcę wyliczać, że jeden dał więcej, a drugi mniej, bo każdy zrobił tyle, ile mógł - mówił Jakub Błaszczykowski, który gościł w magazynie piłkarskim „4-4-2” emitowanym na antenie TVP Sport.
- Czy za pół roku nadal będę grał w Wiśle Kraków? Nie wiem, bo nie wiem, co będzie z klubem. To nie jest tak, że Wisła jest już uratowana i wszystko jest okej. Zdaję sobie sprawę z powagi tej sytuacji - odparł 33-letni skrzydłowy. I dodał: - Może być przecież tak, że pojawi się nowy inwestor, który powie, że chce robić drużynę po swojemu i nie widzi w niej Kuby Błaszczykowskiego. Dlatego trudno teraz o jakiekolwiek deklaracje.
Błaszczykowski stał się twarzą odbudowy Wisły. Zimą rozwiązał kontrakt z Wolfsburgiem i wrócił do Krakowa, skąd 12 lat temu wyjeżdżał podbijać Zachód. I to wrócił wielkim stylu, bo zanim podpisał kontrakt, pożyczył Wiśle 1,33 mln zł. W dużej mierze dzięki tym pieniądzom klub odbił się od dna i odzyskał licencję na grę w ekstraklasie.
- Miałem propozycję z kilku klubów, w tym m.in. z zespołów grających w Bundeslidze, ale nie podejmowałem rozmów, gdy dowiedziałem się, co dzieje się w Wiśle. Znam swoją wartość i nie uważam, że jestem na tyle słaby, żeby nie poradzić sobie w Bundeslidze. Fizycznie czuję się dobrze i sądzę, że z każdym rozegranym meczem może być lepiej - nie ukrywa Błaszczykowski.
- A dlaczego gram w Wiśle za 500 złotych? Na tyle wyceniam swoją pracę... Nie ma potrzeby się w to zagłębiać. Taka jest potrzeba i nie chcę dorabiać do tego żadnej większej ideologii. Poza tym nie lubię rozmawiać o pieniądzach. To nie one są dla mnie najważniejsze. Najważniejsze było, żeby klub nie upadł - podkreślił Błaszczykowski, który w niedzielę zapewne rozegra kolejne spotkanie w barwach Białej Gwiazdy - przeciwko Pogoń Szczecin (początek meczu o 15.30).