Młodzi Polacy i doświadczeni cudzoziemcy. Górnik Zabrze zyskuje na zmianie garnituru

Zimą na wzmocnienia wydali 6 razy mniej niż Legia, a efekty transferów są dwa razy lepsze. Chcieli naszych, wzięli głównie obcokrajowców. - Polski rynek jest hermetyczny. Jakość jaką chcieliśmy uzyskać nie wydając pieniędzy, była tu nie do osiągnięcia - tłumaczy nam Artur Płatek. Na razie jego plan działa. Górnik Zabrze odbija się od dna i ma przed sobą trudne mecze.
Zobacz wideo

Kibice jakiego ekstraklasowego klubu mają największą huśtawkę nastrojów? Liczby pokazują, że Górnika Zabrze. Drużyna, która dwa lata temu była w I Lidze, w poprzednim sezonie rundę zimową Ekstraklasy kończyła na trzecim miejscu, a po roku cieszyła się z europejskich pucharów (4. miejsce) Święta Bożego Narodzenia 2018 spędzała już jednak na pozycji spadkowej. Takiego spadku formy, konieczności zmiany sportowych celów i noża na gardle (nie licząc Wisły Kraków) nie miał w lidze nikt. Dlatego w Zabrzu – klubie, który przeważnie stawia na młodych, polskich graczy – nieco zmieniono filozofię. W roli strażaków gaszących pożar zjawili się na Śląsku Słowacy, Grek, Ghańczyk, Gruzin i Islandczyk.

- Polski rynek transferowy jest hermetyczny. Mało się tu dzieje. Jakość jaką chcieliśmy uzyskać nie wydając pieniędzy, była tu nie do osiągnięcia – opisuje nam Artur Płatek, skaut Borussii Dortmund, a od końca 2018 roku koordynator pionu sportowego Górnika Zabrze.

Efekt? Nowo pozyskani piłkarze nie są figurantami. Grają w podstawowym składzie lub wchodzą z ławki, a Górnik po dwóch wygranych w trzech meczach na wiosnę odbił się od dna. W strefie spadkowej już go nie widać. Jeśli dodać, że na swoje zimowe przemeblowanie Zabrzanie wydali około 150 tys. euro, czyli porównując np. z warszawską Legią 6 razy mniej, to przy zdobyczach punktowych obu ekip (3 pkt Legii, 6 Górnika), przy Roosevelta mogą na razie się uśmiechnąć.

Waleczni, ale niedoświadczeni

W rundzie jesiennej najważniejszymi graczami Górnika byli Polacy. Wraz z nimi swoją obecnością w pierwszym składzie odznaczali się tylko Hiszpanie, napastnik Igor Angulo – najskuteczniejszy piłkarz drużyny Marcina Brosza i stoper Dani Suarez - trenujący niegdyś w młodzieżowych drużynach Realu Madryt. Do tego w oko wpadał jeszcze ofensywny pomocnik Jesus Jimenez. Innych zagranicznych grup nie było. Do Hiszpańskiego trio na ogół trudno było mieć duże zastrzeżenia, choć wyniki całej drużyny były przeciętne (Górnik miał na jesieni największą liczbę remisów).

Co ciekawe w danych obrazujących sposób gry, pod wieloma elementami wypadał korzystnie, a na pewno walecznie. Na jesieni miał najwyższą średnią pokonywanych w meczu kilometrów (117,57 km), dystansując drugą Pogoń o 2,68 km. Przewodził też w próbach odbioru piłki (39/mecz), pokonywał konkurencję w przejęciach (57/mecz) i odzyskanych piłkach (83/mecz).

Płacił jednak za brak doświadczenia swoich graczy. W jego kadrze było aż siedemnastu zawodników z rocznika 1996 roku i młodszych, a w pierwszym składzie grali osiemnasto, czy dziewiętnastolatkowie jak Adrian Gryszkiewicza (1999), Kacper Michalski (2000), Daniela Liszka (2000), Przemysław Wiśniewski (1999). To m.in. z powodu braku boiskowego ogrania Górnik w rundzie jesiennej był drużyną, która najczęściej w lidze traciła piłkę (80/mecz), co poniekąd wyjaśnia też wysoką liczbę prób jej odbioru.

Sztab trenerski Górnika oczywiście zdawał sobie sprawę z tych faktów i uznał, że na młodzieńczej fantazji daleko może nie zajechać. Chciał wzmocnić skład bardziej doświadczonymi Polakami. - Powiedziałem na początku mojej pracy w Górniku, że życzyłbym sobie, aby cały nasz skład był Polski. To jednak bardzo trudne do zrealizowania, przy założeniu, że mamy mieć jakość i zwiększać konkurencję. Trzeba było być racjonalnym – tłumaczy nam zimowe wzmocnienia Płatek.

„Chłopcy, którzy dają jakość”

W Zabrzu pojawili się zatem ze Spartaka Trnava słowacki bramkarz Martin Chudy (29 lat), a z Lucerny gruziński rozgrywający Walerian Gwilia (24 lata). Do nich wypożyczony został jeszcze z PAOK Saloniki Giannis Mystakidis (24 lata), pomocnik, który miał na koncie występy m.in. w juniorach Hoffenheim i Freiburga oraz Adam Arnarson (23 lata), który grał ostatnio w norweskim Aalesunds FK, ale od początku roku był wolnym zawodnikiem. Tymi transferami Zabrzanie  mocno podnieśli sobie średnią wieku wyjściowej jedenastki, nawet mimo to, że kolejny z zagranicznych zawodników, skrzydłowy z Ghany Ishmaila Baidoo ma tylko 20 lat. - Baidoo, dopiero wchodzi w naszą drużynę. To jest młody chłopak, sporo jeszcze przed nim. Dlatego do jego przypadku podchodziłbym spokojnie i perspektywicznie – tłumaczy nam Płatek. Cieszy się jednak, że nowi gracze szybko weszli do drużyny.

- Arnarson zagrał już 2 mecze na prawej obronie, Chudy trzy, Gvilia też praktycznie wszystko gra i strzelił gola, Mystakidis był w wyjściowej jedenastce na Sosnowiec, wcześniej dwa razy wszedł z ławki. Dla mnie może z powodzeniem walczyć o pierwszy skład. To są chłopcy, którzy dają jakość, ale mam nadzieję że będą musieli w każdym meczu udowadniać, że są dwa razy lepsi od tych zawodników, których mieliśmy wcześniej. Mam nadzieję, że ta walka o skład między nowymi i „starymi” będzie ciekawa. To właśnie sprawia, że jakość Górnika może być lepsza – mówi nam w miarę zadowolony Płatek, który niedawno bezgotówkowo pozyskał też 27-letniego Borisa Sekulica. Urodzony w Serbii zawodnik ma na swoim koncie dwa występy w reprezentacji Słowacji.

- Jeżeli mamy możliwość zakontraktowania za rozsądne pieniądze zawodnika z dużymi umiejętnościami piłkarskimi i mentalnymi, to dlaczego mamy tego nie zrobić. Nasi młodzi chłopcy  muszą się od kogoś uczyć – tłumaczył nam Płatek. Dla porządku dodać trzeba, że z doświadczonych polskich graczy do Zabrza przyszedł Mateusz Matras (27 lat) i właściwie tylko on.

Filozofia Żurkowskiego

Zdaniem prezesa Bartosza Sarnowskiego, Górnik nie zmienił o 180 stopni swego sposobu działania, a jedynie lekko go – przy użyciu cudzoziemców – skorygował. Udało się to zrobić małymi kosztami, choć klubowa kasa ma być zasilona kwotą 3,7 mln euro jaką 14-krotny mistrz Polski dostanie od Fiorentiny za Szymona Żurkowskiego. - Moglibyśmy wydać wszystko na wzmocnienia, wymienić połowę kadry, ale to nie jest wpisane w naszą filozofię. Chcemy stawiać na młodych zawodników. Pokazywać im, że Górnik Zabrze to klub, w którym warto grać, w którym można się wybić, a Szymon Żurkowski jest tego przykładem – mówił Sarnowski w rozmowie ze Sport.pl.

-  Odrzuciliśmy szaleństwo, a piłkarze, którzy do nas dołączyli mają udowodnić swoją jakość w lidze. Wierzę, że jesteśmy mocniejsi – dodał prezes. Kolejna weryfikacja tej prawdopodobnej teorii nastąpi z bardzo wymagającymi rywalami. W środę w Pucharze Polski z Lechią Gdańsk i w sobotę w lidze z Jagiellonią Białystok.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.