Ekstraklasa. Jasny plan, konsekwencja i spokój. Trzy kroki do zwycięstwa Lecha z Legią

Kolejorz zagrał zupełnie inaczej niż z Zagłębiem Lubin i Piastem Gliwice. Bynajmniej nie wybitnie i bezbłędnie, ale na tyle dobrze, żeby zwyciężyć i szczególnie się nie przeforsować.
Zobacz wideo

Wystarczająco rozsądnie

Poznaniacy ani nadzwyczaj nie zachwycili swoją grą, ani nie wywołali grymasu przesadnego zażenowania. Zagrali poprawnie. Niemniej jednak między zawodnikami sprzed tygodnia i dwóch a tymi w starciu z legionistami, można zauważyć różnice. Znacznie więcej energii poświęcali na pilnowanie odległości w obrębie ustawienia, znacznie rzadziej zapominali się w natłoku wydarzeń. W efekcie pozostawiali mniej wolnego miejsca przeciwnikowi, który miał spory problem, żeby znaleźć trochę przestrzeni do wymiany podań.

Nie do końca był to rezultat konsekwentnej gry „na tyłach”. Podopieczni trenera Nawałki radzili sobie na tyle dobrze, żeby wygrać z Legią, ale gdyby po przeciwnej stronie barykady pojawił się bardziej dynamiczny rywal, skutki mogłyby być opłakane.

Legioniści w pierwszej połowie starali się konstruować atak pozycyjny i wychodziło im to całkiem dobrze do ok. 30. metra przed bramką Buricia. Wszystko dlatego że Lech nieszczególnie naciskał w momencie podania wprowadzającego bezpośrednio z linii obrony. Skupiał się wówczas na właściwym przesuwaniu stref już na własnej połowie. Wyższy pressing pojawiał się sporadycznie, np. kiedy lechici starali się odzyskać piłkę straconą na połowie rywala lub warszawiacy mieli aut na wysokości własnego pola karnego. Dlatego raczej trzymali się blisko siebie, łatwiej było o sprawną reakcję na próby zawiązania ataku przez przeciwnika.

Lech Poznań - Legia Warszawa 2:0Lech Poznań - Legia Warszawa 2:0 screen

Podopiecznym trenera Sa Pinto zdecydowanie brakowało dynamiki. Ich ataki w większości przypadków były jednostajne, dość łatwe do rozpracowania. Na powyższej grafice Hlousek, Kucharczyk i Szymański są ustawieni w jednej linii i istnieje ryzyko, że podanie do Carlitosa może paść łupem Jóźwiaka, który kontroluje ruch rywala (ostatecznie Kucharczyk musiał wycofać do Cafu). Żaden z piłkarzy nie stara się wystartować nieco szybciej czy „wkleić się” między graczy Kolejorza.

W przeciwieństwie do poprzednich meczów, Lech dobrze organizował się w środkowej strefie. Dzięki temu oprócz asekuracji bocznych obrońców, którą zapewniali Jóźwiak i Makuszewski (z powodzeniem ścinał do środka), pojawiało się wsparcie Tiby i Gajosa. Kawał roboty wykonywał również Jevtić – wracając do centralnego sektora, pomagał w odbiorze.

Zalety ustawienia

Można było odnieść wrażenie, że poznaniacy faktycznie rozumieją swoje role na boisku. A jeśli nie do końca, to przynajmniej przyświeca im dobro całej drużyny. Dlatego przed przerwą nie narzucali tempa i nawet wycofywali piłkę, gdy robiło się zbyt groźnie. Potrafili wyczuć, kiedy mogą sobie na coś pozwolić, a kiedy lepiej odpuścić. I wychodziło im to całkiem równo, bo nawet w ostatnich 10 minutach, przy wyniku 2:0, pilnowali odległości tak samo, jak robili to w pierwszej połowie, kiedy nieco rzadziej podejmowali ryzyko.

Robili jednak jeszcze coś, czego nie było w poprzednich spotkaniach – faktycznie starali się wycisnąć maksimum z możliwości akcji ofensywnych. Wystarczy cofnąć się do drugiego kwadransa meczu, gdy Vujadinović wprowadzał piłkę do gry z linii obrony.

Lech Poznań - Legia Warszawa 2:0Lech Poznań - Legia Warszawa 2:0 screen

Mimo pressingu Szymańskiego, stoper Kolejorza nie podał do Gajosa, chociaż przez cały czas, kiedy przesuwał się do środka pola, pomocnik kontrolował jego ruch. Czekał aż w strefę między Agrą a Martinsem przesunie się Tiba. Portugalczyk nie tylko ściągnął na siebie uwagę swoich dwóch rodaków, ale i spowodował, że Gytkjaer miał znacznie więcej miejsca między jedną linią rywala a drugą. I chociaż Kolejorz w tej akcji stracił piłkę, to momentalnie odbudował ustawienie – każdy zawodnik wiedział, gdzie ma wrócić, żeby zneutralizować atak przeciwnika.

Poznaniacy utrzymując odpowiednie odległości nie tylko zmniejszali ryzyko groźnego kontrataku i dłużej utrzymywali się przy piłce, ale przede wszystkim zyskali spokój i większą pewność siebie. Znalazło to swoje odzwierciedlenie w kilku akcjach ofensywnych.

Lech Poznań - Legia Warszawa 2:0Lech Poznań - Legia Warszawa 2:0 screen

Podczas gdy tydzień temu Gytkjaer był osamotniony w swoich poczynaniach, tym razem Lech atakował większą liczbą zawodników, bazując na szybkiej wymianie podań. Na powyższej grafice widać akcję trójkową poznaniaków. Makuszewski przesunął się bliżej środka pola, a Kostewycz zyskał więcej przestrzeni na boku (ściągnął na siebie Vesovicia). W okolicach 20. metra Gajos wymienił się z Jevticiem – na początku akcji Serb poruszał się niemalże w jednej linii z duńskim napastnikiem, pod koniec zajął się przeniesieniem ciężaru gry na przeciwległą flankę.

Realizacja planu

Podopieczni trenera Nawałki zyskali coś jeszcze, stawiając na piedestale zwarte ustawienie – szybszą reakcję. A przynajmniej tak można było stwierdzić, porównując ich z Legią. W odpowiednim momencie odrywali się od pozycji, zawężając pole gry przeciwnikowi. Działania były na tyle skoordynowane, że nawet jeśli jedna „pułapka” okazała się nieskuteczna, to w zanadrzu był plan „B”.

doskok – screen

Doskok Kolejorza nie był imponujący, ale idealnie wpisywał się w zdroworozsądkowe podejście do meczu. Gajos i Tiba wyłączając z gry Agrę, nie robią tego dla „świętego spokoju”. W tym samym momencie do podania pokazują się Jóźwiak i Jevtić, co uruchamia opcję rozegrania na jeden kontakt.

W ten sposób sekunda lub dwie więcej zyskiwały znaczenie nie tylko w odbiorze, ale również w akcjach ofensywnych. Poznaniacy w drugiej połowie grali odważniej niż przed przerwą, dłużej starali się utrzymywać przy piłce.

Lech Poznań - Legia Warszawa 2:0Lech Poznań - Legia Warszawa 2:0 screen

Makuszewski ścina do środka i wykorzystuje bierność trzech legionistów (Wieteska, Cafu, Martins) w centralnym sektorze. Mógł zagrywać chwilę wcześniej, ale wyczekał moment aż Jevtić będzie miał najwięcej miejsca (spóźnieni Agra i Szymański). Ostatecznie Serb zwolnił, akcja nie była kontynuowana do przodu, a zbudowana od tyłu, a następnie przez przeciwległą flankę (Makuszewski i Jóźwiak).

W wielu przypadkach zamiast na siłę posyłać piłkę do przodu, poznaniacy woleli się wycofać i znaleźć inne rozwiązanie. Niejednokrotnie przegapili przez to szansę na dobrą akcję bramkową, ale jednocześnie uniknęli groźnego kontrataku po stracie. Coś za coś. Lech czerpał siły ze spokoju, na jego podstawie budował pewność siebie oraz konsekwentnie realizował plan do końca spotkania. Plan prosty i do bólu zdroworozsądkowy – wystarczający

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.