Fatalne zachowanie piłkarzy Lecha Poznań. Reagowali jednakowo po traconych bramkach

Piast Gliwice najpierw uzyskał przewagę w środku pola, a później rozciągnął ją na całe boisko. W tym czasie Lech Poznań nie powiedział słowa sprzeciwu - dał pełne przyzwolenie na ostateczny rezultat spotkania. Najgorsza była reakcja po traconych golach.

Walka o dominację

– Mówiłem drużynie, że wygramy jeśli każdy zagra na swoim normalnym poziomie. I tak też było, nie mieliśmy słabych punktów – stwierdził na konferencji szkoleniowiec gospodarzy. I całkiem słusznie, bo przeciwnik nawet nie chciał ich zauważyć. Na tym polegała podstawowa różnica pomiędzy zespołami. Jeden wykorzystywał wszystkie siły w każdym elemencie gry, drugi – wręcz przeciwnie – robił wszystko, żeby jak najwięcej tych sił zachować.

Trener Adam Nawałka zdecydował się na pięć zmian po porażce z Zagłębiem Lubin (1:2). Janicki wrócił do środka obrony, a na bokach zameldowali się Wasielewski i Kostewycz. Wsparcie w odbiorze i odcinaniu stref mieli zapewniać Klupś i Jevtić. Problem w tym, że założenia nie pokrywały się z rzeczywistością. Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na to, co robił Piast w momencie zawiązania ataku i w jaki sposób reagował Lech.

Mniej więcej przez pierwszy kwadrans, gra w dużej mierze toczyła się w środkowej strefie. Trudno było wskazać stronę dominującą, chociaż znacznie częściej to gliwiczanie starali się zawiązać akcje bezpośrednio od linii obrony. Już na tym etapie nieźle funkcjonowało przesunięcie się poszczególnych części formacji. W pewnym sensie okres między 15. a 18. minutą można uznać za moment przejścia Piasta od walki o dominację do jej pogłębiania.

Zejście do środkaZejście do środka screen

Hateley podchodzi bliżej koła środkowego i może kontynuować grę bez zwalniania tempa. Chociaż lechici starają się podejść wyżej, to ich pressing nie jest zorganizowany. Dobrze widać to na przykładzie Gytkjaera i Jevticia, którzy doskakują do rywala, ale niewiele z tego wynika, ponieważ brakuje reakcji drugiej linii. Pomocnik gliwiczan jest w stanie uruchomić duet Valencia-Dziczek, który wypełnia przestrzeń w centralnym sektorze boiska. To oderwanie się od drugiej linii/ofensywy było bardzo charakterystyczne dla gospodarzy w tym meczu. Jednoczesny ruch dwóch zawodników doprowadzał do jeszcze większej destabilizacji u rywala.

Zejście dalejZejście dalej screen

Kiedy Lech usiłuje przerwać atak, jest już za późno. Nie koncentruje się na tym, co będzie za kilka sekund, a tylko na bieżącym podaniu, które jest już w toku. Dlatego Tiba skupia się na Valencii, a jednocześnie Trałka i Jevtić nie zwracają uwagi na ruch Hateleya i Dziczka. W efekcie 20-latek z powodzeniem może przenieść ciężar gry na skrzydło, co wiąże się z kolejnymi problemami Kolejorza.

Kilka sekund więcej

Mimo zmian w składzie, podopieczni trenera Nawałki popełniali podobne błędy, co w meczu z Zagłębiem. Nie tylko jeśli chodzi o wydłużony czas reakcji, ale przede wszystkim odpuszczanie krycia w bocznych sektorach boiska. Defensywa gości ustawiała się wąsko, ograniczając zasięg jedynie do własnego pola karnego, co zdecydowanie ułatwiało zadanie przeciwnikowi, bazującemu w dużej mierze na dobrze funkcjonującej współpracy na flankach.

2v12v1 screen

Po rzucie z autu Pietrowskiego, Valencia natychmiast pokazuje się do gry, a w tym czasie Parzyszek i Felix szukają sobie miejsca w okolicach 11. metra. Obrońcy Kolejorza znajdują się we własnym polu karnym, ale nie są przekonani o swoich obowiązkach. Janicki zrzuca odpowiedzialność na Vujadinovicia i odwrotnie (obok nich Parzyszek). Felix nie ma większych trudności, żeby oderwać się od Wasielewskiego i oddać strzał w słupek. Podobnie wygląda sytuacja w bocznym sektorze – Jevtić z wahaniem startuje do Pietrowskiego (przez co robi to zbyt późno), a doskok Tiby tak naprawdę niczego nie zmienia (brak ograniczenia pola gry).

Stopniowo gliwiczanie dokładali elementy pogłębiające dominację. Akcja bramkowa na 1:0 zbiera wszystko to, co dobrze robił Piast i co źle wychodziło Lechowi.

początek akcjipoczątek akcji screen

Warto cofnąć się do samego początku kontrataku, bo dużo mówi o postawie gliwiczan w całym spotkaniu. Raczej starali się utrzymać piłkę w posiadaniu, zamiast wybijać ją „na oślep”, byle tylko oddalić zagrożenie. Dlatego Czerwiński nie zagrywa daleko przed siebie, mając nadzieję na to, że jego podanie jakimś cudem dotrze do linii ofensywy, a widząc przed sobą Jorge Feliksa, podaje do niego. Środek pola jest całkowicie odsłonięty i chociaż Wasielewski stara się ratować sytuację, to Trałka nie może się zdecydować czy przeciąć zagranie Hiszpana na skrzydło, czy wracać we własne pole karne, przez co traci kilka cennych sekund.

akcja w bocznymakcja w bocznym screen

Valencia zwalnia, czeka na Konczkowskiego, Lech zyskuje czas, ale nie koryguje ustawienia. Vujadinović przesuwa się bliżej boku, ale wcale nie odcina od gry przeciwnika, podczas gdy Trałka nadal jest rozdarty między dwoma opcjami krycia. Kiedy piłkarze Piasta wymieniają podania, Janicki przekazuje krycie Parzyszka Wasielewskiemu, a sam przesuwa się bliżej Feliksa. W momencie dośrodkowania Konczkowskiego, boczny obrońca poznaniaków ostatecznie zmienia zdanie i „ucieka” za napastnika gliwiczan umożliwiając mu oddanie strzału.

Im większą pewność siebie wykazywał rywal, tym decyzje w szeregach Kolejorza zapadały wolniej. Goście nie ułatwiali sobie zadania. Od początku meczu poszczególne części formacji ustawiały się na tyle daleko od siebie, że reakcja w tempo tak naprawdę nie była możliwa.

Wahanie kontra konkrety

W drugiej połowie można było odnieść wrażenie, że gliwiczanie „po prostu” uzupełniają odpowiednie luki między liniami poznańskiego zespołu. Wedle uznania rozciągali obronę rywala i przenosili ciężar gry.

miedzy liniamimiedzy liniami screen

Po każdej straconej bramce, goście reagowali jednakowo – przyjmowali ją tak, jakby to było coś zasłużonego. Bez złości i zmiany podejścia. Kilkakrotnie po zmianie stron, Hateley przesuwał się bliżej boku boiska, czym „uwalniał” Dziczka w środku pola. Na powyższej grafice widać, z jaką łatwością dochodzi do ruchu między liniami i tego typu przesunięć w szeregach trenera Fornalika. Po raz kolejny defensywa Lecha jest ustawiona wąsko, a pomocnicy nie zapewniają asekuracji. Konczkowski może spokojnie przygotować dośrodkowanie.

Każdy sektor Piasta uzupełniał kolejny. Ruch Hateleya wymuszał wyjście z bloków Konczkowskiego, podłączenie się Dziczka do bocznej strefy, uruchamiało kolejne przesunięcia w obrębie ofensywy. Tego samego zdecydowanie nie można powiedzieć o Lechu, który stanowił zlepek zawodników. Dobrze obrazuje to zawiązanie akcji na 2:0, kilka sekund przed tym, jak gliwiczanie na siłę wpychali piłkę do bramki.

gol na 2:0gol na 2:0 screen

Po raz kolejny gospodarze byli o kilka kroków do przodu. Kiedy Trałka doskoczył do Valencii (Ekwadorczyk po podaniu ruszył pod pole karne), ten miał już w głowie plan uruchomienia startującego Hateleya. Dzięki temu również Anglik otrzymał chwilę na ocenę sytuacji – jeszcze zanim dostał piłkę, miał przewagę nad Trałką w pojedynku 1 na 1. Jednocześnie w okolicach 16. metra Valencia i Parzyszek kontrolowali przebieg akcji, żeby wyczuć moment na pokazanie się do gry.

Podopieczni trenera Fornalika nie tylko górowali nad rywalem pod względem taktycznym, ale przede wszystkim mentalnym. Było to widoczne w najbardziej podstawowych elementach, jak doskok do odbioru, wyjście do podania, uzupełnienie luki po koledze z drużyny. Piast, podobnie jak tydzień temu Zagłębie Lubin, funkcjonował jak jeden organizm. Lech natomiast, nawet nie próbował stanąć mu na drodze. I najlepiej podsumowuje to rzut karny z doliczonego czasu gry, do którego Tiba podszedł od niechcenia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.