Lech Poznań - Zagłębie Lubin 1:2. Spójny plan trenera Bena van Daela

- Spokój i dyscyplina, to był klucz do sukcesu - podsumował po meczu szkoleniowiec Miedziowych. Jednocześnie w tym jednym zdaniu uwypuklił fundamenty drużyny z Dolnego Śląska.
Zobacz wideo

Trzech dyrygentów

U lubinian najważniejsze decyzje zapadały w środku pola. Tam regulowano tempo akcji, również w tym sektorze zawężano lub poszerzano pole gry w zależności od potrzeb. Szkoleniowiec po raz kolejny postawił na trio Starzyński-Jagiełło-Slisz, tym samym rezygnując z typowego defensywnego pomocnika. Plan miał być z założenia bardzo prosty. Zamiast jednego zawodnika, który tylko ryglowałby tyły i uczestniczył we wstępnym wprowadzeniu piłki, Zagłębie zyskało przynajmniej trzech.

Na próżno wypatrywać wyraźnego podziału ról. Zadania były przekazywane rotacyjnie, dlatego w okolicach linii obrony równie często można było zauważyć Slisza, jak i Jagiełłę czy Starzyńskiego. Współpraca między nimi miała na celu przede wszystkim utrzymanie odpowiednich odległości pomiędzy poszczególnymi częściami formacji oraz „stwarzanie sobie” miejsca do gry na przynajmniej kilka kroków do przodu. Zamiast chaosu, pojawiła się spójna strategia. Zejście między środkowych obrońców przychodziło pomocnikom naturalnie, bez wahania i bez wchodzenia sobie w drogę. Jednocześnie nawet po stracie, zwiększona została szansa na odzyskanie piłki, dzięki dość ciasnemu ustawieniu.Bardzo często tego typu manewr, umożliwiał stoperowi przesunięcie się bliżej środka pola, dokładnie tak, jak na grafice poniżej. 

Screen z meczu Lech Poznań - Zagłębie LubinScreen z meczu Lech Poznań - Zagłębie Lubin Screen

Miedziowi wykorzystywali boczne strefy, gdzie bez większych trudności byli w stanie wywalczyć sobie przewagę. Wynikało to z nieskomplikowanego, ale bardzo dobrze wyuczonego schematu. Starzyński wycofując się, wymusił ruch Guldana, który z powodzeniem mógł zagrać na flankę. Po podaniu nikt nie musiał się zatrzymywać – od razu pojawiały się kolejne opcje kontynuowania akcji. Lech zupełnie nie odnajdywał się w takim układzie, dlatego popełniał sporo błędów w kryciu na skrzydle. Warto zwrócić uwagę na odległość między Jóźwiakiem a De Marco i jako punkt odniesienia obrać współpracę Kopacz-Pawłowski. Lubinianie mogli z łatwością stworzyć sobie sytuację 2v1.

Jedna strategia

Podopieczni trenera Bena van Daela utrzymywali odpowiednie odległości nie tylko w ataku, kiedy inicjatywa była po ich stronie. Kluczem do zwycięstwa było przede wszystkim poruszanie się bez piłki – odcinanie przeciwnika od poszczególnych stref we właściwym momencie. Dość wyraźnie jest to widoczne na przykładzie zawiązywania rozegrania przez Kolejorza. 

Screen z meczu Lech Poznań - Zagłębie LubinScreen z meczu Lech Poznań - Zagłębie Lubin Screen

Vujadinović od samego początku jest pozbawiony pola manewru. Nie jest to jedynie bezpośredni efekt pressingu rywala (w tym przypadku Starzyński-Tuszyński), a przede wszystkim pracy pozostałej części drużyny. Do podania wychodzi jedynie Tiba, ale kiedy już to robi, zostaje odcięty od gry – cała druga linia Zagłębia przesuwa się na połowę lechitów. Ten zorganizowany ruch sprawia, że stoper nie może zrobić nic innego poza wycofaniem do bramkarza.

Screen z meczu Lech Poznań - Zagłębie LubinScreen z meczu Lech Poznań - Zagłębie Lubin Screen

Miedziowi zachowują się całkiem podobnie, gdy Vujadinović otrzymuje nieco więcej miejsca. Wówczas poznaniacy faktycznie mogliby na tym skorzystać, ale problem polega na tym samym – nikt nie pokazuje się do podania, a efekt ograniczenia przestrzeni zostaje jeszcze bardziej wzmocniony przez skoordynowaną pracę środka pola wspieranego przez boczne sektory przeciwnika. W całym meczu można wskazać momenty, gdy obie linie przesuwały się jak jeden organizm.

Screen z meczu Lech Poznań - Zagłębie LubinScreen z meczu Lech Poznań - Zagłębie Lubin Screen

Kiedy Czarnogórzec przesuwa się do koła środkowego, z drugiej linii Zagłębia odrywa się Jagiełło. Stoper nie ryzykuje, oddaje piłkę Tibie, który dokładnie w tym samym momencie jest naciskany przez Tuszyńskiego. Ostatecznie Lech zostaje zepchnięty do bocznego sektora i zmuszony do konstruowania akcji od nowa. To wszystko pokazuje, że każdy element, jak oderwanie się od pozycji, wyjście do przodu lub wycofanie, jest wpisany w szerszy schemat. Kiedy Jagiełło opuszcza drugą linię, symultanicznie odległości w jej obrębie natychmiast się zmniejszają – rywal nie zostaje bez krycia, nie ma też możliwości bezpośredniego zagrania do przodu.

Zwycięstwo spokoju

Gra Miedziowych to nie tylko przesuwanie się z punktu „A” do punktu „B”. W spotkaniu z Lechem nie bazowali jedynie na wyuczonych mechanizmach, ale przede wszystkim odpowiednio szybkiej reakcji. Każdy zawodnik był w stanie zwolnić tempo, chwilę wytrzymać i dopiero pozbyć się piłki. Dlatego podania były przemyślane, a wybijanie na oślep zostało ograniczone do minimum.

Screen z meczu Lech Poznań - Zagłębie LubinScreen z meczu Lech Poznań - Zagłębie Lubin Screen

Ten spokój jest bardzo dobrze widoczny na przykładzie akcji w bocznych sektorach na własnej połowie. Lubinianie starali się nie dopuszczać do sytuacji 1v2. Dość wyraźnie obrazuje to współpraca Kopacza z Pawłowskim, którzy wzajemnie się asekurowali, zmuszając przeciwnika do wycofania. Podobnie zresztą wyglądało to na przeciwległej flance, gdy duet Balić-Bohar ograniczał przestrzeń Janickiemu i Makuszewskiemu. Bardzo często w działania defensywne na obu skrzydłach włączał się Starzyński, umożliwiając szybkie wyprowadzenie ataku. W ten sposób odcięty Lech wykazywał jeszcze mniej chęci do gry z pierwszej piłki czy podejmowania ryzyka.

Współpraca przekładała się w sposób bezpośredni na pewność siebie poszczególnych zawodników. Oko mógł z powodzeniem oderwać się od swojej nominalnej pozycji, ponieważ wiedział, że w każdej chwili będzie miał asekurację. Jagiełło „z założenia” ustawiał się do przecięcia podania, widząc że przeciwnik jest naciskany przez kolegę z drużyny. Slisz był w stanie zwolnić atak nawet kosztem jego ogólnej dynamiki, bo pojawiała się lepsza, mniej ryzykowna możliwość podania. Młody gracz wykonywał kawał dobrej roboty w odbiorze, będąc przekonanym, że jego działania mają „jakiś” sens. Wreszcie Tuszyński ściągał na siebie uwagę rywala, na czym korzystało trio ze środka pola, wykorzystując ten czas na wywalczenie sobie większej przestrzeni do gry.

Przyjemne z pożytecznym

Chociaż Miedziowi górowali nad Kolejorzem pod względem taktycznym, to zamiast chłodnej kalkulacji, liczenia podań i wycofywania się w sytuacjach podwyższonego ryzyka, postawili na futbol optymistyczny. Każdy manewr był wpisany w szerszy schemat, podyktowany dobrem drużyny, ale tego typu strategia nie podcinała skrzydeł poszczególnym zawodnikom.

Pawłowski nadal mógł iść sam „na przebój”, chociaż miał lepiej ustawionego kolegę, któremu grzech było nie oddać piłki. A mimo wszystko tego nie robił – gra toczyła się dalej, a po chwili nikt już o tym nie pamiętał. W dalszym ciągu liczył się zespół i dokładnie te same założenia, co przed odchyleniem od „normy”.

Podopieczni trenera Bena van Daela pokazali, że realizowanie planu od „A” do „Z” wcale nie musi być nudne. I jeśli po wygranym 4:0 meczu z Jagiellonią (identyczny skład z wyjątkiem bramkarza; wtedy Hładun) można było powiedzieć, że lubinianie uczą się odpowiedzialności, to teraz należy dodać, że również pod tym kątem przepracowali przerwęzimową. Szkoleniowiec stopniowo dokłada kolejne elementy, poszerza zakres obowiązków poszczególnych graczy i robi to w sposób na tyle konsekwentny, że nie zaburza ogólnego spójnego planu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.