Zimowe transfery Ekstraklasy. Układ Wisły z Jagiellonią, portugalski zaciąg Legii, oszczędny Lech

Portugalski zaciąg Legii, polująca na miliony Jagiellonia, oszczędny Lech, kombinująca Wisła Kraków i pozbywająca się niechcianych Lechia. Tak w kilku słowach można scharakteryzować zimowe transfery w największych klubach Ekstraklasy. Start sezonu wiosennego w piątek wieczorem.
Zobacz wideo

Mało brakowało, a zimowe okno transferowe mogło przebiegać pod znakiem promocji i zalewu rynku przez piłkarzy z kartami na ręku. Miało to związek z niepewną sytuacją Wisły Kraków, której groziła upadłość. Ponad połowa jej graczy zgłosiła do klubu wezwania do zapłaty, co mogło skończyć się rozwiązaniem przez nich swoich kontraktów. Do takiej sytuacji w jej największej skali nie doszło, chociaż trudno nie zauważyć, że z Krakowa odeszło kilku kluczowych graczy. Na problemach „Białej Gwiazdy” skorzystała Jagiellonia, która tej zimy na rynku była bardzo aktywna. Pozyskała głównie sprawdzonych w naszej lidze piłkarzy.

Jagiellonia z zaciągiem krakowskim

Przede wszystkim na Podlasie pojechał Zoran Arsenić, jeden z ciekawszych i co tu dużo mówić, wartościowych środkowych obrońców Ekstraklasy. Chorwat od półtora roku grający w Polsce, wyrobił sobie markę solidnego defensora i gracza pożytecznego w ofensywie.

W 46 meczach w Ekstraklasie strzelił nawet trzy gole i miał sześć asyst. Ponieważ ma 24 lata jeszcze sporo przed nim, a Jagiellonia skorzysta na nim nie tylko sportowo, ale i biznesowo. Arsenić rozwiązał kontrakt z Wisłą, więc opłaty za transfer białostocczanie nie ponieśli. Uiścili ją za to przy okazji pozyskania Jesusa Imaza i Martina Kostala. Warto nadmienić, że zawodnicy ci gdyby chcieli, to też mogliby odejść z Krakowa za darmo. Dali Wiśle zarobić na sobie łącznie około 750 tys euro. Ponadto do Jagi przyszli jeszcze Andrej Kadlec (Spartak Trnava) i Stefan Scepović (Videoton). Warto zwrócić uwagę, że szacunkowa wartość sprowadzonych do Białegostoku graczy to, licząc ostrożnie, kwota od 3 mln euro w górę.

Wisła wykombinowała wzmocnienia

Temat transferów Jagiellonii jest połączony z sytuacją Wisły, ale też i „Biała Gwiazda” w pewien sposób skorzystała na tym co działo się w Białymstoku. Z klubu chciał odejść obrońca Łukasz Burliga, który nie grał w nim regularnie, a wcześniej miał też problemy osobiste. Ponieważ mało w Białymstoku nie zarabiał, prezes Cezary Kulesza przystał na rozwiązanie kontraktu za porozumieniem stron. Ostatecznie okazało się, że Burliga wylądował pod Wawelem. Nie pierwszy raz. W Wiśle spędził swoją młodość, ostatnio w jej barwach występował 3 lata temu. Ponieważ na pozycji prawego obrońcy Wisła straciła Jakuba Bartkowskiego, to Burliga został sprowadzony z myślą o podtrzymaniu tam rywalizacji.

W pakiecie za Imaza i Kostala Wisła od Jagiellonii dostała środkowego obrońcę Lukasa Klemenza, który w obecnym sezonie w podstawowym składzie ekipy Ireneusza Mamrota wystąpił tylko kilka razy. W jakim stopniu będzie on w stanie wypełnić lukę po Arseniciu? Wisła w tej strefie boiska ma jeszcze w składzie choćby Marcina Wasilewskiego czy Macieja Sadloka.

Do piłkarzy, którzy zimą Wisłę opuścili trzeba dodać jeszcze Zdenka Ondraska, Dawida Korta, czy Tibora Halilovicia. Trener Maciej Stolarczyk nie może jednak mówić o personalnym rozpadzie drużyny, bo działacze Wisły na rynku transferowym – czy też raczej w niskobudżetowym pozyskiwaniu graczu – wykazali się dużą kreatywnością. Oprócz transakcji wiązanej Klemenza i sięgnięciu po posiadającego kartę na ręku Burligę, zasilili swoje szeregi dwoma reprezentantami Polski. Jakub Błaszczykowski nie dość, że w Wiśle może na razie grać za darmo (dokładnie za 500 zł miesięcznie), to jeszcze znów pożyczył klubowi pieniądze. Sławomir Peszko, na którego pensję też nie było środków, został opłacony przez Wojciecha Kwietnia. Biznesem co miesiąc będzie w znaczącym procencie dorzucał się do jego wypłat. Jeśli dodamy, że przy tym udało się za drobne ściągnąć ze Slovana Bratysława środkowego pomocnika Vukana Savicevicia i kilku graczy z pierwszej ligi, to zimowy czas personalnych przetasowań nie skończył się dla Wisły źle.

Kłopoty Lechii

Lider ligi do tej pory wykazał się pewną asymetrią w działaniach, bo zapełniał rubrykę tylko po stronie zawodników z klubu odchodzących. Trudno jednak, by z powodu niestabilnej sytuacji finansowej sprawa miała wyglądać inaczej. Piotr Stokowiec ujął to tak, że cieszyłby się gdyby nikogo ważnego nie stracił. Oczywiście dwa, czy trzy nowe nazwiska (najlepiej ktoś na środku obrony) bardzo by mu się przydały.

Chyba najbardziej bolesna byłaby strata Lukasa Haraslina – bo to jeden z najlepszych skrzydłowych całej ligi i piłkarz, który jest pod obserwacją, klubów z Włoch. Do Italii, gdzie grał jako junior, bardzo chciałby powrócić. Pewnie stanie się to jednak latem. 

Na razie zawodnicy odchodzący z Gdańska są w pewnej mierze Stokowcowi na rękę. Sławomir Peszko, który podpadł sztabowi szkoleniowemu, od pewnego czas nie funkcjonował już w pierwszej drużynie. Przyszłości nad morzem dla niego nie było. Z wysłania go do Krakowa raczej się w Gdańsku cieszą. Ariel Borysiuk został wypożyczony do Wisły Płock. W Lechii ostatnio grał głównie w IV-ligowych rezerwach, a jego licznik spotkań w Ekstraklasie zatrzymał się na pięciu i to w niepełnym wymiarze czasowym.

Portugalska Legia

Legia tej zimy uskutecznia zaciąg iberyjski. Klub podpisał kontrakt z Portugalczykami: Salvadorem Agrą i Luisem Rochą i Iurim Medeirosem (ten ostatni przyszedł na pół roczne wypożyczenie, chociaż opcja jego wykupu ma dochodzić do 6 mln euro). Nie byli to piłkarze, których zażądał portugalski trener Sa Pinto, a ponoć bardziej zawodnicy mu zaproponowani czy poleceni. Przynajmniej tak skomentował nam sprawę prezes Dariusz Mioduski.

- Od dawna działamy na rynku portugalskim. Mamy tam zaufaną osobę, z którą blisko współpracujemy. Dlatego trochę mnie śmieszy, gdy słyszę, że trener wybiera sobie tych zawodników, bo razem mają wspólnego agenta. Oczywiście może kogoś polecić, zaproponować, ale nie był to ani Agra, ani Rocha. Kimś takim był wcześniej Andre Martins – mówił nam Mioduski.

Efekt jest taki, że zawodnicy przychodzący do Warszawy to na razie sami cudzoziemcy. Wśród odchodzących jest ich kilku (Jose Kante, Eduardo), ale uwagę zwraca pożegnanie z niedawnymi reprezentantami Polski – Krzysztofem Mączyńskim i Michałem Pazdanem, który za granicę w teorii wędrował już od 2016 roku. Ostatecznie wylądował w Turcji.

Lech z potencjałem i bez wielu transakcji

Do transferów w Poznaniu pasuje określenie, że były oszczędne. Kilku piłkarzy dołączyło do pierwszej drużyny z rezerw czy juniorów. Z CSKA Moskwa przyszedł za to Timur Żamaletdinow. W ekipie rosyjskiej ekstraklasy zagrał w 12 spotkaniach, w których strzelił trzy gole. W Poznaniu mocno na niego liczą. 21-latek jest młodzieżowym reprezentantem kraju, niegdyś był nominowany do nagrody „Golden Boy”, występował też w Lidze Mistrzów i to nawet z efektem bramkowym. Adam Nawałka zapewnia, że młody napastnik jest gotowy do gry od pierwszej w tym roku kolejki. Czy Lech tymi skromnymi wzmocnieniami nieco nie przespał zimy? Andrzej Twarowski, komentator nc+ uważa, że w drużynie drzemią ogromne pokłady sił i brak transferów mu nie przeszkadza.

- Jeśli mielibyśmy szukać zespołu, który ma w sobie największy potencjał wzrostu w stosunku do poprzedniej rundy to tym zespołem jest Lech. Już w końcówce poprzedniego roku było widać, że drużyna zaczyna zupełnie inaczej funkcjonować pod wodzą Nawałki. Gra zaczyna być spójna. Teraz postęp powinien być jeszcze bardziej widoczny. Z kadry nie ubył żaden ważny zawodnik. Więcej trzeba spodziewać się po Amaralu, Makuszewskim. Właściwie każdy po poprzedniej rundzie może sobie powiedzieć, że powinien był dać tej drużynie więcej – mówi nam Twarowski.

Ruch w Sosnowcu

Patrząc na zimowe roszady w innych klubach Ekstraklasy uwagę zwraca niewielki ruch graczy w Koronie czy Piaście Gliwice. Na drugim biegunie jest to Sosnowiec. Ruch w piłkarskiej szatni jest tam olbrzymi. Na wiosnę kibice zobaczą ponad 10 nowych zawodników. Większość z zagranicy, a ponieważ sporo graczy drużynę też opuściło, trudno oprzeć się wrażeniu, że w Sosnowcu doszło do terapii wstrząsowej. Sporo zmian nastąpiło w słabej formacji defensywnej, która zakończyła jesień z największą liczbą straconych goli w lidze (45).

Z klubem pożegnali się Jędrych i Nuno Malheiro, a do Sosnowca trafili Lukas Gressak i Martin Toth ze Spartaka Trnawa, Giorgos Mygas z greckiego Panetolikosu oraz Tomasz Nawotka z MFK Zemplin Michalovce. Do tego należy dodać bramkarza - Lukasa Hrosso - z FC Nitry.

Gorzej niż jesienią być w Zagłębiu jednak nie powinno, bo drużyna, która w 20 kolejkach wygrała tylko dwa mecze zajmuje ostatnie miejsce w tabeli. Tyle, że ostatnie miejsce 19 maja oznaczać będzie pożegnanie z Ekstraklasą. Na Śląsku liczą, że transferowe roszady w Sosnowcu okażą się strzałem w dziesiątkę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.