Wisła Kraków sprowadzi byłego reprezentanta Polski? Maciej Stolarczyk: Widzę go w drużynie

Cenię Sławomira Peszkę. Uważam, że posiada podobne walory, co Jakub Błaszczykowski. Ale Sławek ma ważną umowę z Lechią Gdańsk i musimy poczekać, jak rozwinie się sytuacja. Nie kryję, że widzę go w drużynie - mówi Sport.pl trener Wisły Kraków Maciej Stolarczyk.
Zobacz wideo

 

Sebastian Staszewski: „Kadra Wisły, która wyłania się z zawieruchy, nie tylko spokojnie gwarantuje ósemkę ESA, ale pozwala myśleć o załapaniu się na zastrzyki z kasy UEFA! Warunek sine qua non: żadnych poślizgów w płacach piłkarzy”. Wie pan, czyj to wpis?

Maciej Stolarczyk: Optymistycznego pana Ryszarda.

Słowa Ryszarda Niemca z Małopolskiego Związku Piłki Nożnej traktuje pan jako żart?

Nie, dlaczego? Też jestem optymistą. Mamy różne problemy o których Polska dyskutuje, ale zdaję sobie sprawę, że Ekstraklasa jest nieobliczalna. Przecież przykładów zespołów, które awansowały do Ligi Europy, a których nikt o to nie podejrzewał, jest wiele. To, że Arka Gdynia zdobyła Puchar Polski, jest piękne. Trzymam się więc tego, że wszystko jest możliwe.

W pierwszych tygodniach 2019 roku łatwiej jest być trenerem Wisły, niż w poprzednim roku? Niemal co dzień pojawiają się nowe, coraz lepsze informacje. We wtorek Komisja ds. Licencji odwiesiła „Białej Gwieździe” licencję, a w środę zespół poleci do Turcji.

Dla mnie kluczowa jest jednak drużyna, a w tym temacie nie jest kolorowo. Wisłę opuściło siedmiu piłkarzy, większość z podstawowego składu. Wszystko muszę konstruować od nowa.

Był moment, gdy zwątpił pan, że uda się uratować klub?

Były trudne chwile, ale ze zwątpieniem czekałem aż do końca. Objawem tego zwątpienia byłoby złożenie przez mnie pisma o rozwiązanie kontraktu. A tego przecież nie zrobiłem.

Dlaczego?

Gdy zawiał pozytywny wiatr z Kambodży, pojawiło się dla nas światełko w tunelu. I choć wiem, że brzmi to jak żart, to dzięki całemu zamieszaniu przetrwaliśmy grudzień. Dopiero po nowym roku zaczęło się pospolite ruszenie ludzi zainteresowanych Wisłą, które okazało się kroplówką. Na razie żyjemy, ale do tego, abyśmy w końcu stanęli na nogi, droga jest daleka.

Czy uwierzył pan duetowi Vanna Ly-Mats Hartling, którzy mieli uratować Wisłę?

Jeżeli ktoś pofatygował się z Kambodży, umówił się na spotkanie z prezydentem Krakowa i został przyjęty, a przed meczem przyszedł na odprawę drużyny poinformować, że spłaci dług, to nie można było podejrzewać, że to tylko cyrk obwoźny, który składa puste deklaracje. Po fakcie wiemy już, że było to po prostu niedorzeczne, ale wtedy chcieliśmy w nich uwierzyć.

Jak wspomina pan spotkanie z inwestorami?

Trwało z dziesięć minut. Mówili, że chcą stworzyć duży klub z silną akademią, że zajmą się zadłużeniem. Przemawiał pan Ly, ten drugi tylko słuchał. Z tego, co wiem, to Ly umówił się nawet indywidualnie z kilkoma piłkarzami, których namawiał na cierpliwość i grę w Wiśle.

W rozmowie o Wiśle trudno nie zapytać o finanse. Kilkukrotnie powtarzał pan, że w trudnych chwilach był pan z drużyną także pod względem niewypłaconych pensji. Otrzymał pan już część zaległego wynagrodzenia z czteromilionowej puli ratunkowej?

Otrzymałem większą część długu. Jeszcze trochę zostało, ale wszystko idzie w dobrą stronę.

Były kluby, które chciały pana wyrwać z Krakowa zimą?

Pojawiły się jakieś spekulacje prasowe…

Na przykład pisano o Zagłębiu Lubin.

Czytałem o tym w prasie. Interesowała mnie jednak tylko praca w Wiśle i tak do tego podszedłem. To nie znaczy, że odrzucałem połączenia, ale konkretów żadnych nie było.

Może pan zadeklarować, że zostanie pan na Reymonta co najmniej do końca sezonu?

Tak, chciałbym żebyśmy ten sezon zakończyli razem. Niech ten etap będzie jakąś całością.

W środę lecicie do Turcji.

I całe szczęście. Nawet tydzień tam da mi możliwość popracowania nad kilkoma elementami.

Do tej pory do sezonu przygotowywaliście się w Myślenicach. To był duży problem?

Dopiero latem będę mógł to ocenić. W bazie mamy co prawda podgrzewane boisko, ale murawa jest w nienajlepszym stanie. Eksploatujemy ją dość mocno i okres wegetacyjny trawy został zakłócony. Nie ma szans, aby boisko wytrzymało długo przy takich intensywnościach.

Może warto potrenować na sztucznej trawie?

Nie trenujemy na sztucznej płycie, bo nie chcę chłopakom zmieniać nawierzchni. Ale to niesie ze sobą pewne ograniczenia. Na przykład ćwiczenie stałych fragmentów gry, gdy nie ruszamy się zbyt wiele, jest uciążliwe, bo odczuwalna temperatura czasami sięga -10 stopni.

Jak bardzo bolesna jest dla Wisły strata Jesusa Imaza, Martina Kostala, Dawida Korta, Jakuba Bartkowskiego czy Zorana Arsenicia? Klub opuścił także Zdenek Ondrasek i Tibor Halilović. To byli liderzy, którzy robili różnicę. Teraz wszystkich ich zabraknie.

To duża strata, ale piłka nie znosi próżni. Ktoś musi wziąć odpowiedzialność za zespół. Będę szukał piłkarzy, którzy będą na to gotowi. Są chłopcy, którzy mają potencjał na bycie takimi liderami. Skoro nie ma tamtych, to pojawią się kolejni. Musimy poradzić sobie z tą sytuacją.

Próbował pan namawiać wspomnianych zawodników na pozostanie w Krakowie?

Nie próbowałem, bo po kambodżańskiej historii niewiele mogłem im obiecać. Co trener może zagwarantować? Warsztat pracy, piękne miasto. Nie mogłem kogoś wstrzymywać, bo znałem realia. To dorośli ludzie, którzy zarabiali na rodziny. Musieli podejmować męskie decyzje.

Piłkarzem Wisły został niechciany w Jagiellonii Lucas Klemez. Braliście, co dawali?

Jego kandydaturę rozważaliśmy z Arkiem Głowackim i Marcinem Kuźbą. Znam go jeszcze z czasów reprezentacji młodzieżowej i wiem, że takich ludzi, jak on, nam potrzeba. Chciałem tego zawodnika, choć zdaję sobie sprawę, że ostatnio w lidze grał mało. Ale odbudujemy go.

Do Wisły dołączył też oficjalnie Łukasz Burliga.

To wartościowy, doświadczony zawodnik.

Co z Kubą Błaszczykowskim? Trenuje z wami, gra w sparingach. Podpisze umowę?

To nie jest pytanie do mnie, ale innego rozwiązanie nie widzę. Kuba musi być w Wiśle.

Jak ocenia pan formę w której Kuba przyjechał z Niemiec? Statystyki ma dramatyczne. W tym sezonie w Wolfsburgu tylko raz zagrał w Bundeslidze i raz w Pucharze Niemiec.

Na razie wstrzymałbym się z jej oceną. Kuba ciężko trenuje, choć traktuję go indywidualnie, bo wiem, że tego potrzebuje. Na efekty będziemy musieli jednak poczekać. Do pierwszego meczu zostały trzy tygodnie i właśnie tyle mam, aby Kubę odbudować. Jedno jest pewne: w ostatnich miesiącach grał niewiele i potrzebuje czasu. Robimy wszystko, aby go przygotować.

Błaszczykowski będzie gwiazdą Ekstraklasy?

Gwiazdą będzie na pewno, ale nie wiadomo, czy będzie jej najlepszym zawodnikiem. Kuba zdaje sobie sprawę z tego, jak trudno wraca się do Polski. Na jego barki spadnie naprawdę wiele. Wszyscy będą liczyli, że Błaszczykowski sam będzie wygrywał mecze, a bez zespołu to niemożliwe. Poza tym wiemy, że Kuba nie będzie miał swobody gry. Każdy przeciwnik zna go i będzie chciał mu utrzeć nosa. Nikt nie cofnie nogi przed nazwiskiem. Wszystkie oczy będą zwrócone na niego, to też dodatkowa presja. Dlatego apelowałbym do wszystkich, aby dać Kubie handicap. Jest doświadczony i inteligentny, ale dziś potrzebuje trochę cierpliwości.

Klemenz, Burliga i Błaszczykowski to jedyne możliwe zimowe wzmocnienia Wisły?

Liczę na to, że jeszcze ktoś do nas dołączy. Czekamy na dobre okazje. Najlepiej darmowe.

W Internecie pojawiła się informacja, że jesteście zainteresowani Sławomirem Peszką.

Cenię sobie tego zawodnika. Uważam, że posiada podobne walory piłkarskie, co Kuba i wiem, że umie robić różnicę. Ale Sławek na razie ma ważną umowę z Lechią Gdańsk. Musimy poczekać na to, jak rozwinie się sytuacja. Ale nie ukrywam, że to ciekawy piłkarz.

Chciałby go pan w drużynie?

Chciałbym.

W Myślenicach z pierwszą drużyną trenuje wciąż 15-letni Daniel Hoyo-Kowalski. To oznacza, że wiosną jeszcze bardziej postawicie na wychowanków swojej Akademii?

Oczywiście, choć zdrowe proporcje muszą być zachowane. W każdej konstrukcji musza być zawodnicy z Akademii, ale też doświadczeni gracze, którzy pomogą walczyć o wyniki. Prawdą jest jednak, że sytuacja w której się znaleźliśmy skraca młodzieży ścieżkę do debiutu w Ekstraklasie. To dla nich ogromna szansa. Hoyo-Kowalski czy Olek Buksa to talenty, które mają wielki potencjał. Doceniamy ich, ale najpierw chłopcy muszą wykonać wielką pracę.

Potraktował pan poważnie oferty swoich kolegów Macieja Żurawskiego i Kamila Kosowskiego, którzy zadeklarowali, że wiosną mogliby występować w pana drużynie?

Zrozumiałem, że chcieli przyjechać do Myślenic i pomóc posadzić trawę. W innej roli trudno mi ich sobie wyobrazić. Mówiąc całkiem poważnie, to w kryzysowej sytuacji, w której wtedy byliśmy, żarty chłopaków – bo tak te niepotrzebne deklaracje odbieram – były nie na miejscu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.