Wisła Kraków naprawdę miała być sprzedana? Ujawniamy ważne zapisy umowy z niedoszłym inwestorem

W grudniu Wisła Kraków czekała na 12,2 mln od nowych inwestorów. Inwestorzy jednak też na coś czekali. Według naszych informacji działacze "Białej Gwiazdy" nie wypełnili kliku punktów umowy z Alelegą i NCP, co mogło utrudnić transakcję i do dziś odbijać się czkawką. Szczególnie w kwestii unieważnienia dokumentu, który zdaniem Wisły "nie wywarł skutków prawnych".
Zobacz wideo

Jeden ze Szwecji (Mats Hartling), drugi z Kambodży (Vanna Ly), chociaż z francuskim paszportem i luksemburską firmą. Obaj ze spółkami o których wiadomo niewiele, a jeśli już coś wiadomo, to tyle, że ich kapitałem przy poważnej transakcji z dużym polskim partnerem chwalić się nie ma jak. Im więcej było pytań, tym więcej też domysłów, a potem żartów i irytacji. Patrząc na sprawę od strony Wisły, taki obrót spraw, zły dla jej poprzednich władz nie był. Nie przez wzgląd na dziwny wybór tajemniczych partnerów z którymi zawiera się dość trudną transakcję, ale z powodu skupionej na nich medialnej uwadze.
 
W grudniu najważniejsze pytania były właściwie trzy. Kim są ci ludzie? Po co chcą przejąć Wisłę? Czy przelew na 12,2 mln zł na Reymonta w końcu dojdzie? Skoro mamy jednak styczeń, a na wiele pytań odpowiedzi nie uzyskaliśmy, to można postawić nowe. Czy TS chciało w grudniu Wisłę sprzedać? Co musiało zrobić ze swojej strony, by do transakcji doszło? Dlaczego nikt nie chciał przelać 12,2 mln zł na ich klubowe konto? To wszystko oczywiście przy założeniu, że Mats Hartling z Vanną Ly (lub ktokolwiek inny) rzeczywiście chcieli dokonać transakcji, do której w różny sposób przygotowywali się co najmniej od października. Chwytliwą, acz mało racjonalną tezę, że mieli ochotę tylko i wyłącznie zwiedzić Kraków, pogadać z jego prezydentem o ziemiach i obejrzeć mecz z Lechem na razie odrzucamy. 
 
Nowy inwestor bez dostępu do konta 
 
Siedmiostronicowa umowa podpisana 16 grudnia 2018 roku między Wisłą, a Alelegą i NCP zawierała kilka istotnych warunków, które powinny spełnić dwie strony.  
 
- Umówiliśmy się na pewne działania – przyznawał 4 stycznia Szymon Michlowicz, wiceprezes zarządu TS Wisła. - Z jednej strony te działania zostały spełnione w części - mówię o naszych kontrahentach, z drugiej strony zostały spełnione całkowicie - mówię o nas - uzupełniał.  
 
Ten najbardziej znany medialnie i najważniejszy dla kibiców punkt wspólnego kontraktu mówił o pożyczce ze strony inwestorów w kwotę 12,2 mln zł przelanej na konto Wisły. Co dość ważne, operacja ta miała zostać wykonana po zmianie właścicieli wiślackiego rachunku bankowego. Sama wpłata 12,2 mln zł nie powodowała natomiast spełnienia warunków umowy, gdyż fundusze miały być przeznaczone docelowo na spłatę zadłużenia wskazanego w załączniku numer 7. umowy. To w nim byli wymienieni piłkarze oraz członkowie aktualnego sztabu „Białej Gwiazdy”. To w nim byli też zbiorczo wskazani byli zawodnicy z Reymonta od dawna oczekujący na pieniądze. Długa lista porządkująca klubowych dłużników nie zawierała jednak rzeczy - jak się potem okazało - dość przydatnej. Chodziło o numery bankowe ich kont. Sama umowa - co logiczne, a nawet niezbędne, nakładała na sprzedającego powinność dostarczenia nabywcy wszelkich takich danych. Załącznik jednak ich nie podawał, informował jedynie gdzie je znaleźć.  
 
Problem jasnego braku wskazań kont piłkarzy wydaje się raczej błahy. Numery rachunków bankowych pracowników są (lub powinny być) zapisane na koncie pracodawcy, z którego Wisła co miesiąc (choć w praktyce ostatnio w czerwcu 2018 roku) powinna robić im przelewy. Sprawę rozwiązywała zatem zapisana w umowie zmiana właściciela konta Wisły Kraków, do której w teorii doszło 22 grudnia.
 
- Pierwszym warunkiem udzielenia pożyczki było przepisanie na nas kont Wisły, która posiada je w polskich bankach. To nigdy nie nastąpiło. Przecież na dobrą sprawę te pieniądze, gdyby zbyt wiele osób miało do nich dostęp, mogłyby powędrować gdzieś w nieznanym kierunku i nigdy byśmy ich nie odzyskali - mówił emocjonalnie w niedawnej rozmowie ze Sport.pl Mats Hartling
 
-TS nie przepisał konta na inwestorów, nie było żadnych zmian podpisów w bankach. W umowie jest zapis, że sprzedawca miał się tym zająć - słyszymy od jednej z osób, która była blisko transakcji. 
 
W poszukiwaniu danych  
 
Gdy badaliśmy ten temat pod koniec grudnia, od człowieka związanego ze starym zarządem „Białej Gwiazdy” usłyszeliśmy, że 22.12 po złożeniu rezygnacji z pełnionych funkcji (sobota), nowe upoważnienia do kont bankowych zostały dostarczone do banku w poniedziałek (24.12), a nowi właściciele „posiadając akcje i pełną władzę w klubie mogli zrobić to, co im się podobało”.  
 
- Pan Vanna Ly rzeczywiście udał się 24 grudnia do jednego z banków, w którym konto posiada Wisła S.A, ale nie uzyskał żadnych elektronicznych dostępów do kont, złożył tylko wzór podpisu na karcie podpisów – wyznał na niedawnej konferencji prasowej Łukasz Kwaśniewski z TS Wisła.
 
Francuz kambodżańskiego pochodzenia od ściany odbił się prawdopodobnie z powodu braku wpisu do KRS-u. Wedle wcześniejszych ustaleń - z tą sprawą też pomóc mieli ludzie z TS-u, ale po 22 grudnia współdziałanie z nimi nie szło już tak dobrze. 
 
Ponieważ umowa sprzedaży klubu dawała też nabywcom możliwość bezpośredniej wpłaty pieniędzy dla wyszczególnionych z imienia i nazwiska pracowników (nie przez konto Wisły), a spełnienie jej warunków następowało poprzez przedstawienie potwierdzenia wpłaty, inwestorzy prawdopodobnie przez chwilę szukali możliwości znalezienia wszystkich danych dłużników w klubowych dokumentach, ale ostatecznie ten pomysł porzucili.   

Skoro obecnie dwie strony umowy niemal zgodnie twierdzą, że Alelega i NCP nie mieli dostępu do klubowych rachunków, warto jeszcze wyjaśnić jak dokonano przelewu dla Kamila Wojtkowskiego. Pomocnik został spłacony właśnie za czasów nowych inwestorów. Ci udzielili nam informacji, że przelewu dokonał na ich wniosek Piotr Kobas, od lat księgowy Wisły, który jako jedyny miał dostęp do klubowego konta w trakcie właścicielskich zmian. Dyspozycje taką musieli wydać już na odległość, bo po świętach nie było ich w Krakowie osobiście. 
 
Sprawa z kontami nie była jednak jedyną komplikacją, na którą inwestorzy natknęli się na Reymonta. 

Nierozwiązane sprawy TS-u, ukryte umowy 
 
Kolejną sprawą, która przebiegała inaczej, niż stanowiły zapisy umowy sprzedaży klubu, była powinność rozwiązania przez TS licznych kontraktów z firmami, z którymi współpracowała Wisła. Nowi inwestorzy prawdopodobnie dobrze znali realia jakie panowały na Reymonta, słyszeli o sprawie kibiców mogących mieć wpływ na działalność spółki, zdawali sobie sprawę ze sposobu zarządzania nią przez Marzenę Sarapatę, pod wodzą której długi „Białej Gwiazdy” sięgnęły 40 milionów złotych - chcieli wykręcić się od części potencjalnych problemów. 
 
Można oczywiście zakładać, że powody rozwiązania m.in. umowy na najem siłowni „White Star Power” wynikały z chęci oczyszczenia, czy odcięcia się działaczy od relacji biznesowej z oskarżonym o usiłowanie zabójstwa i kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą Pawłem M, ale mogły też wynikać z wymogów ludzi, którzy mieli w klub zainwestować.

Według naszych informacji, dokument sprzedaży Wisły zawierał konkretną liczbę kilkunastu umów, którą trzeba było rozwiązać. TS podnajmowało innym podmiotom m.in. Skyboxy. Chciano też zakończyć dotychczasowe umowy na: ochronę obiektów, ochronę meczową, obsługę informatyczną, serwis systemu rejestracji biletów, zakończyć współpracę z firmą produkującą gadżety dla kibiców, firmę sprzątającą itd.  
 
Za jedne sprawy wzięto się szybciej (umowę wynajmu siłowni wypowiedziano np. w listopadzie) za inne później. Niektóre wyjaśniał dopiero nowy zarząd Wisły już w styczniu. Efekt był zatem taki, że mimo życzenia nowych inwestorów, w momencie przejęcia Wisły tj. 22 grudnia nie mieli oni uregulowanej sytuacji ze wszystkimi kontrahentami klubu. Dodatkowo, po objęciu akcji, wejściu do biur i sprawdzaniu klubowych dokumentów i umów, okazało się, że o części z nich sprzedający wcześniej nie informował, przez co nie zostały one zawarte na liście „umów do rozwiązania”. Ponadto zdarzyły się też dokumenty mające nieco inne brzmienie niż te objęte wcześniejszym audytem. 
 
Złamanie klauzuli poufności  
 
Rezygnacja z pełnionych funkcji prezes Marzeny Sarapaty i wiceprezesa Daniela Goudy była kolejnym z warunków zawarcia umowy po stronie sprzedającego. Według naszych ustaleń zarząd Wisły podał się do dymisji w ostatnim możliwym terminie, który umowa dopuszczała. Chociaż wcześniej działacze „Białej Gwiazdy” sygnalizowali, że będą chcieli dać nowym inwestorom więcej czasu na wejście w firmę. 
 
Ciekawsze jest jednak podejście obu stron umowy do punktu dotyczącego klauzuli poufności. Była ona opisana w osobnym dokumencie za którego przygotowanie odpowiadał adwokat Jarosław Ostrowski. Na styczniowej konferencji prasowej przedstawiciele Wisły dziwili się, że już po spotkaniu z Zurychu (18 grudnia, czyli dwa dni po realnym popisaniu umowy) w mediach pojawiła się informacja o tym fakcie. Za jej rozpowszechnianie przedstawiciele z Reymonta obarczali kupujących. W późniejszych dniach światło dzienne ujrzało zresztą więcej szczegółów dotyczących umowy, a dziennikarz TVN Szymon Jadczak opublikował nawet jej dwa punkty. 
 

- Z naszej strony dostęp do dokumentów miałem ja, Ly i pan Pietrowski. Nikt z nas ich dziennikarzom nie pokazał. A jednak znalazły się w Internecie. Ktoś więc złamał klauzulę poufności i oczywistym jest, że zrobił to ktoś z Towarzystwa Sportowego. Mówię o tym, aby pokazać, że są powody dzięki którym moglibyśmy iść do sądu – mówił w niedawnej rozmowie ze Sport.pl Mats Hartling
 
Pewnie taka wymiana zeznań byłaby ciekawa lub cenna również w kontekście rozstrzygnięcia niedawnego sporu. Czy byłemu zarządowi Wisły została przekazana opłata za klub? Złotówkę należało dać w gotówce. Krakowska strona twierdzi, że tak się nie stało. Dla obecnych działaczy Wisły, był to jeden z argumentów (oprócz opinii kancelarii prawnych), że podpisana w grudniu umowa „nie weszła w życie”, lub „nie wywarła skutków prawnych”. 
 
Komunikaty Pietrowskiego 
 
O czym już informowaliśmy, umowa sprzedaży chroniła też w pewien sposób sprzedających. Umieszczono w niej specjalny punkt, który odnosił się do dodatkowego gwarancyjnego porozumienia. Mówiło ono o niepociąganiu do odpowiedzialności cywilnej, byłych zarządców spółki przez nowych inwestorów. 
 
Jednym z postanowień umowy było też przekazanie nowym właścicielom komunikacji zewnętrznej Wisły, czyli m.in. akceptowanie wszelkiej treści i aktywności na portalach społecznościowych. Klub nie odpowiedział nam na zapytanie kto w terminie 22-31 grudnia wytyczał i aprobował pojawiające się tam treści. Prawdopodobnie część tej komunikacji (promowane posty na Facebooku, nagrania z piłkarzami, świąteczne życzenia) była publikowana według starych ustaleń, a za kluczowe komunikaty na oficjalnej stronie odpowiadał ówczesny prezes Wisły Adam Pietrowski (przyznał nam, że te treści rzeczywiście współtworzył).

W tej sytuacji warto też dodać, że Hartling z Ly mieli zawartą własną umowę na swoją część „roboty”. Francuz miał zająć się stroną finansową przedsięwzięcia i dokonać przelewu na 12,2 mln zł, a Szwed trzymać rękę na pulsie i pilnować spraw na Reymonta, m.in dopełnienia formalności przez polskich działaczy. Rzeczywistość, która zastała obu panów w terminie przedświątecznym oraz wydarzenia, które miały miejsce po nich, nieco obu inwestorów skonfliktowały. Ly 24 grudnia był w Krakowie sam, prawdopodobnie to wtedy mógł zacząć wątpić w słuszność przelewu. Nawiązując do retoryki klubowych komunikatów dotyczącej jego późniejszej choroby podczas lotu przez Atlantyk, można z nieco większym prawdopodobieństwem napisać, że pierwsze zawroty głowy mogły zacząć mu się w wigilijny wieczór, gdy opuszczał port w Balicach. 
 
 
 
 
  
 
 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.