Wisła Kraków sprzeda akcje kibicom. Jarosław Królewski: Mówimy o sprzedaży 4-5 procent akcji klubu

- Od początku wiedzieliśmy, że chcemy skorzystać z crowdfundingu. Ta zbiórka była tak oczywista, że nawet nie ma co szukać autora pomysłu. Nie ma tu ryzyka. Jest tylko szansa: dla tych, którzy chcieliby pomóc Wiśle, ale nie są gotowi do wyłożenia ogromnych kwot - mówi Sport.pl Jarosław Królewski, przedsiębiorca pomagający Wiśle Kraków
Zobacz wideo

 

Paweł Wilkowicz: Wisła ogłosiła, że decyduje się na crowdfunding i sprzeda akcje przez platformę Beesfund. Robicie to bardziej ze względów wizerunkowych, żeby pokazać, ilu kibiców jest w stanie o Wisłę walczyć, czy ze względów finansowych?

Jarosław Królewski: Decydujemy się, bo ten pomysł był oczywisty. Tak oczywisty, że nawet nie ma co szukać autora. Mieliśmy go od początku, stąd się wzięła decyzja o podniesieniu kapitału klubu o cztery miliony złotych. Ale pamiętajmy, to jest na razie wszystko w sferze pomysłów. Żadne konkrety nie zostały ogłoszone, nie znamy terminów itd. Natomiast wiemy, że jest to racjonalne i w żaden sposób nie zastępuje innych naszych działań: szukania inwestora strategicznego, rozważań o strukturze klubu. Crowdfunding jest ciekawy i jest przyszłością klubów. Nie tylko my tak uważamy, ale też akademicy, byli znani piłkarze, jak Gianluca Vialli. Klub zawsze jest w jakimś sensie współwłasnością kibiców. To jest następny krok. W niczym nam taka akcja nie przeszkadza, nie zmienia naszej strategii, na nic nas nie naraża. Pozwala zweryfikować lojalność fanów, pokazuje, jak może wyglądać przyszłość. Nie ma tu ryzyka. Jest za to szansa dla ludzi, którzy chcieli pomóc Wiśle, ale niekoniecznie idąc na całość, inwestując ogromne pieniądze. Jeśli się uda, to będzie ogromny sukces, również międzynarodowy. Ale przed nami jeszcze sporo wyzwań natury formalnej. Szczegółów nie wolno nam podać, póki nie będzie formalnej decyzji. Ale wiadomo, że cena akcji musi być odpowiednio skorelowana z limitem crowdfundingu, czyli 1 mln euro. Tyle możemy zebrać w jednej zbiórce publicznej w tym reżimie prawnym, w którym funkcjonujemy. Przy takim limicie mówimy o sprzedaży 4-5 procent akcji klubu. A same takie zbiórki są bardzo proste.

„Do koszyka” na stronie internetowej Beesfund i już?

Tak jak to jest w innych zbiórkach.

A sama akcja ile ma potrwać?

Zakładamy, że od momentu, gdy już ustalimy warunki emisji i je podamy, powinno być po wszystkim w dwa, trzy tygodnie. Nie porównujmy tego nawet do emisji na giełdzie, nawet na New Connect. To zupełnie inny mechanizm.

Mówicie o wyzwaniach natury formalnej przy organizowaniu crowdfundingu, ale dziś najtrudniejsze wydają się te, które dotyczą struktury właścicielskiej klubu. Sąd poprosił Wisłę o przetłumaczenie umowy z Matsem Hartlingiem i Vanna Ly, bez tego nie wprowadzi zmian do Krajowego Rejestru Sądowego.  Czyli nadal nie ma pewności, kto jest właścicielem klubu i może działać w jego imieniu.

Powiem szczerze, że traktuję to tylko jako formalności do załatwienia. Zajmują się tym inteligentne osoby.

Ale jeśli ta sprawa utknie w martwym punkcie, to utknie też crowdfunding i pewnie całe ratowanie klubu.

Procedury muszą potrwać, a my się skupiamy na tym, żeby klub funkcjonował.

Tu nie chodzi tylko o czas: jeśli sądy uznają, że TS jednak nie jest właścicielem Wisły, to cała akcja się wykolei.

Mnie ta sprawa w ogóle nie spędza snu z powiek. Tak samo jak sprawa licencji: trzymam się tego, co powiedział pan Boniek, że Wisła zrobiła już tak dużo, że we wtorek może mieć odwieszoną licencję. Cieszę się, że prezes zna kontekst, w jakim działa Wisła i widzi progres. Liczymy na empatię komisji. A my się staramy twardo stąpać po ziemi i nie obiecywać niczego na wyrost.

Również w sprawie inwestora? Nadal nie ma takiego, który przeszedłby z Wisłą do konkretów?

Nie ma. Na konkrety przyjdzie czas, gdy inwestor pozna Wisłę tak, jak uważamy, że należy ją poznać przed złożeniem oferty. I gdy ten inwestor przedstawi nam sensowny plan na Wisłę. Mamy swoje wymagania. Mamy też szeroko otwarte ramiona, więc przyjmujemy każdego, sprawdzamy, kim jest, czym się zajmuje, o jakim kapitale mówimy, co oferuje, co już zrobił w tej dziedzinie. Normalne procedury. I w ogóle na razie nie nazywajmy tego procentami. W mojej branży o ofercie mówi się, gdy już są konkretne warunki cenowe, zrobione due dilligence. Tutaj na razie są opinie i analizy. Zapytań jest sporo, klimat jest dużo lepszy, niż był. Piłkarze spłaceni, licencja ma wrócić – trochę inaczej się teraz rozmawia z kandydatami na inwestorów. I rozmawiamy już inaczej niż kilka dni temu.

A kiedy przyjdzie inwestor i uprze się że wejdzie tylko pod warunkiem objęcia 100 procent akcji klubu, to co będzie z tymi 4-5 procentami sprzedanymi w crowdfundingu? Ci którzy je kupili, będą musieli odpowiedzieć na wezwanie i sprzedać akcje?

Będą mechanizmy rynkowe, które pozwolą tym ludziom zyskać w przypadku wezwania do sprzedaży.

Będą musieli sprzedać akcje?

Nie znam ostatecznej formy memorandum ani prospektu. Wszystko w swoim czasie. To będzie oferta rynkowa. I myślę, że nie będzie zła. My naprawdę staramy się dobrze przemyśleć i zaplanować to co robimy. Ostatnio tak mało spałem i tak piłowałem jeden temat przed własnym ślubem.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.