Martin Chudy, bramkarz-dietetyk na pomoc Górnikowi

Co łączy kary za nadwagę i wykłady na temat zdrowego odżywiania? Przewrotnie - solidna praca na boisku oraz w auli. Brzmi niewiarygodnie, prawda? Oto historia, w której wielkie ambicje przeplatają się z samodyscypliną i mnóstwem wyrzeczeń. 29-letni Słowak związał się z zabrzanami 1,5-roczną umową.
Zobacz wideo

Buntownik o wielu twarzach

Możesz porozmawiać z nim o wszystkim. Pomoże ci ocenić, która woda jest najlepsza dla twojego zdrowia i dlaczego należy uważać na „kranówkę”. Nie będzie gołosłowny. Poprze to konkretnymi liczbami, porówna zawartość składników mineralnych, a wszystko to przedstawi na kolorowym wykresie. Jego wnioski są przejrzyste, niektóre projekty sprawdzone na własnym organizmie.

Martin Chudy nie jest jednak ekspertem od wody. Najlepiej będzie, jeżeli sam się przedstawi: - Możesz mnie poznać jako profesjonalnego piłkarza, konsultanta do spraw zdrowia i odżywiania, pisarza, blogera, aktywistę, ciężko pracującego biznesmana lub wizjonera. To tylko jakieś etykiety, które opisują pracę i cele. Nie zawiera się w tym nic na temat mojego prawdziwego „ja” – czytamy na martinchudy.sk, czyli oficjalnej stronie bramkarza. Znajdziemy na niej m.in. porady, rozbudowane artykuły, odnośniki do kont na portalach społecznościowychi jego autorskie książki do kupienia w formie elektronicznej.

- Pierwsze dwie napisałem razem z moją dziewczyną, Majką. Cały czas pracuję, ale staram się wykorzystywać każdą wolną chwilę. Dlatego w przerwie między treningami czytam albo coś piszę. Oczywiście w hierarchii priorytetów, to piłka nożna jest na pierwszym miejscu – opowiada zawodnik w rozmowie ze słowackim portalem „Pluska”. Sam pomysł na zebranie swoich myśli na papierze przyszedł mu do głowy kilka lat temu. Już wtedy obrał sobie za cel napisanie dziesięciu książek. – Kiedy druga ukazała się w formie elektronicznej, pojawiła się szansa wydania jej na papierze. Nakład wynosił 5000 i wszystko szybko się sprzedało – wspomina swoje początki na rynku wydawniczym.

Martin Chudy woli jednak, żeby przylgnęła do niego inna etykieta. Określa się mianem buntownika. – Przez ostatnie kilka lat starałem się być właśnie taki. Chce spokojnie żyć pełnią życia, zgodnie z moimi przekonaniami – kontynuuje prezentację. Dla niego buntownikiem jest człowiek, który nie przejmuje się żadnymi dogmatami, nie wyznaje żadnej filozofii, ideologii i wiary, nie należy do żadnej organizacji. – Chcę być niezależny, wolny i otwarty. Chcę poznać swoje życie – podsumowuje.

Dietetyk, który idzie pod prąd

Nie wybrał tej natury. Nie pstryknął palcami i nie dopasował jej do siebie na siłę. Widać to chociażby w edukacji i w naturalnych działaniach związanych z zawodem doradcy do spraw żywienia. Na słowackim SME.sk czytamy, że przez jakieś dziesięć lat uczył się na własną rękę, bo jest absolwentem przemysłowo-budowlanej szkoły średniej w Nitrze (przyp. red. tłumaczenie własne, oryginalnie strednapriemyselnaskolastavebna v Nitre). Już wtedy poszedł pod prąd i póki co zdania nie zmienia.

- Obecnie jestem na diecie, która jest krytykowana przez oficjalne instytucje. Na przykład ostatnio w mediach jest spora nagonka na olej kokosowy bez popierania tego konkretnymi danymi liczbowymi – mówił we wrześniu w rozmowie ze słowackim portalem SME.sk. Bramkarz podkreśla, że zawsze trzeba spojrzeć na sprawę z innej perspektywy. W tym przypadku ma na myśli to, kto sponsoruje oficjalne instytucje i jaki wpływ mają potężne korporacje, które dominują na rynku.

– To właśnie one podsuwają nam oleje roślinne rafinowane, margarynę, słodycze na oleju palmowym oraz napoje, czy płatki śniadaniowe, które są sztucznie dosładzane – tłumaczy swoje podejście. Wyraża się w sposób bardzo klarowny, zawsze stara się ocenić sytuację patrząc na nią z kilku perspektyw.

Zresztą, to też jego praca i próbuje wykonywać ją najlepiej jak potrafi. – Nie wiem wszystkiego, cały czas się uczę. Prowadzę wykłady gościnne, doradzam ludziom, mam swoich klientów, przygotowuje im plany, ale nie ma jednej diety, która pasowałaby wszystkim – wyjaśnia w rozmowie z  czeską stroną „iSport” po czym dodaje, że zdrowe odżywianie pomaga organizmowi szybciej się zregenerować, dlatego w ten sposób można zmniejszyć ryzyko kontuzji. W poprzednich drużynach zdarzało mu się udzielać rad kolegom, ale tylko wtedy, gdy faktycznie wyrazili taką chęć. – Sam z siebie nie wychodzę z inicjatywą – mówi w rozmowie z oficjalną stroną SpartakaTrnawa. Nie ma zamiaru wkraczać w czyjeś kompetencje.

Skazany za nadwagę

Być może wcale nie postanowiłby wrócić na Słowację, gdyby nie sytuacja w Teplicach. Martin Chudy zdecydował się na zmiany przez problemy z wagą. – Dostawałem kary pieniężne za to, że ważyłem 89 kilogramów. Kiedy przeniosłem się do Trnawy, nie minęły nawet dwa miesiące, a z 91 kilogramów zrobiło się 96 kilogramów, a później dobiłem do setki – wspomina trudne chwile w wywiadzie dla SME.sk. Dopiero w rodzinnym kraju odzyskał spokój ducha.

W tej samej rozmowie opowiada o różnicach w treningach w Czechach i na Słowacji, zahacza również o swoją kondycję psychiczną. – Pracowałem indywidualnie z trenerem bramkarzy i udało mi się wyregulować wagę w okolicach 94 kilogramów. Poczułem się znacznie lepiej. Cała ta sytuacja kosztowała mnie mnóstwo pieniędzy i była potężnym balastem psychicznym – podkreśla piłkarz, który długo nie odczuwał żadnej radości z futbolu.

Martin Chudy tłumaczy, że każdy jest zbudowany nieco inaczej, dlatego nie skupia się aż tak na kilogramach. Mówi o somatotypie, na który ogromny wpływ mają predyspozycje genetyczne: - Mam dużą masę mięśniową – podsumowuje.

Głos w sprawie korupcji

Odzyskanie równowagi nie było równoznaczne z powrotem do rodzinnego kraju. Bramkarz przeprowadził się do Trnawy w połowie sezonu i początkowo przegrywał rywalizację z Martinem Vantrubą. Dopiero w połowie marca 2018 r. pojawiła się przed nim szansa na przejęcie bramki Spartaka, bo wówczas młody gracz nabawił się urazu barku. Nieszczęśliwie dla Słowaka, ugruntowanie pozycji między słupkami zbiegło się w czasie z wysypem zarzutów korupcji pod adresem drużyny z Trnawy.

- Szum w mediach zaczął się po meczu z klubem Dunajska Streda. Wygraliśmy 2:0 i tym samym przypieczętowaliśmy mistrzowski tytuł. I dopiero, kiedy przeczytałem nagłówki, przypomniałem sobie, że ktoś mi mówił o jakiejś sytuacji z przekupstwem, w którą zamieszany był bramkarz klubu MFK Ruzomberok (spotkania dwa i trzy tygodnie wcześniej) – Martin Chudy starał się odnieść do problemu w rozmowie z LaukoOndrejem na portalu sport.sk. Nie ukrywał oburzenia. Uważał, że całość jest grą medialną, która ma na celu splamić dobre imię Spartaka. – Wszędzie są nagłówki, że „Trnawa kupiła tytuł”, a poniżej pojawiają się nazwiska i sprawy zupełnie niezwiązane z moim klubem – wyraził się w sposób bezpośredni.

Według informacji dziennikarza, Matus Macik, czyli wyżej wspomniany bramkarz, miał dostać ofertę od Daniela Bartko otrzymania pięciu tysięcy euro za dopilnowanie remisu w starciu 6. kolejki Ruzomberok – SpartakTrnawa.

W oficjalnym oświadczeniu MatusaMacika, które pojawiło się m.in. na portalu sport.sk, czytamy: - Wszyscy piłkarze grający w klubach w Fortuna Lidze są szkoleni przez odpowiednie osoby ze Słowackiego Związku Piłki Nożnej (SFZ) w zakresie reakcji na korupcję. Dzień przed wspomnianym meczem, dokładnie 20 kwietnia, znalazłem się w takiej sytuacji i następnego dnia niezwłocznie poinformowałem moich przełożonych, to znaczy trenerów. Zgłosili sprawę do odpowiedniego pionu piłkarskiej federacji. W ciągu tygodnia moje zeznania zostały nagrane zarówno przez osoby z SFZ, jak i policję współpracującą z Krajowym Biurem Kryminalnym (przyp. red. Narodnakriminalna agentura, tzw. NAKA).

Kawa od kibiców

Nie była to jedyna sytuacja w czasie pobytu w Trnawie, kiedy Martin Chudy zabrał głos w sprawie pieniędzy. Drugi raz zdarzył się zaledwie kilka miesięcy później, choć w znacznie mniej poważnym kontekście. W pierwszej rundzie eliminacji do Ligi Europy, Spartak mierzył się z Olimpiją Lublana i zaczynał od meczu wyjazdowego. Słowacki klub wygrał 2:0, a bramkarz przywiózł do domu kilka nieoczekiwanych pamiątek.

- Nikogo nie sprowokowałem. Kibice przeciwnika próbowali trafić we mnie metalowymi bransoletkami i zapalniczkami – opowiadał po starciu Słowakw rozmowie z dziennikiem „HlavneSpravy” – udało mi się nawet zebrać 3,98 euro, więc mogłem później kupić sobie kawę. I miałem po niej świeży oddech, bo gumy do żucia też zebrałem z murawy.

Ostatecznie nikomu nic się nie stało, dlatego zawodnik mógł opowiedzieć historię w żartobliwy sposób. Teraz staje przed kolejnym wyzwaniem i pewnie cały czas sobie powtarza, żeby tym razem nie stracić pogody ducha i radości z futbolu. Przeciwności losu nie są mu obce, dlatego ma opracowaną swego rodzaju strategię, jak sobie skutecznie z nimi radzić. Trudno się dziwić, skoro jedno z jego mott życiowych brzmi: „Tam gdzie inni widzą przeszkodę, ja dostrzegam drogę”.

Więcej o:
Copyright © Agora SA