Ekstraklasa. Mateusz Wieteska: Gra w reprezentacji? Marzenie, ale wierzę, że Jerzy Brzęczek uzna, że jestem na nią gotowy [ROZMOWA]

- Nie jestem głupim człowiekiem i zdawałem sobie sprawę z poziomu rywalizacji w Legii. Nie spodziewałem się, że od razu dostanę szansę. Ale chyba ją wykorzystałem, skoro grałem tak często - mówi w rozmowie ze Sport.pl obrońca Legii Warszawa i młodzieżowej reprezentacji Polski, Mateusz Wieteska.
Zobacz wideo

Konrad Ferszter: To był dla ciebie przełomowy rok?

Mateusz Wieteska: Nie wiem, czy przełomowy, ale na pewno bardzo dobry w każdym aspekcie. Ale nie rozpamiętuję go i już stawiam sobie cele na kolejny.

Jakie?

- Przed sezonem nie chciałem o nich głośno mówić i to się opłaciło. Teraz też to zostanie tajemnicą.

Z Górnikiem Zabrze awansowałeś do europejskich pucharów, z młodzieżową reprezentacją Polski na mistrzostwa Europy. Po powrocie do Legii wywalczyłeś miejsce w podstawowym składzie. Czegoś ci zabrakło w tym roku?

- Gola w Legii.

W poprzednim sezonie zdobyłeś siedem bramek dla Górnika, skuteczniejszym obrońcą w lidze był tylko Michał Helik z Cracovii.

- Nie mam pojęcia co się stało, że „maszyna się zacięła”. Do stałych fragmentów gry przykładamy dużą wagę, trenuję je tak samo sumiennie jak wcześniej. Ale piłka jeszcze nie chce wpadać. Mówię jeszcze, bo jestem spokojny, cierpliwy i wiem, że prędzej czy później worek z bramkami się rozwiąże. Z drugiej strony jestem obrońcą, więc to z bronienia jestem rozliczany w pierwszej kolejności. Tracimy mało goli, w defensywie gramy coraz lepiej i to cieszy mnie najbardziej.

Cieszy, bo ze środkowych obrońców w Legii jesienią grałeś najczęściej. Spodziewałeś się tego latem?

- Nie. Nie jestem głupim człowiekiem i zdawałem sobie sprawę z poziomu rywalizacji w Legii. Michał Pazdan i Artur Jędrzejczyk to reprezentanci Polski, a w kadrze są też przecież William Remy i Inaki Astiz. Nie spodziewałem się, że od razu dostanę szansę. Ale chyba ją wykorzystałem, skoro grałem tak często. Ostatnie mecze, w których nie grałem, pokazały jednak, że przede mną jeszcze wiele ciężkiej pracy i ostrej rywalizacji.

Odpadnięcie z europejskich pucharów, słaby start w lidze, zmiana trenera, wreszcie stabilizacja formy i poprawa gry oraz wyników. W ciągu kilku miesięcy zaliczyłeś wszystkie wydarzenia, które w ostatnim czasie w Legii dzieją się regularnie.

- To był szalony czas, pierwszy taki w mojej karierze. Nie było łatwo, ale każdy z nas skupiał się na codziennych obowiązkach, by sytuacja poprawiła się możliwie jak najszybciej. Staraliśmy się odciąć od tego, co działo się na zewnątrz i wspólnie w szatni szukaliśmy rozwiązań.

Jak Ricardo Sa Pinto odbudował Legię?

- Od pierwszego dnia w klubie ustalił własne zasady i nakreślił nam swoją wizję futbolu. Kluczem do poprawy gry, wyników i nastrojów była ciężka praca. Już w pierwszych dwóch tygodniach czuliśmy, że dostajemy solidnie w kość. Z tego powodu pierwsze mecze za kadencji trenera Sa Pinto nie wyglądały najlepiej. Ale wszystko było idealnie zaplanowane. Chwilę później przyszła przerwa na mecze reprezentacji, po której zaczęliśmy grać dużo lepiej.

Sa Pinto zapowiedział, że podczas zimowych obozów was „zamęczy.”

- I bardzo dobrze. Treningi nie są łatwe, ale widzimy, że ta praca przynosi efekty. Dla każdego piłkarza to podstawa. Jeśli czujesz się dobrze fizycznie, to wszystko inne przychodzi łatwiej. Inne, bardziej pozytywne, jest też podejście do codziennej pracy.

Przed przyjściem Sa Pinto nie czuliście się dobrze fizycznie?

- Wiele się o tym pisało i mówiło, ale ja uważam, że to bzdura. Latem wykonaliśmy dobrą pracę i naprawdę nie czułem, żebym miał braki w przygotowaniu fizycznym. Zresztą u nas to norma, jak nie ma wyników, to dyskutuje się głównie o złym przygotowaniu fizycznym. Zbytnio upraszczamy rzeczy, na które składa się wiele czynników.

To dlaczego Legia latem zawiodła na całej linii?

- Nie chcę już tego rozgrzebywać, nie ma sensu. Wolę skupiać się na tym co przed nami.

Przed tobą nie tylko walka o mistrzostwo Polski, ale też młodzieżowe mistrzostwa Europy.

- Powiedzieć, że jestem dumny z tego co osiągnęliśmy, to nie powiedzieć nic. Na tym turnieju reprezentacja Polski nie grała od lat, a nam udało się do niego awansować. Jestem szczęśliwy, że mogę być częścią tej drużyny.

Po pierwszym meczu barażowym z Portugalczykami w Zabrzu (0:1) mieliście poczucie, że zagraliście zbyt bojaźliwie?

- W pierwszej połowie wyglądaliśmy tak, jakbyśmy się ich przestraszyli. Chyba za dużo myśleliśmy o rywalach, o ich klubach i o tym na ile milionów się ich wycenia. W przerwie trochę się uspokoiliśmy i w drugiej połowie pokazaliśmy, że z faworytem możemy grać jak równy z równym. Po meczu był spory niedosyt, bo mieliśmy kilka okazji bramkowych, ale była też pewność, że na wyjeździe możemy wywalczyć awans.

Po meczu w Zabrzu długo rozmawialiśmy o tym co się wydarzyło na boisku. Każdy z nas czuł, że kiedy zagramy ofensywniej, sprawimy Portugalczykom problemy. Wiedzieliśmy, że jesteśmy silniejsi jako zespół. Na drugi mecz jechaliśmy z dużą pewnością siebie, nie było w zespole nikogo kto by zwątpił.

Zwątpił za to Tomasz Hajto. Jego słowa były dla was dodatkową motywacją?

- Dla mnie nie. Jest wielu dziennikarzy i ekspertów, każdy ma prawo do własnej opinii. Trudno byłoby dyskutować z każdym. Najłatwiej dawać odpowiedź na boisku i właśnie to zrobiliśmy w Portugalii.

Od strony teoretycznej do barażu byliście przygotowani perfekcyjnie.

- Trener Czesław Michniewicz przygotował dla nas informacje na temat każdego Portugalczyka. Znaliśmy ich mocne i słabe strony, pozycje, kluby, wzrost, statystyki, lepszą nogę. Każdy z rywali opisany był na jednej kartce A4. Przed samym zgrupowaniem dostaliśmy też filmiki z ich grą. Sztab szkoleniowy wykonał kawał ciężkiej, bardzo pomocnej pracy.

Michniewicz sprawdzał, czy czytaliście jego materiały?

- Tak, zrobił nam quiz wiedzy o Portugalczykach.

Kto przygotował się najlepiej?

- Ja i Kamil Grabara. Każdy dostał 30 pytań, my mieliśmy po 25 punktów. Część z pytań dotyczyła też naszej drużyny, tego co działo się w grupie. Tego się nie spodziewałem, pamięć zawiodła i to na tych pytaniach poległem.

Włochy, Hiszpania i Belgia to najtrudniejsi rywale na jakich mogliście trafić w MME.

- Kogokolwiek byśmy nie wylosowali to na pewno byłoby bardzo ciężko. Osobiście bardzo cieszę się z losowania i nie mogę się doczekać tych meczów. Fajnie będzie sprawdzić się z zawodnikami, którzy już regularnie grają w wielkich klubach.

Patrick Cutrone gra w Milanie, Borja Mayoral strzelał dla Realu Madryt, Dodi Lukebakio niedawno zdobył trzy bramki w meczu z Bayernem. Ciekawe wyzwanie dla stopera.

- Nazwiska działają na wyobraźnię, ale mamy nauczkę z dwumeczu z Portugalią, że nazwiska nie grają. Naszą siłą jest kolektyw, który zaprezentowaliśmy w barażu. To samo musimy pokazać na mistrzostwach Europy.

Czego ci życzyć na kolejny rok?

- Przede wszystkim zdrowia. No i tego, by rok 2019 był lepszy od 2018. Jest mistrzostwo Polski, są mistrzostwa Europy. Jest o co walczyć.

Zaczynają się też eliminacje do Euro 2020.

- Najpierw będę musiał wywalczyć miejsce w składzie Legii.

Jesienią kadra miała problemy personalne. Nie sprawdzałeś, czy ciebie nie ma na liście powołanych?

- Nie. Wiedziałem, że priorytetem jest kadra U-21. Wszyscy mieliśmy świadomość, że najważniejsi gracze tej kadry mają walczyć o awans do mistrzostw Europy. Pierwsza reprezentacja jest moim marzeniem, ale na razie nie spodziewałem się powołania.

Czujesz się na nie gotowy?

- Ten rok sprawił, że czuję się lepszym i bardziej doświadczonym zawodnikiem. Jestem też pewniejszy siebie. Ale jestem też spokojny. Wiem, że przede wszystkim muszę grać regularnie i dobrze. Mam nadzieję, że wtedy selekcjoner sam uzna, że jestem gotowy na powołanie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.