Czy Wisłę Kraków może uratować akcja jej kibiców? "Kto nam zabroni marzyć, że będą nas tysiące i obejmiemy akcje klubu?"

- Skrzyknęliśmy się latem, podczas kryzysu stadionowego, a dziś mamy stowarzyszenie i zbieramy coraz więcej pieniędzy. Kto nam zabroni marzyć, że będą nas tysiące i obejmiemy akcje Wisły? - mówi Sport.pl Witold Ekielski, szef stowarzyszenia Socios Wisła Kraków, które chce pomóc w ratowaniu klubu
Zobacz wideo

Paweł Wilkowicz: Ilu was jest?

Witold Ekielski: Już prawie 500 osób. Tyle się zebrało w dwa miesiące. Każdego dnia deklarację Socios Wisły Kraków wypełnia średnio 10 kibiców, a zdarzają się dni, w których tych deklaracji jest kilkadziesiąt.

Wszyscy płacą składki?

95 procent w terminie. Od 25 złotych miesięcznie (zniżkowa składka dla młodych i emerytów), przez 50 i 100 złotych aż po 200 za najwyższą rangę, Białej Gwiazdy. Mamy Socios z Filipin, z Australii, ze Szwecji, z Anglii. Mamy Antosia, którego ojciec zapisał, gdy mały miał cztery dni. Na rachunkach bankowych mamy już ponad 100 tysięcy złotych, w tym 57 tysięcy ze składek i prawie 50 tysięcy złotych zebranych w ramach akcji „Kibice Piłkarzom”. Po ledwie dwóch miesiącach działalności. Społeczeństwo obywatelskie dzieje się na Wiśle.

Tylko w samej Wiśle bardzo źle się dzieje. 

To był dla nas impuls do działania. Skrzyknęliśmy się, gdy trwał kryzys stadionowy. Miasto powiedziało Wiśle: albo spłacacie należność, albo nie wynajmiemy wam stadionu. Wtedy my, ludzie dyskutujący na forum internetowym Wisły, poczuliśmy że trzeba działać. Ja akurat zawodowo zajmuję się wspieraniem rozwoju organizacji społecznych więc zająłem się formalnościami. W gabinecie pani prezes Marzeny Sarapaty spotkaliśmy się z innymi osobami, które też wyrażały chęć zorganizowania pomocy dla Wisły. Tak narodziła się grupa ośmiu osób – członków założycieli stowarzyszenia. To było w sierpniu. Dziś mamy ponad 500 członków i realną szansę na 600 osób do końca roku. A do końca przyszłego? Kto wie, gdyby obecne tempo się utrzymało, to na koniec 2019 może nas byćponad 4000. To oznaczałoby roczne wpływy ze składek w wysokości dwóch milionów złotych.

Co to znaczy, że się pan się zawodowo zajmuje stowarzyszeniami?

Pracuję w Małopolskiej Agencji Rozwoju Regionalnego. Pomagam osobom bezrobotnym założyć przedsiębiorstwa z dotacji unijnej. Tworzymy biznesplany. A druga moja praca to Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej. Założona w 1991 przez Jerzego Stępnia i jeszcze kilku innych senatorów. Pomagamy organizacjom społecznym przeorganizować się tak, by mogły prowadzić działalność gospodarczą na cele społeczne. Pomagam zarejestrować, pozyskać pieniądze. Działam w komitecie przy ministerstwie rodziny, pracy i polityki społecznej. Kryzys stadionowy sprawił, że spotkało się nas kilku chętnych z forum, poszliśmy do zarządu i powiedzieliśmy mu, jak to widzimy.

Powiedzieliście też zarządowi, co myślicie o wydarzeniach z ostatnich miesięcy? Szefuje pan stowarzyszeniu, które chce uratować klub oddolnie, ale co jeśli w tym samym czasie klub będzie niszczony od góry?

My nie jesteśmy od tego, by oceniać zarząd Wisły, tym bardziej, że dysponujemy jedynie medialnymi pogłoskami, które często są ze sobą sprzeczne. Nasza organizacja ma bardzo przejrzyste zasady, dotyczące nie tylko naszego funkcjonowania, ale też wykorzystania zebranych pieniędzy. Natomiast na klub, póki nie jesteśmy akcjonariuszami, nie mamy wpływu. Możemy za to przypilnować, żeby klub wydał zebrane przez nas pieniądze dokładnie na ten cel, na który je przekazaliśmy. Możemy zrobić darowiznę celową i wtedy przekazane środki można przekazać tylko na to. Tutaj mamy wpływ. Mamy pełną swobodę decydowania o tym, czy pomóc, jak pomóc i kiedy pomóc. I czy ta pomoc zostanie dobrze wykorzystana. Łączy nas Wisła. Ale to nie znaczy, że musimy co roku wydawać zebrane pieniądze. Jeśli nie będzie w danym roku takiej możliwości, by darowizną wzmocnić fundamenty klubu, to nie ma sensu.

Rozważacie starania o objęcie akcji klubu?

Tak organizujemy kapitał społeczny wokół Wisły, by nie tylko móc pomagać klubowi jak najszerzej, ale też z czasem być w stanie ponosić koszty bycia akcjonariuszem klubu.

Bo dziś wasi Socios płacą, ale nie mogą pójść na walne zgromadzenie w Wiśle i powiedzieć władzom, że brzydko się bawią.                

Gdy nasi Socios uznają, że władze brzydko się bawią, to podczas głosowania nad przekazaniem środków, weźmie to pod uwagę i wprost wpłynie to na jego decyzję o przekazaniu lub nie zebranych pieniędzy klubowi. Oczywiście że myślimy o objęciu w przyszłości części akcji klubu, ale nie zależy to tylko od nas. Musi być ktoś, kto chce sprzedać te akcje. W ostatnich dniach, w reakcji na doniesienia medialne związane ze zmianą właściciela klubu, napisaliśmy oświadczenie, że jesteśmy gotowi i otwarci na każde rozwiązanie, które wesprze rozwój piłki w Wiśle. Jesteśmy również gotowi na propozycję objęcia jakiejś części akcji. Ale znamy też swoje miejsce w szyku i nie mówimy: „teraz my”. Dziś zbieramy 30 tysięcy złotych miesięcznie. Gdybyśmy się zatrzymali na tych wspomnianych wcześniej 600 osobach, to będziemy mieli prawie pół miliona złotych przychodu rocznie. Za to można już robić duże rzeczy – budować boiska dla klubowej akademii. Ale kto nam zabroni marzyć, że kiedyś będą nas tysiące, obejmiemy akcje i będziemy mogli uczestniczyć w walnym? Jeśli w rozmowach grupy inwestorów o przejęciu Wisły oszacowano kwotę rozwiązującą bieżące problemy klubu na1,2 mln miesięcznie, to my już teraz jesteśmy gotowi zapłacić 3 procent tej kwoty, czyli 36 tysięcy miesięcznie. I objąć 3 procent akcji, które dadzą nam prawo do udziału w walnym.

A gdyby trzeba było nagle zorganizować szerszą zbiórkę, taką w wariancie znanym np. z Realu Oviedo, czyli de facto wielką akcję pożyczkową dla ratowania klubu, w zamian za objęcie akcji, to widzi pan taką możliwość?

Jak najbardziej. Wtedy organizujemy wielką zbiórkę darowizn, które zostałyby później przeznaczone na zakup akcji klubu. Gdyby trzeba było wziąć na swoje barki odbudowywanie klubu od IV ligi to także na taki scenariusz jesteśmy przygotowani. Stowarzyszenie powołałoby wtedy spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością  o kapitale 5 tysięcy złotych. Musielibyśmy wtedy rozważyć czy prowadzenie klubu to nasza działalność gospodarcza czy może jednak działalność w sferze pożytku publicznego. Gdyby prowadzenie klubu było działalnością w sferze pożytku publicznego, to w związku z zapisem w umowie spółki, że nie działa ona dla zysku, moglibyśmy przy dobrej woli miasta mieć udostępniony stadion za darmo. Wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie ale miasto Kraków już teraz udostępnia organizacjom społecznym pomieszczenia na stadionie Wisły. Na co dzień na stadionie Wisły działa Centrum Obywatelskie, gdzie takie spółki mogą zarejestrować swoją siedzibę, przetrzymywać dokumenty a także za darmo korzystać ze skyboxa, gdy potrzebują miejsca do spotkań. To wszystko za darmo. W przypadku powołanej przez nas spółki teoretycznie możliwe jest na tej zasadzie udostępnianie nam nie tylko skyboxa, ale całego stadionu. Oczywiście pod warunkiem, że ta działalność jest  prowadzona jako działalność pożytku publicznego a nie działalność gospodarcza spółki. To wszystko jest możliwe przy dobrej woli miasta.

Miasto ma dobrą wolę?

Jak wszędzie, na czele miasta są ludzie, którzy życzą Wiśle dobrze, ale są i tacy, którzy najchętniej widzieliby klub na dnie. Niewątpliwie miasto Kraków ma ogromne możliwości pomocy Wiśle i będziemy z miastem zawsze związani, bo jest właścicielem stadionu Wisły.

Miasto nie musiało latem stawiać klubu pod ścianą w sprawie stadionu?

Miasto ma duże pole manewru. Z jednej strony oczywiście nie może się narażać na zarzut niegospodarności ale z drugiej strony nic mi nie wiadomo by w ustawie o finansach publicznych lub innej regulacji był jakiś zapis, który nakazuje aż taką surowość. Zresztą przesunięcie terminu zapłaty opłaty za stadion tego dowodzi. To kwestia dobrej woli. Niestety osoby reprezentujące władze Krakowa wielokrotnie źle wypowiadały się o obecnym zarządzie Wisły.

Może miasto czeka z pomocą właśnie na sygnał, że w Wiśle jest szansa na zbudowanie czegoś nowego.

My ten sygnał właśnie wysyłamy. Budujemy organizację, która za kilka lat ma szansę się stać zrzeszeniem całego środowiska kibiców Wisły.  Nasze stowarzyszenie zakładali  ludzie z wielu środowisk. Były osoby z wiślackiego forum, ludzie, którzy organizowali na Twitterze zbiórkę na pokrycie kosztów wynajmu stadionu, również wyjazdowicze, którzy przyszli z pomysłem na pomoc klubowi.

Wyjazdowicze. Pojawił się cień rekina.

Socios nie ma i nie będzie miało nic wspólnego z grupą Sharks. Zresztą podobnie jak zdecydowana większość innych kibiców Wisły. Dla mnie to temat, na którym się zupełnie nie znam i wiem tyle, co napiszą media.

Pan się Sharksami nie interesuje, ale kiedyś Sharksi mogą się zainteresować panem. Np. powiedzieć: dobrze Socios, uratowaliście Wisłę, ale teraz wyskakujcie z klubu.

Po to tworzymy organizację w myśl zasady „Ty wspierasz. Ty decydujesz”, żeby każdy Socios miał wpływ na działalność stowarzyszenia. Dlatego nie grozi nam żadne siłowe rozwiązanie, no chyba że sugeruje pan, że Sharksi zdobędą większość w Socios, ale to kompletna abstrakcja skoro już teraz jest nas prawie pięćset osób. Nie sądzę by było realne ryzyko takiego scenariusza o jakim pan mówi. Ja rozumiem, że po reportażu Szymona Jadczaka takie pytania się pojawiają, bo ten reportaż wywołał kryzys wizerunkowy, niemniej patrzę w przyszłość z optymizmem.

To nie był tylko kryzys wizerunkowy. Grupy polskich inwestorów, którzy jeszcze w poprzednim tygodniu rozmawiali o przejęciu Wisły, reportaż Szymona Jadczaka nie odstraszył. Ich odstraszył dopiero audyt.

Zgadza się. Jest w tym reportażu wiele tez, które dają do myślenia, ale to tezy redaktora Jadczaka. Ponieważ nie znam zdania drugiej strony więc nie mogę w tej sprawie rozstrzygać kto ma rację.

Potem były w Sport.pl wywiady z drugą stroną: z prezes Marzeną Sarapatą i wiceprezesem Damianem Dukatem. Zwłaszcza ten drugi wypadł mało przekonująco.

Socios Wisła nie powstało po to, by oceniać zarząd. Wszyscy zdajemy sobie sprawę jaka jest sytuacja klubu i koncentrujemy naszą energię na budowaniu przyszłości. Ja jako prezes stowarzyszenia jestem od tego, by wspólnie z innymi osobami z zarządu zagwarantować, że my jako Socios jesteśmy bez zarzutu. Co miesiąc publikujemy sprawozdania finansowe ,by każdy widział jak u nas finanse wyglądają. Można prześledzić jakie robimy przelewy i komu.

A jakie macie koszty własne?

Do tej pory – sto kilkadziesiąt złotych za ulotki, do tego prowizje pobierane przez bank, gdy trafia do nas przelew walutowy. Ponieśliśmy także koszty reklamy, którą mamy zamiar wyemitować w Canal Plus. Jeśli jednak rozrośniemy się bardzo mocno, to z czasem pewnie wzrosną nasze koszty, żeby działać profesjonalnie. To jest nieuniknione.

A jak się czują Socios Wisły gdy czytają, ile płacił sobie w Wiśle zarząd?

Mnie się podobała gruba kreska Tadeusza Mazowieckiego. I teraz też wolę myśleć o przyszłości, a nie o przeszłości.

Ale co pan myśli o takim sposobie działania zarządu?

Ja, jako Witek Ekielski, oczywiście mam swoje zdanie, ale rozmawia pan z prezesem stowarzyszenia, a nie z Witkiem Ekielskim. Powtórzę: my jako stowarzyszenie nie jesteśmy od tego, by oceniać działalność klubu.

Ale jeśli chcecie porwać tłumy i razem z nimi uratować Wisłę po obywatelsku, to bez odcięcia się od obecnych władz to się raczej nie uda.

Nie musimy się odcinać od władz klubu ponieważ w ogóle nie jesteśmy z nimi związani. Tworzymy niezależną od klubu organizację ludzi, których łączy Wisła i właśnie dlatego w dość krótkim czasie porwaliśmy prawie 500 osób bo odwołujemy się do tego, co łączy. Jest wśród nas reżyser najpopularniejszych polskich seriali, korespondent włoskiej "La Gazetta dello Sport", szefem Komisji Rewizyjnej jest Krzysztof Pawlak, doktor Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie.

Klub was traktuje poważnie?

Spotkaliśmy się z zarządem Wisły, który wyznaczył nam osobę odpowiedzialną za kontakt z nami. Współpraca układa się jak należy. Jeśli ktoś chce dla klubu dobrze, to nie może nie brać nas pod uwagę jako partnera. Ale działamy dopiero od dwóch miesięcy i jesteśmy jeszcze dla klubu dużą niewiadomą. Sami dla siebie na początku byliśmy niewiadomą. Myśli pan, że gdy zaczynaliśmy akcję „Kibice piłkarzom”, to się nie bałem, że się nie wygłupimy? Że wpadnie jakieś 4 tysiące złotych na 41 osób: na piłkarzy, sztab, fizjoterapeutów, kierownika drużyny. Ale zebraliśmy prawie 50 000 zł.

Część tych pieniędzy już została przekazana do klubu?

Jeszcze nie. Zostaną one przekazane jako darowizna celowa jednorazowo po ostatecznym zliczeniu wszystkich środków.

Podstawy prawne do wielkiej zbiórki na ratowanie Wisły są. Ale czy jest czas?

Nie byłaby to zbiórka publiczna w rozumieniu ustawy o zbiórkach publicznych, ale akcja, której podstawa prawna opiera się na tej, którą wykorzystaliśmy do akcji „Kibice Piłkarzom”. Jednak skala środków, która byłaby konieczna do tego, by choćby spłacić piłkarzy i zażegnać ryzyko rozwiązania kontraktów z winy klubu, jest tak duża, że nie ma na to już czasu.

Bez względu jak potoczą się losy Wisły, czy w ekstraklasie, czy w pierwszej lidze, czy w czwartej lidze, my chcemy być przy klubie i dbać o fundamenty. Na spotkaniu z dyrektorem Arkadiuszem Głowackim padło pytanie, czy to możliwe, żeby Wisła miała akademię, która będzie kształcić młodzież, sprzedawaną później za duże pieniądze. "Tak, to możliwe - odpowiedział Głowacki - ale my na razie mamy dwa boiska treningowe dla dzieci". Naszą rolą jako Socios jest, aby w przyszłości system szkolenia i infrastruktura pozwalały Wiśle ściągać największe talenty w Małopolsce. Niech to będzie 15 boisk, sieć skautów, niech będą warunki, by na szkoleniu zarabiać. Już teraz, mimo że działamy dwa miesiące, podjęliśmy decyzję o sfinansowaniu remontu szatni akademii piłkarskiej Wisły.

Wierzy pan w uratowanie klubu?

Wierzę. I wierzę, że zawsze warto się skrzyknąć do wspólnego działania. Jesteśmy społeczeństwem dzielonym przez polityków, społeczeństwem, w którym babcia mówi wnukowi, żeby nie ufał innym, bo „ten pan cię ukradnie”. A my chcemy dać ludziom nadzieję, że łącząc się można zrobić wielkie rzeczy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.