Ekstraklasa. Legia - Piast. Pozory mylą, czyli starcia wybuchowego Sa Pinto i spokojnego Fornalika [SPOSTRZEŻENIA]

Legia Warszawa pokonała Piasta Gliwice 2:0 w meczu 19. kolejki Ekstraklasy. Gole dla mistrzów Polski strzelili Sandro Kulenović i Carlitos. Spostrzeżeniami ze spotkania dzieli się Konrad Ferszter ze Sport.pl.
Zobacz wideo

Kulenović, czyli alternatywa Carlitosa

Chociaż Legia Ricardo Sa Pinto jest coraz stabilniejsza sportowo i personalnie, to Portugalczyk wciąż lubi zaskakiwać. Tak było tydzień temu, kiedy w meczu z Lechią Gdańsk (0:0) na ławce rezerwowych usiadł Dominik Nagy, czyli jeden z lepszych legionistów w ostatnich miesiącach. Tak było też w sobotę, gdy w podstawowym składzie znalazł się Kulenović, a tylko na ławce usiadł najlepszy piłkarz poprzedniego sezonu ekstraklasy - Carlitos.

Nie zdarzyło się to jednak po raz pierwszy. Identyczna sytuacja miała miejsce 25 listopada, kiedy legioniści pokonali na wyjeździe Zagłębie Lubin 1:0. O ile wtedy Kulenović nie błysnął, o tyle w sobotę Sa Pinto nie może żałować swojej decyzji. 19-letni Chorwat już w 20. minucie wykorzystał podanie Nagy'a, strzelając drugiego gola w tym sezonie.

Kulenović w meczu z Piastem mógł się podobać. I to nie tylko dlatego, że zdobył bramkę. Napastnik Legii grał tak, jak od swoich zawodników oczekuje tego Sa Pinto. Chorwat biegał, walczył, pokazywał się do gry, wygrywał pojedynki główkowe i przebitki na ziemi. Chociaż trudno oczekiwać, by Kulenović nagle stał się pierwszym wyborem w ataku mistrzów Polski, to w meczu z Piastem pokazał, że może być ciekawą alternatywą dla Carlitosa, który na Łazienkowską trafiał ze statusem gwiazdy.

Ogień i woda...

Trudno w ekstraklasie wskazać trenerów o tak skrajnych charakterach jak Sa Pinto i Waldemar Fornalik. Pierwszy wybuchowy, lubiący pokrzykiwać na swój zespół i dyskutować z sędziami oraz kibicami. Drugi spokojny, cichy, przeżywający mecz bez uzewnętrzniania emocji. W sobotę obaj spotkali się na Łazienkowskiej.

Sa Pinto przez cały mecz krążył między ławką rezerwowych i linią boczną, Fornalik z założonymi rękami niemal wcale nie wychodził na skraj swojej strefy. Portugalczyk co chwilę zwracał uwagę legionistom na złe zagrania, tak jak w 30. minucie, kiedy zrugał Radosława Majeckiego za złe wybicie piłki. Były selekcjoner reprezentacji Polski pierwszy raz obruszył się pod koniec pierwszej połowy, kiedy jego zawodnik zmarnował dogodną okazję do zdobycia bramki.

Różnica charakterów nie oznaczała jednak, że obaj unikali konfrontacji.

... tylko pozornie

Wręcz przeciwnie, bo do tarcia na linii Sa Pinto - Fornalik doszło w sobotę dwukrotnie. Po raz pierwszy tuż przed przerwą, kiedy obaj trenerzy opuścili swoje strefy, nerwowo wymienili kilka zdań, by na końcu podać sobie ręce. Polak pokazał jednak, że nie ma zamiaru ustępować w utarczkach z impulsywnym Portugalczykiem.

Po raz drugi do utarczki słownej obu szkoleniowców doszło po przerwie. W pyskówkę włączyli się też asystenci obu szkoleniowców. Tym razem interweniować musiał sędzia - Bartosz Frankowski - który upomniał członka sztabu szkoleniowego Sa Pinto. Trzeba też podkreślić, że i tym razem Sa Pinto i Fornalik na koniec przybili piątkę.

Rozbity, ale walczący środek Piasta

Mecze z Legią na jej stadionie nigdy nie należą do łatwych, ale sobotnie zadanie Piasta było wyjątkowo trudne. Po pierwsze dlatego, że w Warszawie nie mogło zagrać czterech zawieszonych piłkarzy - Mikkel Kirkeskov, Joel Valencia, Michal Papadopulos i Patryk Dziczek. Niebecność ostatniego zawodnika, reprezentanta Polski do lat 21, była najbardziej dotkliwa. To on w głównej mierze odpowiada za tempo gry Piasta, odpowiadając ze środkową strefę boiska.

Sytuacja gości jeszcze trudniejsza zrobiła się w 12. minucie. Wtedy to z powodu kontuzji boisko musiał opuścić Tomasz Jodłowiec, czyli legionista grający w Piaście na wypożyczeniu. Wtedy w linii pomocy zespołu Fornalika zrobiła się ogromna dziura. Dziura bardzo trudna do załatania.

Ale tylko w teorii, bo piłkarzom Piasta za mecz w Warszawie należą się słowa pochwały. Mimo trudności personalnych gliwiczanie długo walczyli o co najmniej punkt, w środku pola nieźle wyglądał przesunięty ze środka obrony Aleksandar Sedlar. Przyzwoity występ zaliczył też zmiennik Jodłowca - Patryk Sokołowski.

W środku pola panował jednak Cafu. Portugalczyk, który w Legii gra na wypożyczeniu z FC Metz, po raz kolejny pokazał, że Dariusz Mioduski powinien znaleźć pieniądze na wykupienie go z francuskiego klubu. 25-latek też nie miał najłatwiejszego zadania, bo w sobotę obok niego brakowało wykartkowanego Andre Martinsa. Przeciętny występ zaliczył zaś zastępujący go Chris Philipps.

(Nie)wielki powrót Niezgody

Chociaż Jarosław Niezgoda w meczu z Piastem nie zagrał, to już sama jego obecność w meczowej osiemnastce jest godna odnotowania. 23-latek, który w poprzednim sezonie strzelił 15 goli w 33 meczach, w obecnych rozgrywkach wystąpił tylko raz - w trzecioligowych rezerwach.

Wszystko przez problemy zdrowotne. Niezgoda, którego bramki z poprzedniego sezonu poprowadziły Legię do dubletu, latem najpierw poddał się ablacji, czyli zabiegowi serca. O ile po tym szybko doszedł do siebie, o tyle pojawiły się kolejne problemy. Tym razem z plecami. Niezgoda uskarżał się na ich wędrujący ból. Długo nie było jasne, kiedy 23-latek wróci do treningów z pełnym obciążeniem i meczowej kadry.

Napastnik trenuje jednak już od kilku tygodni, a w przedostatnim meczu tego roku udało mu się wrócić choćby na ławkę rezerwowych. Dla Legii to bardzo dobra wiadomość, bo Niezgoda w najwyższej formie jeszcze zwiększy rywalizację w ataku mistrzów Polski. Nie można też zapominać o tym, że już wiosną o tego zawodnika pytały zagraniczne kluby.

W tabeli Lotto Ekstraklasy prowadzi Lechia Gdańsk, która ma 38 punktów i jeden mecz do rozegrania (w poniedziałek zagrają z Miedzią Legnica. Legia Warszawa ma 36 oczek i jest druga, z kolei Piast jest czwarty i ma 30 punktów. 

Więcej o:
Copyright © Agora SA