Ekstraklasa. Legia Warszawa. Carlitos dla Sport.pl: - Wisła Kraków dostała za mnie wszystkie należne pieniądze. A ja jeszcze moich należności od Wisły nie dostałem

- Wisła Kraków się ze mną nie rozliczyła, sprawa jest w FIFA. Oddałem ją prawnikom, bo w Wiśle już nawet nie odbierają ode mnie telefonów - mówi Sport.pl Carlitos, który przed obecnym sezonem jako król strzelców ekstraklasy przeszedł z Wisły do Legii.
Zobacz wideo

Paweł Wilkowicz: Gdzie jest Carlitos z Wisły Kraków?

Carlitos: W najlepszym polskim klubie.

Ale jest trochę inny niż ten z Wisły. Tamten był częściej artystą.

Ja się nie zmieniłem, warunki się zmieniły. Teraz jestem mocniej wciśnięty w rygor taktyczny. I trener i sytuacja wymagają ode mnie więcej pracy w obronie. Dla mnie to nie jest problem, że nie mogę pokazać tylu trików, czy że mam mniej goli albo asyst. Najważniejsze to czuć się potrzebnym. I ja się tak czuję. Nie mogę grać tak jak w Wiśle, bo mecz z Legią każdy w ekstraklasie traktuje jak finał.  Nieważne czy mecz jest z Wisłą, Lechem, Lechią – każdy ich piłkarz wychodzi na Legię jak na ostatni mecz w życiu. I trzeba to przyjąć. Indywidualnie ja już w Polsce zdobyłem w poprzednim sezonie wszystko. A teraz chcę wszystko wygrać razem z zespołem. I naprawdę nie jest tak, że czuję się teraz mniej artystą niż w Wiśle. Jestem szczęśliwy, gram. Jestem najlepszym strzelcem w drużynie, najlepszym asystentem. Mam już 10 goli w sezonie we wszystkich rozgrywkach. Trzy asysty w lidze, sześć jeśli liczyć z pucharami. To dobre liczby.

W klasyfikacji strzelców siedem goli daje na razie dziesiąte miejsce. To pana nie uwiera, jako króla strzelców poprzedniego sezonu?

Uwiera? Skąd. Jestem w takim miejscu, że najwyżej innych mogę uwierać. Klasyfikacja strzelców to nie wszystko, drużyna jest najważniejsza. Ale jeśli chcą mnie porównywać z Carlitosem z Wisły, niech mnie porównują. Póki porównują, znaczy że żyję.

Obrońcy w lidze porównują pana pierwszy sezon w lidze z drugim i mówią, że już się pana nauczyli, wiedzą że trzeba być blisko przy panu.

Tak mówią? Którzy?

Z Lechii, z innych klubów.

Nie martwię się. Zobaczymy w decydujących kolejkach ligi.

Wierzy pan, że Legia obroni tytuł?

Czemu nie. Jesteśmy na drugim miejscu, tracimy tylko pięć punktów.

Tylko, albo aż pięć.

Jeszcze się wiele zdarzy do końca sezonu.

Trochę już pan w Legii przeszedł przez tych kilka miesięcy: na początku rola rezerwowego, odpadnięcie z pucharów, potem zmiana trenera, taktyki.

Nie nazwałbym się rezerwowym. Ani przez moment nie czułem się wtedy rezerwowym. Miałem po prostu zaległości z lata i dostałem czas, żeby je nadrobić. A zmiany? Takie jest życie piłkarza, trzeba się cały czas dostosowywać. Ja to uwielbiam.

Były na początku różne opinie o pana relacjach z kolegami z nowej drużyny.

Same kłamstwa.

Z Miroslavem Radoviciem i Michałem Kucharczykiem nie miał pan żadnych problemów?

Wszystko kłamstwa. Z Rado? Przecież to jest jeden z tych, z którymi ja się dogaduję od początku najlepiej. Ze wszystkimi się dogaduję. Ja bym tylko chciał, żeby wszyscy, którzy to wszystko wymyślają, przyszli do mnie i powiedzieli mi to w twarz. Poprosili o komentarz. Robią wszystko za plecami.

Co do pana wagi na początku sezonu też były pewne uwagi.

Przyjechałem prosto z wakacji na Ibizie. Nie trenowałem. Normalne, że kilogramów przybyło.

A potem się jeszcze pojawiło zdjęcie przy pizzy.

Niektórych ludzi wkurza, gdy ktoś jest szczęśliwy. A ja jestem tu szczęśliwy. Też mi wtedy nikt nie powiedział w twarz, że ma z tym problem. Szkoda czasu, żeby się tym zajmować.

Był pan zdziwiony, że niedawny mecz z Zagłębiem Lubin zaczął na ławce rezerwowych?

Ne, w ogóle. To wynikało z problemów ze stopą. Trenowałem ze znieczuleniem, bez tego nie wytrzymałbym ćwiczeń. Mogłem powiedzieć: nie dam rady, nie mogę biegać, proszę o trzy, cztery dni przerwy i pewnie byłbym usprawiedliwiony. Ale powiedziałem trenerowi, że spróbuję. Codziennie dostawałem zastrzyki. Bolało, ale pojechałem do Lubina i dałem radę zagrać jako rezerwowy. Ricardo Sa Pinto to jest trener, któremu ufam i którego lubię. Za wszystko.  Za charakter, mentalność. Patrzymy w dokładnie tym samym kierunku. To jest mój typ: kiedyś piłkarza, teraz trenera, towarzysko. Identyfikuję się z nim bardzo.

Jak się zmieniła Legia w porównaniu z początkiem sezonu?

Wie już jak chce grać, jest większa dyscyplina, inna motywacja.

Latem walczyła o pana nie tylko Legia, ale i Lech.

Nie było żadnej walki. To piłkarz wybiera, gdzie chce pójść. Ja wybrałem jeszcze przed sprawdzeniem ofert, a było ich sporo. Chciałem do Legii.

I do europejskich pucharów, może nawet do Ligi Mistrzów. A pucharów nie ma.

Ja przyszedłem do Legii, bo lubię ten klub. Mogły być puchary, nie ma pucharów, ale nie można o tym myśleć.

Trzeba myśleć, co zrobić, żeby to się nie powtórzyło.

Robić swoje, będzie lepiej. Moim zdaniem polska liga jest bardzo dobra.

Bardzo dobra liga na peryferiach Europy.

Dlaczego? Szanujcie swoje. Ja tę ligę cenię, z niej jeszcze coś wyrośnie dobrego w pucharach. Trzeba tylko cierpliwości.

Śledzi pan, co się dzieje z Wisłą Kraków?

Trochę tak. Bo jeszcze się ze mną nie rozliczyli. Mamy otwarte rachunki. Czekam, aż zamkną wszystkie nasze sprawy. Nie mogę o tym za wiele mówić, bo zajmują się tym prawnicy, sprawa jest w FIFA. Oni dostali za mnie należne pieniądze. A ja jeszcze od nich wszystkiego nie dostałem, mimo że minęło dużo czasu.

Chodzi o pensje, czy premie?

Chodzi o wiele spraw.

Słyszał pan głosy, że szantażował pan Wisłę, żeby odejść do Legii?

Nie słyszałem jeszcze, żeby komuś wmuszano pieniądze za piłkarza.

Chodzi o to, że gdyby pan nie nalegał na odejście, mogliby pewnie dostać więcej.

Ale dostali całkiem dobre pieniądze, zostały wypłacone na czas. A z piłkarzem, który im te pieniądze zapewnił, nadal się nie rozliczyli. Nic z tym nie robią, niczego mi nie tłumaczą, nie rozmawiają, nawet nie odbierają ode mnie telefonów. Dlatego sięgnąłem po prawników. FIFA już Wiśle zakomunikowała, że muszą to ze mną załatwić.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.