Lechia - Legia. Najlepsze przed nami, czyli kiedy Legia zatrybi

Nie czas na piękno, czas na walkę - powtarza Ricardo Sa Pinto, trener Legii Warszawa, która w niedzielę zmierzy się w Gdańsku z Lechią. Hitowe starcie 18. kolejki Lotto Ekstraklasy rozpocznie się o godz. 18. Transmisja w Canal+, relacja na żywo w Sport.pl i w aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE.

- Najlepsze dopiero przed nami - powtarza Ricardo Sa Pinto piłkarzom Legii Warszawa. I to powtarza podobno z wielką przyjemnością. A po ciężkich treningach, widząc zmęczone twarze piłkarzy, wręcz z dziką radością. Portugalski szkoleniowiec nawet specjalnie nie ukrywa, że już odlicza dni do przerwy zimowej. Choć przerwa to może akurat złe słowo, bo właśnie w jej trakcie legioniści mają wykonać najcięższą pracę. W trakcie dwóch obozów w Portugalii stać się drużyną na miarę oczekiwań. I to nawet nie tyle oczekiwań kibiców, ile właśnie trenera, który niemal na każdym kroku podkreśla, że ten zespół wciąż nie jest gotowy na intensywność gry, na jakiej mu zależy.

W Legii wszystko, co dobre zaczyna się od obrony

Ricardo Sa Pinto już teraz od piłkarzy wymaga dużo, ceni ciężką pracę. Na Łazienkowskiej porównywany bywa do Stanisława Czerczesowa, u którego legioniści też przede wszystkim budowali wytrzymałość. Z tą różnicą, że teraz akcenty rozłożone są nieco inaczej. Na treningach co prawda pojawiają się sztangi, ale znacznie więcej ćwiczeń wydolnościowych i siłowych wykonywanych jest z piłkami przy nodze. Dlatego chyba pod tym względem Sa Pinto bardziej przypomina Henninga Berga, dla którego najważniejsza była konsekwencja taktyczna, wypracowane schematy i szanowanie piłki.

- Spróbuję przebudować Legię od obrony - zapowiadał Portugalczyk już w sierpniu, kiedy na Łazienkowskiej zostawał trenerem. Za słowami poszły czyny, bo Legia w lidze traci mało bramek. Co prawda niewiele ich też strzela, ale ogólne wrażenie jest dobre. Bo na boisku widać, że Sa Pinto odbudował piłkarzy pod względem motoryki i szybkości, wprowadził lepszą organizację i dyscyplinę taktyczną. Legioniści grają lepiej niż w lipcu, kiedy prowadził ich Dean Klafurić. I choć Chorwat zaliczył na Łazienkowskiej lepszy start od Portugalczyka, to bilans tego drugiego wcale nie jest taki zły: 10 zwycięstw, sześć remisów, dwie porażki. 25 na 39 możliwych punktów do zdobycia w ekstraklasie może nie wyglądają bardzo imponująco, ale jak spojrzymy na resztę, zobaczymy, że Legia ustępuje pod tym względem tylko Lechii Gdańsk (29 punktów).

Ricardo Sa Pinto: Transfery? Bez komentarza

- Do Gdańska jedziemy pełni respektu. Wiemy, że Lechia aktualnie jest na fali, ale chcemy zdobyć trzy punkty, zagramy o pełną pulę. Zdajemy sobie doskonale sprawę, że ewentualna porażka sprawi, iż najbliższy rywal odskoczy nam w tabeli na osiem punktów - na piątkowej konferencji Sa Pinto prasowej mówił okrągłymi zdaniami. Ważył każde słowo i gryzł się w język, jakby zupełnie nie był sobą. Z równowagi nie wyprowadziło go nawet pytanie o transfery. Czyli niezwiązane z meczem, o które miał do dziennikarzy pretensje podczas poprzedniej konferencji. - Bez komentarza - zaczął początkowo kręcić głową Sa Pinto, zanim jeszcze przetłumaczono mu pytanie, w którym padły nazwiska Arvydasa Novikovasa i Lukasa Haraslina, czyli piłkarzy, o których spekuluje się, że zimą mają trafić na Łazienkowską. Ale po chwili, niepytany przez nikogo, spokojnym tonem dodawał: - Skupmy się na tym, co tu i teraz, czyli na Legii i moich piłkarzach. Zostawmy dyskusję o zawodnikach rywali, nie wybiegajmy w przyszłość.

Z kim Legia chce przedłużyć kontrakty?

W klubie trochę w przyszłość wybiegać jednak muszą. Wiadomo, że w dwóch najbliższych oknach transferowych Legię czeka gruntowna przebudowa. Można chyba nawet napisać, że rewolucja. I to kolejna, bo przecież do poprzedniej doszło zaledwie rok temu, kiedy zimą do klubu przybyło dziesięciu zawodników wskazanych przez Romeo Jozaka. Chorwackiego trenera już w Legii nie ma, ale jest za to aż 12 piłkarzy, którym wraz z końcem sezonu wygasają kontrakty. A są to: Inaki Astiz, Cafu (koniec wypożyczenia), Radosław Cierzniak, Kasper Hamalainen, Adam Hlousek, Michał Kucharczyk, Arkadiusz Malarz, Krzysztof Mączyński, Cristian Pasquato, Michał Pazdan, Miroslav Radović, a także Andre Martins, który na początku września trafił na Łazienkowską jako wolny zawodnik.

Wątpliwe, by większość z tych umów została przedłużona. Choć decyzje mają zapaść na przełomie roku, to już teraz można wywnioskować, że Legia będzie chciała przedłużyć kontrakty z tymi graczami, na których Sa Pinto teraz stawia regularnie. Czyli z Kucharczykiem, Hlouskiem, Andre Martinsem i Cafu, którego mistrz Polski najpierw musi wykupić za 700 tys. euro z francuskiego FC Metz.

Bez komitetu transferowego, ale z coraz młodszym składem

Przegląd Sportowy” na początku tygodnia informował, że w ostatnich dniach na Łazienkowskiej obradował komitet transferowy. W klubie zaprzeczają jednak, że taki komitet istnieje. Co prawda słyszymy, że do spotkania prezesa Dariusza Mioduskiego z dyrektorem sportowym Radosławem Kucharskim i trenerem Sa Pinto faktycznie doszło, ale nie było ono ani przełomowe, ani w żaden sposób wyjątkowe. Bo do takich spotkań ma dochodzić regularnie, a priorytety transferowe (pozyskanie przede wszystkim skrzydłowego) są od dawna ustalone.

Ale o tym, kto i za ile zimą przyjdzie do Legii, w dużej mierze i tak zależy od tego, kto i za ile z niej odejdzie. Świadomy tego jest trener, który w ostatnich tygodniach znacznie odmłodził podstawowy skład. Realizując tym samym obietnicę, którą władzom klubu złożył w sierpniu, kiedy szykował się do objęcia posady po Klafuriciu. Wszystkim już wtedy gwarantował, że Legia w pełni zatrybi wiosną. Że właśnie dopiero po przerwie zimowej - od której zespół dzielą jeszcze trzy ligowe spotkania (z Lechią, Piastem i Zagłębiem Sosnowiec), a potem dwa obozy w Portugalii (od 7 do 22 stycznia i od 22 stycznia do 7 lutego) - zobaczymy Legię w pełni odpowiadającą jego wizji.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.