Cracovia - Lech Poznań 1:0. Wielkie wyzwanie dla trenera Adama Nawałki

- Mamy zaledwie kilka dni do najbliższego meczu, dlatego nie mogę robić rewolucji. Nie mam czasu, by wprowadzić jakieś nowinki taktyczne - powiedział nowy szkoleniowiec Kolejorza na samym początku swojej przygody. Może rzeczywiście w takim podejściu jest całkiem sporo sensu, bo w drużynie poznaniaków i tak piętrzą się problemy.

Czas, ciężka praca i wspólny cel

Jeśli ktoś łudził się, że na lechitów zadziała efekt nowej miotły, to może już wrócić do szarej rzeczywistości – nic takiego nie miało miejsca. Oczywiście mowa o sferze zaangażowania i pozytywnej energii, ponieważ tylko takie elementy można brać pod uwagę po niecałym tygodniu pracy. W Krakowie nie było nawet tego. A to wszystko tylko dobitnie podkreśla, że Kolejorz znalazł się w znacznie poważniejszych kłopotach niż mogłoby się wydawać.

Trener Nawałka potrzebuje przede wszystkim czasu, żeby posprzątać bałagan, jaki zastał w Poznaniu. Bo tu nawet nie chodzi o to, że raz, drugi, trzeci czy piętnasty ktoś odpuści krycie lub za późno wystartuje do przeciwnika. Problemem jest nawet proste przyjęcie piłki, które w wielu przypadkach zajmuje o kilka sekund dłużej niż powinno – wliczając poprawki, ocenę sytuacji i wypatrzenie na horyzoncie kolegi z ekipy – by później i tak skończyć się stratą.

Między innymi dlatego trudno nie odnieść wrażenia, że największym wyzwaniem szkoleniowca nie będzie wprowadzenie taktycznych rozwiązań, a wykrzesanie z pojedynczych graczy odpowiedzialności za zespół. O której notabene mówi się niezwykle dużo i to od dłuższego czasu. Jak łatwo można się domyślić – sprawa stoi w miejscu. A  bez tego Lech nie opuści błędnego koła, w którym bardzo dobrze się już zadomowił.

Rzeźbiarstwo ekstremalne

Na mecz z Cracovią sztab szkoleniowy zdecydował się postawić na kwartet Wasielewski, Janicki, Vujadinović (ostatni raz zagrał w sierpniu), Kostewycz. Decyzję trudno uznać za wybitnie przemyślaną, była po prostu wymuszona. Pole manewru zostało mocno ograniczone, bowiem w ciągu tygodnia Gumny i Rogne doznali urazów.

Mając do dyspozycji stoperów, którzy nieszczególnie radzą sobie z wprowadzeniem piłki do gry, nietrudno zrozumieć, dlaczego Kolejorz już na samym początku spotkania napotkał problemy w tym elemencie wstępnego rozegrania. W 2. minucie Vujadinović przesunął się bliżej koła środkowego celem przekazania futbolówki duetowi Trałka-Tiba, ale ze względu na to, że nie pokazali się do podania, musiał zwolnić i wybrać inne rozwiązanie. W efekcie zagrał na flankę do Kostewycza.

Był to jeden z nielicznych momentów, gdy to środkowi obrońcy realizowali tego typu zadania. Zresztą cały schemat można spiąć klamrą i przywołać sytuację z 81. minuty, gdy Tiba cofnął się pod linię defensywy i z rywalem na plecach doholował piłkę do centralnego sektora. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie całkowity brak asekuracji – w przypadku ewentualnej straty, przeciwnik miałby swobodny dostęp do bramki.

Wielokrotnie odpowiedzialność za wznowienie gry spadała na Buricia, co spokojnie można uznać za przysługę dla rywala. Za każdym razem taka próba albo kończyła się kilkoma powietrznymi pojedynkami z rzędu (i ostatecznie przechwytem Cracovii), albo bezpośrednim przejęciem inicjatywy przez drużynę przeciwną.

Rozpacz w obronie

Trener Nawałka mógłby stworzyć ranking najgorzej prezentujących się defensorów w klubie nie tylko na podstawie wstępnego wprowadzenia futbolówki do gry. Równie dobrze mógłby dołożyć faktyczne zachowanie w obronie. A to najlepiej obrazują konkretne sytuacje ze spotkania z „Pasami”.

Prostopadłe podanieProstopadłe podanie Aleksandra Sieczka

Po stracie Jóźwiaka przede wszystkim warto zwrócić uwagę na zachowanie w środkowej strefie. Młody gracz nie doskakuje do przeciwnika, żeby naprawić swój błąd, Tiba ustawiony jest bliżej tyłów ekipy, przez co nie jest w stanie zareagować odpowiednio szybko, a Jevtić ani drgnie. W efekcie Dąbrowski jest w stanie posłać precyzyjne podanie w kierunku Wdowiaka, który wykorzystuje bardzo niechlujne ustawienie rywala. Rzucają się w oczy nie tylko zbyt duże odległości pomiędzy zawodnikami (uniemożliwiają asekurację), ale także brak trzymania linii spalonego. Jednocześnie Vujadinović znajduje się bliżej bocznego sektora, przez co Wasielewski musi odpowiadać za krycie Wdowiaka. Ostatecznie 22-latek strzelił obok bramki w sytuacji sam na sam z bramkarzem.

CabreraCabrera Aleksandra Sieczka

Kilkanaście minut później kłopoty Lecha na tyłach są całkiem podobne. Wszystko zaczyna się od przegranego pojedynku Vujadinovicia z Cabrerą (ponownie bliżej flanki) po długim zagraniu z okolic pola karnego Cracovii. Dzięki podaniu zwrotnemu Rapy, Hiszpan wychodzi na czystą pozycję, mając jednocześnie wsparcie Hernandeza wychodzącego na obieg (Kostewycz nie wrócił do obrony).

AkcjaAkcja Aleksandra Sieczka

Dobrym uzupełnieniem sytuacji jest pokazanie tego, co działo się 8 sekund później. Cracovia wyszła z kontratakiem 4v4, Trałka odpuścił Cabrerę, Janicki pilnował Rapy od tyłu, a Wdowiak pozostał bez krycia na linii 16. metra. Tak naprawdę trudno określić jakikolwiek mechanizm powrotu – kto odpowiada za kogo, co z odległościami itd.

Gol CracoviiGol Cracovii Aleksandra Sieczka

Swego rodzaju zwieńczeniem całkowitego chaosu w szeregach Kolejorza jest akcja bramkowa gospodarzy, która zaczęła się po stracie Jevticia. Na grafice powyżej bardzo wyraźnie widać zarys ustawienia defensywy już w momencie podania Gola w kierunku Wdowiaka. Janicki oderwał się od linii, żeby wypchnąć Hernandeza (na krótko i tak zdołał podać do Gola), a wówczas Tiba i Trałka dreptali w okolicy zdarzenia. Tym samym Wasielewski po raz kolejny przegrał pojedynek biegowy z Wdowiakiem, a podążający za nimi Vujadinović nie zdecydował się ani na doskok do strzelca bramki, ani na przypilnownie Cabrery.

Tryb pracoholizm

Tego typu sytuacji było znacznie więcej, niemniej jednak dla wszystkich można znaleźć kilka wspólnych mianowników: m.in. odległości w obrębie defensywy, brak wsparcia z centralnego sektora i opóźnioną reakcję. Czyli nic nowego. Trener Nawałka na pewno może odpowiedzieć sobie na pytanie – jakim materiałem ludzkim w tym momencie nie dysponuje.

W formacji ofenswynej najpierw widoczne były zalążki gry prostymi środkami, np. bezpośredniego uruchomienia skrzydeł, a po wejściu na boisko Gajosa i Amarala nieco ożywiła się współpraca w środkowej strefie oraz kilka razy podjęto próbę przeniesienia ciężaru gry na przeciwległą flankę. Niemniej jednak trudno wskazać jeden element, o którym można powiedzieć „tak, na tym fundamencie da się wreszcie coś zbudować”.

W Poznaniu nie zanosi się na to, żeby okres przedświąteczny był synonimem rozprężenia i bujania w obłokach. Szkoleniowiec zaczął ostro: w poniedziałek, wtorek i środę odbyły się dwa treningi. - W pierwszym okresie chcieliśmy popracować mocniej jeśli chodzi o wydolność i taktykę. Zawodnicy znajdowali się w pełnej gotowości od godziny 9.00 do 20.00 – mówił przed starciem z Cracovią. Wychodzi na to, że aby z tej mąki wreszcie był chleb, sztab szkoleniowy i piłkarze będą musieli zamieszkać na stadionie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.