Adam Nawałka może nie odnaleźć się w ligowej rzeczywistości. Przez pięć lat w reprezentacji bardzo się zmienił [KOMENTARZ]

"Odbuduj" to w słowniku Adama Nawałki słowo kluczowe. Setki razy słyszeli je piłkarze Wisły Kraków, Górnika Zabrze i reprezentacji Polski, którzy momentalnie po stracie piłki mieli wrócić na swoje pozycje. Teraz odbudowywać musi trener. Zupełnie inny, niż ten który opuszczał Ekstraklasę, by zostać selekcjonerem. Nawałka bardzo się zmienił i jest to jednocześnie powód jego zatrudnienia w Lechu, ale też największa obawa.

Wychodził z Ekstraklasy w bezrękawniku i czapce z daszkiem, a wróci do niej ubrany w dobrze skrojony garnitur i „szaliczek”, z którego piłkarzom zdarzało się żartować. Rozumiem, że szalik miał być symbolem utraty pewnej prostolinijności pod koniec kadencji. Może symbolem pewnego „odlotu”, działania wody sodowej. Po mundialu pojawiały się przecież głosy, że Nawałka przesadnie wierzył w swoją nieomylność, a to, co mówili mu doradcy, jednym uchem wpuszczał, drugim wypuszczał i ostatecznie robił po swojemu.

A że niewiele się w tej kwestii zmieniło, pokazują jego początkowe żądania wobec Lecha. Nawałka chciał decydować niemal o wszystkim. Zmiany w wyglądzie są widoczne gołym okiem, ale myślę, że były selekcjoner jeszcze bardziej zmienił się wewnątrz. Wraca do Ekstraklasy po pięciu latach. Z dużo bogatszym CV, większym ego, wzmocniony sukcesem na Euro we Francji i z odchorowaną porażką na mundialu.

Gdy odnosił sukcesy przedstawiany był jako perfekcjonista. Jak mu nie szło, mówiło się, że przywiązuje uwagę do spraw nieważnych: kształtu stołów, kierunku jazdy autobusu czy koloru ubrań, w których spacerują jego piłkarze w określone dni. Zastanawia mnie, jak długo podobne życzenia będą spełniali włodarze Lecha Poznań, którzy ostatecznie bali się oddać Nawałce pełnię władzy tak, jak sobie życzył. Podpisanie kontraktu było efektem kompromisu.

Nawałka przed i po kadrze, to dwie różne osoby 

Nawałka wraca z reprezentacyjnych salonów do ligowej rzeczywistości i to zderzenie może być dla niego bolesne. Czy nie poczuje przesadnej wyższości nad pozostałymi pracownikami klubu? Czy będzie gotowy pójść na kolejne ustępstwa? Obawiam się, że obie strony po pewnym czasie mogą być sobą zmęczone i sfrustrowane. Wprowadzanie rozwiązań Nawałki jest kosztowne pod wieloma względami. Ani budżet Kolejorza nie jest tak wielki, jak PZPN-u, ani cierpliwość jego władz. Piłkarze też nie są przyzwyczajeni do tak intensywnej pracy, jak ci w reprezentacji. W dodatku, oni będą musieli to znosić dzień w dzień, a nie raz na parę miesięcy.

Panuje w Ekstraklasie chory dyktat piłkarzy, którzy, jeśli się zbuntują, zrzucą z krzesełka każdego trenera. Chyba, że władze wyposażą swojego wybrańca w cały arsenał narzędzi, by mógł się z nimi zmierzyć. Ale dostają je nieliczni. Na pewno nie miał ich Ivan Djurdjević, który być może był kolejną ofiarą piłkarzy Kolejorza. Tajemnicą poliszynela jest to, że Serb nie potrafił porozumieć się z nimi porozumieć. Tuż po jego zwolnieniu drużyna zaczęła grać z większym zaangażowaniem. Poprawiły się też wyniki.

Nawałka przez pięć lat wybierał do współpracy najlepszych piłkarzy w kraju. Pracował z profesjonalistami, a jak ktoś jego zaufanie nadszarpnął, był wypraszany za drzwi. Powołania Adriana Mierzejewskiego domagała się w pewnym momencie połowa kibiców, ale selekcjoner był konsekwentny. Nie, bo kiedyś zawiódł.

Podobnego podejścia i rządów twardą ręką oczekują kibice Lecha. W poniedziałek rano ktoś podszył się na Twitterze pod poznańskiego dziennikarza i ogłosił, że pierwszą decyzją Nawałki było wyrzucenie do rezerw Macieja Gajosa, Mihaia Raduta i Łukasza Trałki. Głupi żart, ale ci, którzy w sytuacji się nie zorientowali, przyklasnęli takiemu działaniu.

Prawdopodobnie nigdy do takiej sytuacji nie dojdzie, bo przełożeni od razu przypomną trenerowi, że piłkarze mają jeszcze kontrakty i za parę miesięcy trzeba ich sprzedać. Pieniądze się przecież przydadzą. Nikt ich ot tak do rezerw nie wyśle, bo jakby to wyglądało? Trzeba by się było tłumaczyć, a co gorsza - zanim ktoś takiego zawodnika kupi, zastanowi się dwa razy. Wątpię, by w myśleniu władz Kolejorza zaszła tak wielka zamiana, że Nawałka dostanie przyzwolenie na odstrzelenie każdego piłkarza, który nie będzie mu pasował.

Gra warta świeczki

Mimo wielu obaw uważam, że Lech zmuszony był takie ryzyko podjąć. Potrzebował trenera silnego, z dużą osobowością i na tyle charyzmatycznego, by odciągnął uwagę od nietrafionych decyzji władz. A Nawałka jest dzisiaj najbardziej popularnym polskim trenerem. Przecież podczas przedłużających się negocjacji niektórzy kibice Lecha zdążyli uznać, że informacja o jego negocjacjach z Lechem była zwykłą plotką, która miała przykryć zwolnienie Djurdjevicia. Nazwisko żadnego innego trenera nie nadałoby się do tego celu tak dobrze. Gdyby chodziło o kogoś innego, nawet na taki pomysł by nie wpadli. 

Nawałka jawi się bowiem w Poznaniu jako trener prestiżowy, z górnej półki, którego zatrudnienie ma stanowić przełom w działaniu klubu. Ludzie widzą w nim cudotwórcę i zbawcę. Na Bułgarską trafia w końcu były selekcjoner! To ekscytuje nawet samych piłkarzy. Przyznał to w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Maciej Makuszewski. - Znam metody treningowe trenera i wiem, że koledzy troszkę się ich boją. Bo przecież różne legendy krążą w środowisku. Zwłaszcza zainteresowani informacjami byli obcokrajowcy, dla których to duża sprawa, że przejmuje nas niedawny selekcjoner – mówił pomocnik Kolejorza.

Marketingowo wszystko wyszło perfekcyjnie. Nowy trener sam „zadzwonił” do kibiców, by się przedstawić i zachęcić ich do wspierania drużyny podczas najbliższych meczów. Na Bułgarską ma przyciągnąć wszystkich tych, którzy go znają i wciąż są go ciekawi. A Nawałkę znają niemal wszyscy: pasjonaci, kibice, niedzieli fani i ludzie, którzy futbolem właściwie się nie interesują. Dla nich jest tym uśmiechniętym facetem z reklam, który trenował reprezentację Polski. Oni też mają zainteresować się Kolejorzem i Ekstraklasą. Liga na jego powrocie skorzysta. Może nawet bardziej, niż sam Lech.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.