Zagłębie Lubin - Legia Warszawa 0:1. Zawsze warto mieć cel

Mecz niemocy i przesuwania stref. Miedziowi w pierwszej połowie dostali zakaz oddawania strzałów, a podopieczni trenera Sa Pinto przez większość czasu bazowali na konsekwentnym ustawieniu i stratach rywala.

Więcej nie znaczy lepiej

Ben van Dael ewidentnie chce, żeby jego zawodnicy dłużej utrzymywali się przy piłce. W starciu z legionistami było to widoczne m.in. przy podaniach wprowadzających z defensywy, kiedy uporczywie, nawet kosztem ślamazarnego tempa akcji, poszukiwano idealnego rozwiązania. I byłoby z tym wszystko w porządku, gdyby za posiadaniem i graniem w obrębie linii obrony podążał określony plan – żeby w tego typu rozegraniu był jakiś cel.

Z jednej strony trudno oczekiwać cudów, choćby biorąc pod uwagę sytuację w klubie czy krótki staż Holendra na stanowisku pierwszego szkoleniowca Zagłębia. Z drugiej jednak wypadałoby, żeby zapadły konkretne decyzje – a takich póki co nie widać nawet na horyzoncie.

Przed przerwą można było odnieść wrażenie, że im większy procent posiadania widniał po stronie lubinian, tym gorzej wyglądała organizacja ich gry. Na dwa zagrania do przodu przypadało co najmniej tyle samo do tyłu. Sprawa do takiego stopnia wymknęła się spod kontroli, że w pierwszej połowie oddali tylko dwa strzały. Oba niecelne, oba dopiero po 35. minucie.

Tym samym po wyjściu na prowadzenie już w 9. minucie, warszawiakom nie pozostało nic innego, jak skoncentrować się na poprawnym przesuwaniu formacji. Znaleźli się w wymarzonej sytuacji, żeby rozegrać ten mecz po linii najmniejszego oporu.

Niebezpieczny minimalizm

Warto zwrócić uwagę na to, jak gospodarze wprowadzali piłkę do gry i co w tym momencie robili legioniści. Z tyłu najczęściej zostawało trzech zawodników (dwóch stoperów w towarzystwie jednego bocznego obrońcy lub Matuszczyka), co sprawiało, że przeciwnik w dość łatwy sposób mógł odciąć poszczególne możliwości zagrania. Bardzo wyraźnie było to widoczne na przykładzie przeniesienia futbolówki na flankę.

Pressing w środku polaPressing w środku pola Canal+Sport

Do przerwy, we wstępnej fazie rozegrania, Guldan bardzo często przesuwał się w okolice koła środkowego. W teorii jego ruch miał na celu zmniejszenie odległości pomiędzy poszczególnymi częściami formacji, m.in. wymusić oderwanie się od pozycji Jagiełły lub Starzyńskiego. Natomiast w praktyce, co dobrze widać na grafice powyżej, boczny defensor (Balić) zbyt szybko wyrywa się do przodu, zostawiając Bohara w sytuacji praktycznie bez wyjścia.

Cała akcja nie byłaby aż tak pozbawiona sensu, gdyby pomocnik dostał wsparcie ze środka i w efekcie gra mogłaby być kontynuowana bez straty. Tym bardziej, że akurat w tym meczu, Balić dość często miał sporo miejsca do wykorzystania na skrzydle (inna sprawa, że później jego centry na wysokości pola karnego były bardzo mizerne). Bardzo dobrze, że stoper stara się odciążyć środek od rozegrania, ale za tym muszą iść konkrety – choćby w postaci zwiększania siły ognia z przodu. A tego właśnie nie było. Guldan przesuwał się dość wysoko i nie miał do kogo zagrać.

Tymczasem wystarczyło, żeby podopieczni trenera Sa Pinto trzymali się blisko siebie, dzięki czemu za każdym razem, niewielkim nakładem energii, mogli doskoczyć do przeciwnika. Nie wychodziłoby im to tak sprawnie – o czym świadczy spora część drugiej połowy – gdyby nie bardzo czytelna i niechlujna gra Miedziowych. „Pomocna” dla Legii okazała się być gra centralnej strefy gospodarzy.

Problemy zaczynały się już w kwestii podziału obowiązków. Jagiełło i Matuszczyk przy wprowadzeniu futbolówki do gry ustawiali się w jednej linii, przez co ani nie podłączali się do ofensywy, ani nie ryglowali tyłów. Nie pomagała również niedokładność całego centralnego sektora, która umożliwiała warszawiakom groźne kontrataki.

Pressing LegiiPressing Legii Canal+Sport


Pomocny w szerszym ujęciu czarnej roboty, jaką wykonywali goście, może być wycinek pressingu pod bramką Hładuna. Pierwsza linia, złożona z Kulenovicia i Szymańskiego zaczynała wysoko, usiłując zmusić bramkarza i stoperów do błędu, ale doskok stawał się kluczowy dopiero w okolicach koła środkowego. Dzięki niewielkim odległościom w obrębie formacji, Cafu i Kucharczyk nie mieli większych problemów, żeby wyłączyć z gry Bohara.

Cel uświęca środki

Właściwie przez całą pierwszą część spotkania podopieczni trenera Sa Pinto mogli bazować na konsekwentnym przesuwaniu stref i kontrach. Nie odczuwali potrzeby podwyższenia prowadzenia. I jasne, mogło się to okazać zgubne, ale tak naprawdę Zagłębie samo jest sobie winne, bo nie wystawiło rywala praktycznie na żadną poważną próbę. Gra w jednym tempie, czytelne zagrania, mnóstwo strat w środku pola – to głownie dlatego legioniści mogli przyjąć wyrachowaną taktykę, momentami dość defensywną, ale bez murowania głęboko na własnej połowie.

Nie zmienił tego fragment od 35. minuty do końca pierwszej połowy, gdy Miedziowi dość długo utrzymywali się przy piłce w okolicach 20.-25. metra przed bramką Majeckiego. Sytuacja uległa zmianie po przerwie, gdy gospodarze faktycznie byli mniej rozrzuceni po boisku i zaczęli sobie stwarzać więcej okazji, tylko że wówczas goście zmienili priorytety. Coś za coś – stali się mniej konsekwentni z tyłu, ale zyskali więcej mocy w ataku po wejściu Carlitosa.

Tak naprawdę różnicę między drużynami można sprowadzić do całkiem prozaicznego elementu. W tej nudnej i ryzykownej, ale jednocześnie konsekwentnej grze Legii był cel – mieli być na tyle skoncentrowani pod względem taktycznym, żeby dowieźć korzystny wynik. Kibice mogli w tym czasie uciąć sobie drzemkę, wrażeń estetycznych było jak na lekarstwo, ale ostatecznie trzy punkty pojechały do Warszawy. I naprawdę trudno doszukiwać się w tym głębszej ideologii.

Natomiast Zagłębie utrzymywało się przy piłce, starało się nie wybijać jej na oślep i jednocześnie zupełnie nie było skupione na tym, co robi – nie wiedziało, jak się zachować po przekroczeniu 30. metra, a inicjatywa, którą miało po swojej stronie, była bardziej kulą u nogi niż czymś pozytywnym. W pewnym sensie można to uznać za metaforę wydarzeń w klubie z ostatnich miesięcy. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że cele i priorytety gdzieś po drodze się zwyczajnie rozmyły. 

Więcej o:
Copyright © Agora SA