Przed swoim ostatnim meczem był pytany czy wyśle zawodzących piłkarzy do rezerw. - Nie, bo wsadziłbym na minę zawodników wziętych w ich miejsce. Młodych, mniej doświadczonych. Byliby pod wielką presją i musieliby naprawiać coś, czego sami nie zepsuli. To by świadczyło źle o mnie jako trenerze – odpowiedział Ivan Djurdjević.
Takich oporów względem niego nie miały władze klubu. „Djuka” z autopsji wiedział więc, jak to jest być wrzuconym na minę i świecić twarzą za błędy popełniane przez poprzedników. I rację ma mówiąc, że takie działania źle świadczą o przełożonych.
Mieli dosyć, więc dostali Ivana
Pod koniec poprzedniego sezonu kibice Kolejorza mieli dosyć. Ciągłego przegrywania, zawodzenia w kluczowych momentach, władz klubu i marnego charakteru piłkarzy. Ostatniego meczu w sezonie nie pozwolili nawet dokończyć – wbiegli na murawę zmuszając piłkarzy Lecha i Legii do ucieczki, a włodarzy Lecha Poznań do jakiejś reakcji.
Owi włodarze zagrali Ivanem Djurdjeviciem na czas. Serb zamiast obiecanego wsparcia i czasu na przeprowadzenie zmian, dostał wypowiedzenie umowy po niecałych sześciu miesiącach. – Z entuzjazmem patrzę w przyszłość, bo przyjdzie mi walczyć z takim człowiekiem, jakim jest Ivan. Ramię w ramię. Na boisku legenda, wojownik, gościu, który nigdy się nie poddawał, nie odstawiał nogi i miał wielkie serce. Od pięciu lat inwestowaliśmy w rozwój trenerski Ivana. Od trzech lat prowadził zespół rezerw, gdzie miał wolność szkoleniową i mógł przygotować swój warsztat do objęcia pierwszego zespołu w tak trudnym momencie. Wiem, że Ivan swoją charyzmą i energią zarazi szatnie Lecha Poznań. Będzie miał moje pełne wsparcie, by dokonać tych zmian, które są konieczne w tym klubie – mówił wiceprezes Piotr Rutkowski, dwa dni po zakończeniu poprzedniego sezonu.
Kozioł ofiarny
Już sama prezentacja Ivana Djurdjevicia w roli trenera była tematem zastępczym. Trzeba było jakoś przykryć haniebne zakończenie poprzedniego sezonu. Bo nie dość, że na ostatniej prostej zawiedli piłkarze, to jeszcze problemów narobili kibice. Pierwszą konferencję prasową z jego udziałem zwołano dzień po tym, jak wojewoda wielkopolski nałożył na Lecha bardzo surową karę za zachowanie kiboli podczas meczu z Legią. - Oto Ivan, skupcie się na nim.
Każde zdanie wiceprezesa Rutkowskiego z tej konferencji, brzmi po pół roku jak nieśmieszny żart. Entuzjazm władz? Był tak wielki, że prezes Karol Klimczak cieszył się z rozpoczęcia mundialu, bo wtedy wszyscy mieli zająć się inną piłką niż ta Lechowa. Ramię w ramię? Tylko do pierwszego potknięcia. Pięć lat inwestowania w rozwój? Przełożyło się na niecałe sześć miesięcy pracy. Pełne wsparcie przy dokonywaniu zmian? Piłkarze przyzwyczajeni do przegrywania wciąż są w klubie.
Lech Poznań od czasu zwolnienia Franciszka Smudy zatrudniał już trenera z każdej możliwej kategorii. Byli szkoleniowcy otrzaskani w Ekstraklasie, którzy zdobywali mistrzostwo Polski prowadząc Legię. Był trener sprowadzony z zagranicy, była piłkarska gwiazda FC Barcelony, byli trenerzy-wychowankowie. Nikt się nie sprawdził.
Trudno doszukać się jakiegokolwiek klucza przy zatrudnianiu trenerów. Brano już takich z „twardą” i „miękką” ręką. Był zafiksowany na punkcie taktyki Maciej Skorża, a zastąpił go Jan Urban, którego styl pracy jest zupełnie inny. – To trener niezwykle charyzmatyczny – tak Piotr Rutkowski przedstawiał Nenada Bjelicę. Ale po jego zwolnieniu sięgnął po Ivana Djurdjevicia, żeby… zaraził zespół swoją charyzmą. Po dwóch latach okazało się bowiem, że Bjelica „za mało w tym aspekcie zrobił”. To obłęd!
Szaleństwo będzie trwało dalej. Trzeba przecież znaleźć następnego trenera i znów na
konferencji prasowej powiedzieć czego zabrakło jego poprzednikowi. Następnie zapewnić wszystkich, że nowy trener jest w tym aspekcie dużo lepszy, ale w razie czego jemu też obiecać wsparcie. Po zwolnieniu scenariusz odegrać raz jeszcze. I najważniejsze - „nigdy się nie poddawać.”
Popełniał błędy, ale nie mogło być inaczej
Kolejorz postawił na trenera, którego od podstaw wychował: wysyłał na kursy, obstawiał książkami i dał zespół rezerw, by do teorii dołożyć praktykę. Nie pozwolił mu objąć GKS-u Katowice i nabrać doświadczenia na zapleczu Ekstraklasy, bo wolał go mieć przez cały czas u siebie. Wreszcie, w momencie najtrudniejszym z możliwych, poproszono go o poprowadzenie pierwszej drużyny. Władze wiedziały, że nie odmówi. Że nie wytłumaczy się brakiem doświadczenia, że nie poprosi o więcej czasu w III lidze. Spełniało się jego marzenie. Już na starcie kariery trenerskiej dotarł do jej punktu docelowego.
Nie uniknął błędów. W 22 meczach, podczas których prowadził Lecha aż sześć razy zmieniał ustawienie. Wciąż rotował – nie zdążył wybrać swojej podstawowej jedenastki i długo wahał się kto ma być kapitanem. Może dobrał sobie niewłaściwych współpracowników, którzy nie mieli posłuchu w szatni ani nie służyli mu wielkim doświadczeniem. W czasach kryzysu właśnie doświadczenia i pewności w działaniu zabrakło mu najbardziej. Trudno jednak mieć o to pretensje. Bo jak nie spaść z roweru, skoro dotychczas siedziało się tylko na takim małym z bocznymi kółkami?
Lech nie brał jednak kota w worku. Znał wszystkie „za” i „przeciw”. Zdecydował się przecież na trenera bez doświadczenia w pracy z dorosłymi piłkarzami, który Ekstraklasę znał tylko z perspektywy boiska i któremu potrzebny był czas. Po pierwsze – na przeprowadzenie zmian w klubie: wdrożenie taktyki (pomysły przecież były, może nawet za dużo), odbudowę mentalną piłkarzy i wyrzucenie tych, którzy są niereformowalni. A po drugie – czas na naukę, zebranie doświadczenia i poznanie środowiska, które mógł tylko wspominać z czasów, gdy sam był piłkarzem. Na jego nieszczęście znacząco się ono zmieniło.
Wydawało się, że Ivan Djurdjević jest w Lechu Poznań inwestycją na przyszłość, a sam klub chce zacisnąć zęby i poczekać na efekty. W rzeczywistości Ivanem Djurdjeviciem zatkano kibicom usta. Spalono trenera, który miał być tym wymarzonym, na lata. Oddanym, identyfikującym się z klubem, mającym wsparcie kibiców i z czasem - coraz lepszym merytorycznie. Wyszło zupełnie inaczej, ale jak stwierdził Jasmin Burić po porażce z Lechią, taka jest przecież piłka. Polska, należałoby dodać.
>>> Lech Poznań przegrał. Wymowna reakcja kibiców
>>> Kryzys Kolejorza trwa. Na jego grę nie da się patrzeć
>>> Lech Poznań szuka następcy Ivana Djurdjevicia. Adam Nawałka na liście