Legia - Wisła. Odchodził jako król, przychodził jako król, a teraz stoi w szeregu razem z innymi. Jak Carlitos tracił swoje przywileje

Przychodził do Legii jako najlepszy gracz i strzelec ligi. Miał być liderem, ale tej roli nie sprostał. I na razie nie zanosi się, by Ricardo Sa Pinto próbował go ponownie w niej obsadzać. W niedzielę Carlitos ma po raz pierwszy zagrać przeciw Wiśle, w której błyszczał przez cały poprzedni sezon. Mecz Legia - Wisła w niedzielę o 18, relacja na żywo w Sport.pl i w aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE.

Sezon 2017/18. Wisła Kraków po 11 kolejkach ekstraklasy ma 17 punktów i zajmuje piąte miejsce w tabeli. A Carlitos: 937 rozegranych minut (na 990 możliwych), osiem zdobytych bramek i jedną asystę.

Sezon 2018/19. Legia Warszawa po 11 kolejkach ekstraklasy ma 21 punktów i zajmuje drugie miejsce w tabeli. A Carlitos: 742 rozegranych minut (na 990 możliwych), trzy zdobyte bramki i trzy asysty. A do tego jeszcze pięć występów w eliminacjach do europejskich pucharów oraz jeden w Pucharze Polski i jeden w Superpucharze. Czyli łącznie: 1151 rozegranych minut (na 1620 możliwych), pięć zdobytych bramek, cztery asysty.

Efektywność? Początek poprzedniego sezonu to gol co 117 minut, początek obecnego co 230. - Wbrew pozorom tutaj ta różnica nie jest aż tak duża, bo w klasyfikacji kanadyjskiej [gole i asysty] z punktu zdobywanego co 103 minuty spadło do 124 - zauważa Mateusz Januszewski z serwisu EkstraStats.pl.

Na specjalnych prawach

To na razie tyle, jeśli chodzi o liczby. Przenieśmy się na chwilę na boisko, gdzie dysproporcje między Carlitosem z Wisły a tym z Legii również są widoczne. - Obecny sezon zaczął słabo, bo nie był optymalnie przygotowany. Nie strzelał goli, więc jak każdy napastnik tracił pewność siebie. Ale słabo sezon zaczęła też Legia, co Carlitosowi nie pomogło - zwraca uwagę Maciej Murawski, ekspert od ekstraklasy w nc+. - Ja też nie szukałbym tutaj winy w samym Carlitosie, tylko bardziej w chaosie, w którym pogrążona była drużyna - dodaje Januszewski.

Zanim Carlitos trafił do Legii, przez rok błyszczał w Wiśle. W Krakowie był boiskowym artystą, który dryblował, uderzał z rzutów wolnych i celebrował gole w wymyślny sposób. Trafił już w debiucie przeciwko Pogoni Szczecin, a niedługo później, kiedy zdobył dwie bramki i niemal w pojedynkę rozprawił się w derbach z Cracovią, rozkochał w sobie połowę miasta.

W Wiśle nikt nie wsadzał go w żadne ramy, wręcz przeciwnie: piłkarz dostał od Kiko Ramireza dużo swobody. I z tej swobody chętnie korzystał, a przy okazji korzystali inni. Bo Carlitos nie tylko brał, ale i dawał. Najchętniej dzielił się piłką w bocznych sektorach boiska, gdzie często zbiegał. Efekty? Jesienią w 21 meczach strzelił 15 goli i zaliczył cztery asysty. Wiosnę też miał dobrą - sezon zakończył z 24 bramkami i siedmioma asystami.

- Wisła była drużyną ustawioną pod niego, był praktycznie zwolniony z pracy w defensywie - mówi Januszewski. - Zresztą wystarczy teraz spojrzeć w statystyki prób odbiorów i pojedynków w obronie. Porównać i zobaczyć, jak to wygląda dzisiaj i jak wyglądało wczoraj, sezon wcześniej. W Legii wszystkiego ma więcej, bo już nie może liczyć na specjalne traktowanie i przywileje. Szczególnie od kiedy trenerem jest Ricardo Sa Pinto, któremu zależy, by cały zespół pracował w defensywie - wyjaśnia.

W Legii nie ma już takiej swobody, ale może powinien ją dostać? Murawski: - Na swobodę trzeba zasłużyć, a Carlitos na razie nie zasługuje. To się oczywiście może zmienić, i to zaraz, ale nie musi, bo wszystko i tak zależy od trenera, od jego filozofii i koncepcji.

Januszewski: - Jeśli Carlitos dalej chce się rozwijać, nawet w wieku 28 lat, musi sobie radzić nie tylko w sytuacjach, gdy cały zespół haruje na niego. Dlatego im szybciej sobie uświadomi, że nie jest kimś wyjątkowym, tym lepiej dla niego. Jeśli tego nie zrobi, zważywszy na charakter trenera Sa Pinto, szybko może pożegnać się z miejscem w składzie.

Niczym gwiazdka z nieba

Carlitos na Łazienkowską trafił latem jako król strzelców i najlepszy piłkarz poprzedniego sezonu. Oczekiwania wobec niego były duże, a na pewno większe niż kwota, jaką Legia za niego zapłaciła (450 tys. euro). W realiach ekstraklasy to była megaokazja. Wisła była pod ścianą: 5 mln zł długu wobec miasta i groźba niepodpisania nowej umowy najmu stadionu, zrobiły swoje.

- Fakt, nie były to duże pieniądze, ale czy Legia zrobiła świetny interes? Czas pokaże. Rzetelnej oceny tego transferu będzie można dokonać najwcześniej za rok - twierdzi Murawski.

Legia nie tylko zapłaciła niewiele za najlepszego piłkarza ekstraklasy, ale przy okazji sprzątnęła go sprzed nosa Lechowi, który też robił podchody pod Carlitosa. Radość w stolicy była więc podwójna. Władze Wisły liczyły z kolei, że na Carlitosie jeszcze trochę zarobią. W umowie znalazł się bowiem zapis, że jeśli Legii uda się awansować do europejskich pucharów, na konto Wisły trafi albo 150 tys. euro (w przypadku fazy grupowej Ligi Europy), albo nawet 500 tys. euro (w przypadku fazy grupowej Ligi Mistrzów).

Ale też lepsi piłkarze

W Krakowie nikt jednak tych pieniędzy nawet nie powąchał. W Warszawie zresztą też nie, bo Legia szybko opadła z pucharów. W sierpniu zmieniła trenera i zaczęła się budować na nowo. Już pod okiem Ricardo Sa Pinto, który na dzień dobry zaserwował piłkarzom ciężkie treningi. Wzmocniona fizycznie Legia z ostatnich pięciu meczów wygrała cztery, jeden zremisowała. I zaczęła w końcu przypominać drużynę, a nie przypadkową zbieraninę. Ale nie ma tam jednego przywódcy, wyraźnego lidera, bo szykowany do tej roli Carlitos jej nie sprostał. I nie zanosi się, by Pinto ponownie próbował go w niej obsadzać, skoro w ostatnim meczu posadził go nawet na ławce.

- Kiedy Carlitos grał w Krakowie, często w pojedynkę ciągnął zespół za uszy. Teraz musi zrozumieć, że w Warszawie ma wokół siebie lepszych piłkarzy i że warto z nimi grać. Że on też może być im potrzebny. Już te pierwsze mecze pokazały, że w wielu aspektach nie stracił jakości względem poprzedniego sezonu. Choćby w dryblingu, gdzie cały czas trzyma poziom ligowej czołówki. A przecież sezon zaczynał z marszu, bez okresu przygotowawczego - przypomina Januszewski.

W niedzielę Carlitos będzie miał szansę pierwszy raz zagrać przeciwko swojemu byłemu klubowi. - Napastnik często potrzebuje jednego meczu na przełamanie. Może to będzie właśnie taki jego mecz - zastanawia się Murawski. A piłkarze Wisły mówią, że wiedzą jak zatrzymać Carlitosa. - Na ich miejscu bardziej skupiłbym się na zatrzymaniu środka pola - podpowiada Januszewski. - A ja na pilnowaniu Sebastiana Szymańskiego, który ostatnio ze Śląskiem zagrał fenomenalnie - kończy Murawski.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.