Pogoń Szczecin - Wisła Płock 4:0. Cierpliwość zamiast nerwowych ruchów

Na Twardowskiego uhonorowana została normalność. Chociaż Portowcy po raz pierwszy w tym sezonie wygrali całkiem niedawno, bo nieco ponad dwa tygodnie temu, to nikt nie wrzucił szkoleniowca na karuzelę. Kosta Runjaić dostał czas i spokój, aby jego drużyna mogła przetrwać poważny sztorm.

Zgubna irytacja

Sztab szkoleniowy nie może się mylić, w przypadku kontuzji zawsze musi być plan „B” i jeszcze kilka awaryjnych, a apetyt rośnie w miarę jedzenia. W Ekstraklasie normalność jest towarem deficytowym. Przecież nikt nie powinien bić brawa zarządowi za to, że dał trenerowi szansę na wyjście z kryzysu. A jednak zdarza się to na tyle rzadko, że ręce same składają się do oklasków, nawet po kryjomu.

- Frustracja rośnie. Coraz bardziej chcemy i cały czas nam nie wychodzi. W połowie meczów w tym sezonie prowadziliśmy, ale nie potrafimy później utrzymać przewagi, uniknąć błędu w obronie – mówił Majewski po remisie 1:1 z Koroną Kielce. Było to spotkanie przełomowe, pierwsze po szalenie ważnej przerwie na reprezentację.

W przypadku Pogoni ta frustracja nie pogłębiła depresji, a dała motywację do działania. Wszystko dzięki świetnym warunkom do pracy – bez poganiania, napiętej sytuacji na linii zarząd-sztab, nerwowych decyzji. Efekt: trzy zwycięstwa z rzędu, feralna porażka w Pucharze Polski, osiem strzelonych goli w Ekstraklasie i jeden stracony.

Najpierw drużyna

Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na nastawienie zawodników i reakcję po stracie piłki. Szczecinianom było ciągle mało – i po drugiej, i po trzeciej, i jeszcze nawet po czwartej bramce. Nakładali pressing na rywala, tłamsili go, odcinali strefy. Nikt nawet nie myślał o murowaniu czy spokojnym rozegraniu.

Bo to nie jest tak, że trener Runjaić pstryknął palcami i jego podopieczni przestali popełniać błędy. Wciąż jest sporo chaosu, wiele niedokładnych podań. Tylko że nikt tego nie ukrywa. Piłkarze sprawiają wrażenie w pełni świadomych ogromu ciężkiej pracy, jaka wciąż jest przed nimi.

Ogólny pomysł jest stosunkowo prosty i w dużej mierze opiera się na pracy zespołowej. Między obroną a częścią ofensywną może być dziura, bo szczecinianie bardzo często i tak grają z pominięciem środka, ale kiedy już akcja toczy się wyżej, gdy atak jest konstruowany na połowie rywala, to zawsze musi być więcej niż jedna opcja rozegrania.

Zmienna strategia  

Pogoń - Wisła P.Pogoń - Wisła P. screen

Im bliżej bramki przeciwnika, tym wyższe tempo. Bo chociaż Pogoń raczej starała się uruchomić boki bezpośrednim zagraniem, to później znacznie bardziej szanowała piłkę.

Boczni obrońcy ustawieni bardzo szeroko i wysoko, Podstawski schodzący między stoperów. Jego rola w tej fazie była o tyle istotna, że dość często zostawał na asekuracji, bo zarówno Dwali, jak i Walukiewicz (na szczególną uwagę zasługuje rajd z 24. minuty) holowali piłkę w głąb boiska i dopiero wtedy posyłali podanie w kierunku Nunesa lub Niepsuja. W większości przypadków wybór padał na tego pierwszego.

Portowcy raczej nie skupiali się na rozegraniu w środkowej strefie. Dopiero po przeniesieniu ciężaru gry na flankę, mniej więcej od 30. metra, koncepcja stawała się nieco bardziej skomplikowana. Wówczas prym wiódł Majewski, który był odpowiedzialny za regulowanie tempa akcji. Pomocnik zdecydowanie nie był przywiązany do pozycji, nie wahał się np. zamienić miejscami z Nunesem, gdy ten ścinał bardziej do środka. I chociaż w dużej mierze to on miał wpływ na przyspieszenie ofensywy w odpowiednim momencie, to nie było mowy o zabawie w teatr jednego aktora. Były zawodnik Kolejorza to szalenie istotny trybik ekipy, ale taki, który funkcjonuje tak dobrze, dzięki bardzo sprawnemu przesuwania całej formacji.

Pogoń - Wisła P.Pogoń - Wisła P. screen

Jeden szarżuje „na przebój”, inni tylko patrzą czy mu się uda – tego w Szczecinie ma nie być. Wystarczy zwrócić uwagę na to, jak konstruowane były ataki na połowie przeciwnika. Na powyższej grafice widać rozegranie w trójkącie (Majewski-Nunes-Podstawski), które umożliwia swobodny ruch Buksy i Drygasa w polu karnym rywala. Zamiast „piłka parzy” i niechlujnych uderzeń, za wszelką cenę chcieli utrzymać się przy piłce do momentu, gdy będą odpowiednie warunki do oddania strzału. Ostatecznie Kozulj minimalnie się pomylił.

Odpowiednie warunki

Ta cierpliwość połączona z pracą zespołową była świetnie widoczna w pressingu, który podopieczni Runjaicia nakładali na płocczan. W pierwszej połowie postawiono na jakość, a nie agresję. Portowcy rzadko podchodzili bardzo wysoko (wyjątkowo w 35. minucie), raczej starali się umiejętnie i systematycznie odcinać im możliwości zagrania.

W ten sposób, pressing rozpoczynali Drygas i Buksa, a następnie poszczególni zawodnicy odrywali się od drugiej linii w odpowiednim momencie. Sam „moment” nie był szczególnie trudny do wyczucia, bowiem rozegranie Wisły Płock było dość czytelne.

Sytuacja uległa zmianie po przerwie. Wówczas gospodarze starali się maksymalnie ograniczyć przestrzeń – Nafciarze byli notorycznie wypychani, zmuszani do wyboru innych rozwiązań. Zbiegło się to z decyzjami personalnymi trenera Dźwigały. Szkoleniowiec przy stanie 0:1 poszedł va banque, ale w efekcie, zamiast podkręcenia ofensywy swoich podopiecznych, strzelił sobie w kolano (Merebaszwili zmienił Rasaka, Zawada  Varelę). Otwarty futbol znacznie bardziej podpasował Portowcom.

Mobilizujący głód

Już wstępny schemat gry Pogoni zakładał proste środki, więc otwarcie środkowej strefy było dla niej niczym woda na młyn. Dzięki temu pojawiło się znacznie więcej możliwości bezpośredniego uruchomienia linii ataku.

Na zmianach Wisły Płock najbardziej zyskał Sebastian Kowalczyk. W 70. minucie wykorzystał świetne podanie Kozulja, a chwilę wcześniej to właśnie jemu zagrał bardzo dobrą piłkę przed pole karne (Majewski ostatecznie przestrzelił będąc na 11. metrze). Natomiast całość została rozprowadzona jak po sznurku (Drygas, Majewski, Kozulj, Kowalczyk) – każdy zawodnik doskonale wiedział, jak zachowa się jego kolega z drużyny. 20-latek napędził również akcję na 4:0 i dorzucił asystę przy trafieniu Buksy

Najważniejsze było jednak to, że Portowcy wciąż chcieli więcej. Każda kolejna akcja, każdy kolejny gol, to wszystko coraz mocniej ich nakręcało. – Przerwa na reprezentację z mojego punktu widzenia przychodzi w odpowiednim momencie – stwierdził spokojnie trener Runjaić na pomeczowej konferencji – Nie zagramy żadnego sparingu, bo kilku naszych graczy jedzie na mecze swoich kadr narodowych. Będziemy pracować nieco mniej intensywnie niż w trakcie ostatniej przerwy.

Jest ulga, ale nie może być rozprężenia. Zwłaszcza że Pogoń stanie teraz przed nie lada wyzwaniem – utrzymać dobrą formę bez standardowego rytmu meczowego. Wydaje się jednak, że w Szczecinie szczególnie doceniają cierpliwość i potrafią wycisnąć bardzo dużo z otrzymanego czasu. A przecież ciągle trzeba coś poprawiać, szukać nowych rozwiązań.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.