Ekstraklasa. Górnik Zabrze - Lech Poznań. Zamiast zwycięstwa pokaz ambicji i pięknych goli

Lech Poznań zremisował 2:2 mecz, który miał pokazać, czy faktycznie Kolejorz wyszedł z kryzysu, czy tylko stwarzał takie pozory w spotkaniach ze słabszymi zespołami. Okazało się coś jeszcze innego - zespół Djurdjevicia wciąż jest daleki od optymalnej formy, ale wreszcie pokazał charakter, który tak doceniają kibice i trener.

Lech Poznań rozpoczął mecz w Zabrzu najgorzej jak to możliwe. Górnik w tym sezonie ma spore problemy ze zdobywaniem bramek w pierwszych połowach, ale akurat początek meczu z Kolejorzemmiał wymarzony. Piłkarze Marcina Brosza mogli się rozkręcić, wysłać jedno ostrzeżenie, a wobec braku reakcji,w kolejnej akcji strzelić gola na 1:0.

Ludovic Obraniak: Fornalik? Szkoda słów i czasu na niego, nie znosiłem tego człowieka i jego zachowania

Przeciwnicy Lecha wciąż mogą opierać swój atak na Rafale Janickim

Kolejną asystę przy golu przeciwnika zaliczył Rafał Janicki. W ich liczbie środkowy obrońca ustępuje jedynie Maciejowi Makuszewskiemu, który przy golach kolegów ze swojej drużyny asystował trzy razy. U Janickiego widać nawet pewną powtarzalność, bo podanie do Jimeneza przypominało to ze spotkania z Wisłą Kraków do Martina Kostala. W tym sezonie środkowy obrońca Lecha przyczynił się też do utraty bramek w meczach z Legią Warszawa i Miedzią Legnica.

Marcin Brosz po analizie gry Lecha nie mógł być zaskoczony przebiegiem tej akcji. Janicki jest w słabej formie i udowodnił to raz jeszcze. Matus Putnocky już w poprzednich meczach niepotrzebnie wychodził z bramki, czym ułatwiał przeciwnikowi rozegranie akcji. W spotkaniu z Arką Gdynia miał mnóstwo szczęścia, bo w ostatnim momencie piłkę sprzed linii bramkowej wybił Kostewycz. Z Górnikiem obrońcy mu nie pomogli, bo poza Janickim zawiódł też Wasielewski, który zupełnie stracił Jimeneza z zasięgu wzroku.

Kolejorz na stratę bramki nie zareagował od razu i pierwszy celny strzał oddał dopiero w 30. minucie. Wtedy też coś w drużynie Ivana Djurdjevicia drgnęło i zaczęły pojawiać się kolejne okazje do strzelenia gola wyrównującego. Z reguły po kontratakach, które były nieźle rozprowadzane w środku pola, ale później brakowało pomysłu, jak je zakończyć. Dwie okazje zmarnował Jóźwiak, jedną, za to najlepszą, JoaoAmaral. Portugalczyk uderzył sprzed pola karnego, mimo że Lech miał przed polem karnym Górnika zdecydowaną przewagę liczebną.

Piast Gliwice stracił punkty, ale został liderem. Szalony mecz w Legnicy

Druga połowa, jakich w Ekstraklasie niewiele

Za głowę złapali się Loska, Bochniewicz i Wiśniewski. Kilka tysięcy osób na trybunach zrobiło to samo, bo Szymon Żurkowski strzelił gola, który w niejednej głowie się nie mieści. Gdy już tę bombę odpalił nic nie dało się zrobić, działać trzeba było wcześniej. Radut stracił piłkę w środku pola, a Żurkowski przed strzałem, zupełnie nieatakowany przebiegł z nią kilkanaście metrów. Kostewycz i Janicki czekali na niego przed polem karnym jakby nie przypuszczali, że stać go na strzał z trzydziestu metrów. Pedro Tiba natomiast, gonił Żurkowskiego z prędkością ślimaka i zaangażowaniem Macieja Iwańskiego z meczu Legia – Śląsk.

Kibice Górnika mogli już zastanawiać się, w którym barze będą opijać pierwsze ligowe zwycięstwo od dwóch miesięcy. Jeśli ktoś bardziej rozważny rzucił, że mecz jeszcze trwa, został uznany za wariata. Nic nie wskazywało na to, że Kolejorz da radę się podnieść i odrobić dwubramkową stratę. Lech uparcie atakował lewą stroną, nękał wręcz Przemysława Wiśniewskiego i w 55. minucie osiągnął swój cel. Piłka wpadła do bramki po centrostrzale Pedro Tiby. Po dwudziestu minutach Lech doprowadził do wyrównania. Kostewycz wygrał przebitkę z Wiśniewskim, później z Suarezem, na koniec z Bochniewiczemi tak wypracował sobie szasnę na strzelenie gola po blisko trzech latach przerwy.

Kolejorz w spotkaniu z Górnikiem znów popełnił proste błędy, podzielił się punktami, ale wreszcie pokazał charakter, którego brakowało nawet w wygranych ostatnio meczach z ŁKS Łódź czy Miedzią Legnica.

Podstawski: Gra dla Polski? Większy sentyment mam do Portugalii

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.