O'piłki Marciniaka: Liga permanentnego kryzysu

Za nami już 10 kolejek Ekstraklasy, jedna trzecia sezonu zasadniczego. To właściwy czas, by wyciągnąć pierwsze wnioski dotyczące postawy poszczególnych drużyn i zawodników. Analizując ten okres znajdujemy jeden wspólny mianownik. Kryzys.

Kryzys. To słowo odmieniano przez przypadki w każdym ekstraklasowym mieście. Pogorszenie wyników, atmosfery, nerwowość w klubie – znają to już niemal wszyscy. Jeszcze w niedzielę rozmawialiśmy o tym z selekcjonerem i ekspertami programu „Liga+ extra” i doszliśmy do wniosku, że do tej pory najrówniej grającą drużyną, odporną na drastyczne załamania formy jest Jagiellonia. Dzień później zespół z Białegostoku przegrał w kompromitujących okolicznościach ze Śląskiem i ostatecznie potwierdził, że kryzys zbiera żniwo w całym kraju, bez żadnych wyjątków. 

Po 5 seriach gier mieliśmy w lidze cztery drużyny ze średnią dwóch i więcej punktów na mecz. Teraz nie ma ani jednej. Na dystansie 11 tygodni rozgrywek nie ma zespołu idącego równym krokiem. Potknięcia zdarzają się wszystkim. Imponujące formą i powszechnie chwalone po początku rozgrywej Wisła Kraków i Lechia już przekonały się, że kryzys może dopaść w najmniej spodziewanym momencie. Biała Gwiazda właśnie przegrała dwa ligowe mecze i odpadła z Pucharu Polski. Krakowianie zmagają się też z kryzysem wizerunkowym po emisji reportażu Szymona Jadczaka w „Superwizjerze”. Władze klubu nie próbują odpowiadać na postawione pytania, wybrały milczenie i ewentualne rozstrzygnięcie sprawy w sądzie. Dopóki Maciej Stolarczyk i jego piłkarze maskowali kłopoty klubu dobrą grą łatwiej było temat przemilczeć. Jeśli na boisku Ondrasek, Boguski i Kort przestaną być tak skuteczni problemy wrócą ze zdwojoną siłą.

Piotr Stokowiec po kolejnych zwycięstwach Lechii na początku sezonu chłodził rozgrzane głowy kibiców. Powtarzał, że to czas budowy, a zespół jest jeszcze daleki od ideału. Rywale najwyraźniej też to dostrzegli, bo we wrześniu gdańszczanie w lidze nie wygrali, nawet w meczu, gdy do przerwy prowadzili 3:0. Prawdziwymi weteranami radzenia sobie z kryzysem są Lech i Legia. Nastroje w największych polskich klubach lawirują między mocarstwowymi ambicjami i kryzysową rzeczywistością. To zaledwie dziesięć ligowych gier, a w Poznaniu już przeżywano euforię po perfekcyjnym początku i wielki smutek po pięciu kolejnych meczach bez trzypunktowej zdobyczy. Wymęczony awans w Pucharze Polski i zwycięstwo z Miedzią to dowód na to, że coś drgnęło. Teraz przewodnim konferencji prasowych jest ustalenie czy to jeszcze kryzys, czy już się zakończył.

W Warszawie o sposobach radzenia sobie z kryzysem też można napisać książkę. Od kilku lat najczęściej stosowana metoda to zmiana szkoleniowca w czasie letnio-jesiennego przesilenia. Ponoć naukowcy udowodnili, że ten okres sprzyja gwałtownym zmianom nastrojów i być może tak trzeba tłumaczyć zadziwiającą regularność tych roszad. Od 2015 roku żaden trener Legii nie utrzymał stanowiska przez wrzesień i październik. Pierwszym może być Sa Pinto, ale tylko dlatego, że pracę zaczął dopiero w połowie sierpnia.

Kryzys dotarł też do Zabrza. Marcin Brosz to najlepszy trener poprzedniego sezonu, uznany w naszej lidze fachowiec, ale nawet on nie przemieni wody w wino. W takich kategoriach trzeba traktować błyskawiczne przystosowanie zawodników niższych lig do wymagań Ekstraklasy. Nie sposób z dnia na dzień zrekompensować straty Kurzawy, Kądziora, Wieteski czy kontuzjowanego Łukasza Wolsztyńskiego. Trener Górnika miesza, rotuje, daje kolejne szanse, ale efekty są mizerne. Passa meczów bez zwycięstwa wydłużyła się do siedmiu, a pozycja w tabeli coraz bardziej niepokoi kibiców.

Niżej niż zabrzanie plasują się tylko Zagłębie Sosnowiec i Cracovia. W przypadku beniaminka trudno mówić o zaskoczeniu. Przed sezonem powszechnie sądzono, że to główny kandydat do spadku i na razie wyniki zdają się to potwierdzać. Jednak doświadczenie uczy, że taka przepowiednia to często silny bodziec dla zawodników, by udowodnić, że to otoczenie się myli. Coś na ten temat wiedzą choćby w Kielcach. Zagłębie zmaga się z kryzysem, ale w Sosnowcu paniki nie ma. Drużyna potrafi strzelać gole, stwarza sobie sporo okazji bramkowych, a łatwiej zatkać przeciekającą defensywę niż nauczyć kreowania. Ciekawszy jest przypadek Cracovii, gdzie już drugi rok z rzędu Michał Probierz musi wdrożyć zarządzanie kryzysowe. Rok temu po 10 kolejkach punktów było sześć, więc na siłę można mówić o postępie. Żarty na bok, sytuacja jest skomplikowana, choć ostatnie mecze dają Pasom powody, by w przyszłość patrzeć z optymizmem. Krystalizuje się skład, kilku zawodników daje symptomy zwyżki formy, więc na boisku powinno być lepiej. Progresu nie należy za to oczekiwać na trybunach. Grupa szalikowców prostuje, profesor Janusz Filipiak mówi o próbie przejęcia klubu i zapowiada utrzymanie konfrontacyjnego kursu. Patrząc na to, co stało się po drugiej stronie Błoń obawy właściciela nie powinny dziwić.

Tego samego nie można powiedzieć o decyzjach prezesa Zagłębia Lubin. Mateusz Dróżdż kibicem Miedziowych jest od 1992 roku, a klubem zarządza formalnie od kwietnia. Nie jest niczym złym, gdy prezes jest kibicem, ale kibic w fotelu prezesa to już pewne ryzyko. Na takim stanowisku chłodna kalkulacja jest bardziej wskazana niż kierowanie się emocjami. A mam wrażenie, że ostatnie decyzje w Lubinie były podejmowane pod wpływem silnych uniesień. Racjonalnie trudno uzasadnić obciążenie sztabu trenerskiego kosztami przedmeczowego zgrupowania. Sugestię, że obóz w Gniewinie był bardziej spotkaniem towarzyskim niż czasem pracy prezes Dróżdż zdecydowanie odrzuca. Dlaczego więc karać szkoleniowców w taki sposób? Czy klub w przyszłości będzie płacił tylko za zgrupowania przed wygranymi meczami?

Patrząc z zewnątrz to klarowny sygnał dla Mariusza Lewandowskiego: twoja pozycja w klubie jest bardzo słaba, każda następna wpadka sprawi, że zostaniesz zwolniony. Jeśli tak się stanie to pewnie następny trener dwa razy się zastanowi zanim zaproponuje organizację przedmeczowego zgrupowania. Porażka z Huraganem Morąg była oczywiście kompromitacją, ale chwilę wcześniej Zagłębie potrafiło wywieźć punkt z Gdańska po epickim meczu z Lechią. Wtedy decydujące były zmiany trenera Mariusza Lewandowskiego, po nich zespół kompletnie zmienił oblicze. Jeszcze wcześniej był pogrom Śląska w najbardziej prestiżowym meczu dla lubinian. To nie są objawy głębokiego kryzysu. Dopiero po drastycznych decyzjach prezesa Zagłębie zagrało bardzo słaby mecz i zasłużenie przegrało z Pogonią. Nie wiemy jak zespół spisałby się bez tych pohukiwań z góry, wiemy że trzy punkty więcej dałyby lubinianom tytuł współlidera rozgrywek. Czasem gdy kryzys nie przychodzi można go do siebie zaprosić.

Willi Orban wybrał kadrę. Kapitan RB Lipsk zagra dla Węgier

Marcelo Bielsa: Pomyliłem się co do Mateusza Klicha. Tolerował moje błędy

Zbigniew Boniek wbił szpilkę Jerzemu Brzęczkowi. Krytykuje powołania

Jose Mourinho rozmawiał ze swoim potencjalnym następcą

Więcej o:
Copyright © Agora SA