Ekstraklasa. Trener Wisły Kraków: Polska jest dziś jak wyspa na którą muszą przypłynąć misjonarze. Dla naszej piłki świeci się czerwone światło

Ostatnio widziałem zdjęcie na którym Radek Sobolewski walczy o piłkę z Luką Modriciem. Gdzieś był i coś widział. Tak jak Arek Głowacki, Mariusz Jop. Możemy pomóc Wiśle, bo potrafimy myśleć jak piłkarze - powiedział Sport.pl trener Wisły Kraków Maciej Stolarczyk.

Sebastian Staszewski: Jak się panu pracuje na Reymonta?

Maciej Stolarczyk: Dobrze, chociaż ten klub ma swoją specyfikę i problemy. Jak każdy inny.

Wiśle ich ostatnio nie brakuje. Piłkarze od miesięcy czekają na pensje, TVN wyemitował wstrząsający reportaż o powiązaniach bandytów z klubem, musicie dzielić się murawą z Garbarnią Kraków, co nie wpływa dobrze na jej stan. Warunki cieplarniane to nie są.

Spokojnie wokół nas nie jest. Ciągle coś wypływa, coś się pojawia.

Zamiast o piłce nożnej mówi się o finansach, chuliganach... To panu nie przeszkadza?

Próbujemy się od tego odciąć. To, że w pewnym momencie nie doceniono naszej postawy na boisku, nie jest dla mnie istotne. Na tym etapie rozgrywek szum wokół drużyny tylko by nam przeszkadzał, bo projekt, którym się zająłem, nie jest ukończony. Robimy więc swoje. Ciężko pracujemy. Ale skłamałbym, gdybym zapewnił, że hałas wokół Wisły pomaga. Nie pomaga.

Co przeszkadza najbardziej?

Najważniejsze jest to by głowy piłkarzy były czyste. W naszej relacji nie powinno być innego tematu, niż futbol. Jeśli szatnia zajmuję się poza piłkarskimi sprawami to nie jest dobrze…

Mówi pan o zaległych pensjach.

W piłkę nie gra się wiecznie, a stabilność finansowa klubu jest istotna. Ja to rozumiem. Z drugiej strony staram się tłumaczyć chłopakom, że te kłopoty mogą zniknąć z dnia na dzień. Przyjdzie sponsor i pojawi się kasa. Ale jeśli nasze głowy będzie zajmował mocno ten temat to przestaniemy grać w piłkę i rywale nam odjadą, a my nie dogonimy ich w ciągu tygodnia.

Może łatwo panu mówić, bo panu klub płaci na czas?

Powiem tak: jestem z zespołem. W każdym aspekcie.

Wisłę stać obecnie na deklaracje, plany?

Stać nas tylko na przygotowanie się do każdego kolejnego meczu. Jasne, że mamy plan na cały sezon, ale wolimy stawiać sobie cele krótkoterminowe.

Ale liderem byliście. To chyba miłe uczucie.

Miłe, ale nic nie znaczy. Siła zespołu polega na tym, że nie zadowala się on jedną czy drugą wygraną. Podstawą jest głód sukcesu: to że po jednym zwycięstwie marzy się o następnym.

To paradoks: Wiśle brakuje dziś gwiazd, ale dzięki temu nie macie zastępu piłkarzy nasyconych. Dla takiego Dawida Korta czy Rafała Pietrzaka Wisła to trampolina.

Ze starszyzny mam: Marcina Wasilewskiego, Maćka Sadloka, Rafała Boguskiego i Pawła Brożka. Reszta to chłopcy na dorobku. Stworzyli grupę, która jest głodna sukcesu. Młodzi chcą wygrywać, a starsi chcą im pomagać. Brożek czy Wasilewski są przykładem dla wielu zawodników z naszej szatni. To między innymi dzięki takim relacjom Pietrzak trafił do kadry.

Na jak długo?

Sprawienie, aby pozostał w reprezentacji na kolejne mecze, jest moim zadaniem. Pomoże mi w tym choćby wspominany Wasilewski. Marcina nie muszę reklamować, chyba każdy trener w Polsce chciałby z nim pracować. Chciałem go zresztą sprowadzić do Pogoni Szczecin, ale wtedy się nie udało. Teraz Wiśle Marcin oddaje serce. Praca z takimi ludźmi to przyjemność.

Pan grał w Wiśle w której zaangażowanie było obowiązkiem, nie cnotą. Pozmieniało się.

Dawno to było, ale Wisła wciąż ma wspaniałą historię...

Ruch Chorzów też ma, ale obecnie gra w II lidze.

Ale tu jest coś magicznego. Klub ma gigantyczny potencjał. Podobnym nie mogą pochwalić się drużyny z mniejszych miejscowości. Kraków jest przecież jedną z wizytówek tego kraju.

Zimą nie zachęcicie piłkarzy do gry w Krakowie opowieścią o starych, dobrych czasach.

Przed związaniem się z Wisłą odbyłem szczerą rozmowę z zarządem i Arkiem Głowackim. Mam świadomość tego na co możemy sobie pozwolić i jaką politykę musimy prowadzić, aby żyć. Zgodziłem się na te warunki więc nie będę teraz opowiadał, że chcę zimą pięciu nowych chłopaków. Moje ambicje trenerskie sięgają wysoko, ale zachowuję się empatycznie. Nie stać nas teraz na ekspresową przebudowę. Musimy budować nasz klub powoli, rozsądnie i tanio.

Pytanie brzmi: z czego ma pan zamiar budować? Krakowska piłka nie dostarcza już tylu reprezentantów, co kiedyś. Ostatnim wychowankiem Wisły, który znaczył coś w polskiej kadrze, był Krzysztof Mączyński. A wielkich talentów na horyzoncie nie widać.

Akademia jest jednym z elementów o którym dyskutowaliśmy przed moim przyjściem. Są fachowcy, którzy umieją wyszkolić piłkarzy, ale z reguły największym problemem jest brak ścieżki przejścia chłopaka z drużyny juniorów do seniorów. My chcemy to zmienić. Chcemy stawiać na swoich. Robiłem to już w Szczecinie. Tam udało się stworzyć system szkolenia, projekt na lata. W Wiśle takiego projektu nie było. Szkoda że ten element został zaniedbany.

Wisła płaci dziś za krótkowzroczność Bogusława Cupiała?

Nie chcę tego tak nazywać.

Czyli tak, ale woli pan być dyplomatą.

Błędem było nierozwinięcie szkolenia młodzieży. Z jednej strony mieliśmy właściciela, który łożył miliony na pierwszy zespół oczekując dobrych wyników i awansu do Ligi Mistrzów, ale jednocześnie zabrakło inwestycji w silną akademię. Proporcje ewidentnie były zachwiane.

I wy je odwrócicie?

Robimy co się da. Ale wielka akcja powinna zacząć się w całym kraju. Tak jak lobbowaliśmy za powstaniem stadionów, tak teraz trzeba lobbować za bazami treningowymi. Ich brakuje. Bo trenerów mamy, jeżdżą po świecie, doszkalają się. Nie są jednak godziwie nagradzani.

Godną to znaczy ile?

Uważam, że powinny to być kwoty sięgające nawet dziesięciu tysięcy złotych.

Ilu Wisła ma dziś skautów?

Trzech. Marcina Kuźbę, Kamila Moskala, syna Kazia, i Marcina Kempistego od młodzieży.

To skoro Wisłę stać tylko na trzech skautów to jakim cudem mają znaleźć się takie pieniądze dla kilkunastu trenerów.

To jest dobre pytanie. Na razie rozmawiamy o utopii. Ale jeśli chcemy mieć specjalistów to musimy im płacić. Anglicy mówią, że lepsze dwa boiska niż jeden szpital. Należy o tym pamiętać. Bo kasa dla tych wychowawców to nie są pieniądze za naukę kopania piłki, ale za pracę nad zdrowiem naszych dzieci, nad ich przyszłym życiem bez skrzywienia kręgosłupa. W tej chwili jeśli chodzi o poziom piłki to jesteśmy na etapie dzikiej wyspy na którą muszą przypłynąć misjonarze i nauczyć miejscowych paru rzeczy. Mistrzostw świata nie możemy zaliczyć do udanych, żadna drużyna nie polizała nawet fazy grupowej Ligi Europy, poziom Ekstraklasy spada. Zapaliło się czerwone światło. Jeśli chcemy to ratować to musimy zacząć pracę u podstaw. A pracę u podstaw wykonują trenerzy-pasjonaci, którzy zarabiają grosze.

Na razie udało wam się ściągnąć do Wisły Pawła Brożka. Kto wymyślił jego powrót?

Ja.

Długo się Paweł wahał?

Długo. Nie da się ukryć, że jego pożegnanie było bardzo okazałe i trudno było mu podjąć taką decyzję. Paweł miał jakieś oferty, ale nie chciał się ruszać z Krakowa. Wiedział podskórnie, że jego miejsce jest tutaj. Widział też, że jego klub potrzebuje pomocy. I chciał mu pomóc.

Może powinien pan powiedzieć: Po co ci to? Miałeś piękne pożegnanie. Nie ryzykuj.

Wręcz przeciwnie – długo go namawiałem. Uważam, że może się nam przydać. Już mecz z Lechią Gdańsk w Pucharze Polski potwierdził, że Paweł jest w stanie dać nam coś dobrego. Poza tym bez niego miałbym do dyspozycji tylko jednego napastnika. W sytuacji, gdyby coś się stało Zdenkowi Ondraskowi powstałby problem. Teraz z Pawłem mam pole manewru.

Egoista z pana.

Można tak powiedzieć. Ale gdyby Paweł nie chciał pomóc Wiśle to by go dziś tu nie było.

Sprytnie obstawił się pan kumplami. W drużynie ma pan Brożka, na asystentów wziął pan Radosława Sobolewskiego i Mariusza Jopa, szefem skautingu jest Marcin Kuźba, a dyrektorem sportowym – Arkadiusz Głowacki. To, że jesteście jak rodzina, pomaga?

Po meczu z Lechią z Radkiem i Mariuszem mieliśmy piłkarską dyskusję o zachowaniu w obronie. W pewnej chwili przestaliśmy mówić jak trenerzy, a zaczęliśmy jak piłkarze. Dzięki temu, że byliśmy w jednej szatni, możemy rozmawiać bez tematów tabu. Cenię otwartość ludzi z którymi pracuję, takie dyskusję są cenne i bardzo konstruktywne. Mowa przecież o ludziach, którzy grali na niezłym poziomie. Ostatnio ktoś pokazał mi zdjęcie na którym o piłkę walczą „Sobol” i piłkarz roku według FIFA, czyli Luka Modrić [chodzi o zremisowany 1:1 mecz Wisły z Tottenhamem Hotspur w październiku 2008 roku w Pucharze UEFA – aut.].

Siedzicie pewnie przy whisky i mruczycie pod nosem, że w piłkę to się grało kiedyś...

Nie lubię żyć przeszłością. Poza tym cały czas się ruszamy. Radek i Mariusz czasami wejdą nawet do dziadka. Brzuszki pomału zaczynają nam doskwierać, ale obaj dają jeszcze radę.

A pan?

Ja tylko patrzę. Mam największy brzuch.

>>> Krzysztof Piątek bije rekordy Serie A

>>> Cristiano Ronaldo tłumaczy się z zarzutów o gwałt

>>> Messi stracił cierpliwość. "Nie możemy tracić goli w każdym meczu"

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.