Lech Poznań - Miedź Legnica. Od beniaminka do beniaminka. Lech wygrywa i przełamuje niemoc

Półtora miesiąca czekali kibice Lecha Poznań na zwycięstwo swojej drużyny. Kolejorzowi udało się pokonać 2:1 beniaminka Ekstraklasy Miedź Legnica, ale powodów do optymizmu wciąż jest jednak niewiele. Oto kilka wniosków z tego spotkania.

Lech wreszcie się przełamał

Długo trzeba było czekać na ligowe zwycięstwo Lecha. By Kolejorz wygrał potrzebny był przyjazd do Poznania drugiego z beniaminków Miedź Legnica. Niemoc Lecha trwała od półtora miesiąca, a ostatnie trzy punkty udało się wywalczyć w spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec. Mecze z beniaminkami Ekstraklasy są więc klamrą, która spina kryzys zespołu Ivana Djurdjevicia.

W samej grze wciąż jest jednak wiele do poprawy. Piłkarze Lecha nawet prowadząc 2:0 nie mogą być pewni zwycięstwa. Wpuszczony na boisko w drugiej połowie Mateusz Szczepaniak czekał na swojego gola w Ekstraklasie aż 694. minuty i by się przełamać musiał trafić na Rafała Janickiego. Stoper Lecha w kilku meczach tego sezonu zdarzało się popełniać proste błędy i przeciwko Miedzi nie było inaczej. Szczepaniak łatwo przyjął opanował piłkę w polu karnym Lecha i z Janickim na plecach dał radę się obrócić i jeszcze trafić między jego nogami. Kilka minut później Piątkowski mógł doprowadzić do wyrównania, ale z bliska nie trafił do bramki. Kolejorz pokazał wolę walki, determinację i kilka niezłych akcji, ale tylko w pierwszym kwadransie, bo po zdobyciu bramki grał bardzo podobnie jak w poprzednich meczach. Znacznej poprawy nie było, a wygrana to efekt słabości rywala, który na początku meczu stracił Marcosa Marquitosa i pomysł na grę w dalszej jego części.

Wreszcie napastnicy ze sobą współpracują

Joao Amaral wypatrzył Christiana Gytkjaera i tak podał mu piłkę, że Duńczyk przyjęciem mógł minąć obrońcę, a później oddać strzał na bramkę Sapeli. I tak właśnie zrobił, dzięki czemu cieszył się z czwartego gola w tym sezonie Ekstraklasy. W drugiej połowie sytuacja była odwrotna, bo to Gytkjaer wziął na siebie rozprowadzenie akcji i świetnie wyłożył piłkę Portugalczykowi. Ten kopnął mocno i podwyższył prowadzenie Kolejorza.

Ivan Djurdjević narzekał przed meczem na skuteczność swojego zespołu, a gdyby chciał wejść w szczegóły, pewnie musiałby pomarudzić na współpracę między napastnikami, którzy w poprzednich meczach rzadko wymieniali piłkę między sobą. Amaral grał już jako skrzydłowy, drugi napastnik, a przeciwko Miedzi jako „dziesiątka” – i tak prezentuje się najlepiej. W pierwszej połowie był jednak irytujący – snuł się po boisku, niecelnie strzelał (raz tylko był blisko, gdy trafił w słupek), a w niektórych akcjach sprawiał wrażanie niezainteresowanego grą. Po zmianie stron był dużo aktywniejszy, efektowniejszy i strzelił kluczowego gola.

Strata Cywki może być bardzo kosztowna

Gdy Tomasz Cywka dołączał do Lecha, przez większość kibiców podchodziło do niego z dużą rezerwą oczekując, że uzupełni skład, ale nic poza tym. Dwa miesiące wystarczyły by kibice zmienili o nim zdanie, a dla trenera stał się piłkarzem niezbędnym. W niedzielę jednak już po 20 minutach musiał zejść z boiska przez kontuzję. Ivan Djurdjević od razu zaczął dopytywać jak poważny jest ten uraz. Dla trenera Lecha ewentualna absencja Cywki w kolejnych meczach może być bardzo kosztowna, bo nie ma w kadrze Lecha bardziej wszechstronnego piłkarza. Wobec kontuzji kolejnych środkowych pomocników i przedłużającej się rehabilitacji Roberta Gumnego, mogący pokryć obie pozycje Tomasz Cywka to dla trenera prawdziwy skarb. 

Murawa słabsza niż poziom tego meczu

Jóźwiak hamuje w polu karnym Miedzi i ląduje po kostki w trawie, Putnocky zanim wybije piłkę z piątki, musi najpierw udeptać cały płat murawy, biegnący z piłką Makuszewski musi uważać, by ta po odbiciu od boiska przypadkowo nie wylądowała za linią boczną. Przykładów na to, jak słaba jest murawa na poznańskim stadionie można znaleźć jeszcze więcej, ale przecież wiadomo o tym nie od dziś. Dwa lata temu w głosowaniu ligowców murawa przy Bułgarskiej została wybrana najgorszą w Ekstraklasie, a w poprzednim sezonie zajęła siódme miejsce. Wiele wskazuje na to, że dobra seria nie będzie kontynuowana. Lech ostatni raz grał tutaj miesiąc temu, więc czasu na dobre przygotowanie trawy było aż nadto.

Tak się składa, że mecz z Miedzią Legnica odbywał się w rocznicę otwarcia stadionu. Równo osiem lat temu Lech wygrał 2:0 z FC Salzburg w Lidze Europy. I murawa była wtedy lepsza i gra Kolejorza i kibiców było więcej. Mecz z Miedzią obejrzało z trybun blisko 21 tys. ludzi, głównie przez to, że w ramach akcji „kibicuj z klasą” darmowe bilety dostały zorganizowane grupy dzieci i młodzieży. Gdy w drugiej połowie młodzi kibice włączyli w swoich telefonach latarki, na stadionie zrobiło się całkiem klimatycznie, a powolna gra obu zespołów wpisała się w ten nastrój.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.