Dawid Kownacki dla Sport.pl: Na mecz Legii z Lechem nie dało się patrzeć. Nie wytrzymałem i przełączyłem na żużel

- Z poziomem polskiej ligi jest chyba coraz gorzej. Próbowałem oglądać tzw. hit rundy jesiennej Legia - Lech. Tego meczu nie dało się oglądać. Słaby pod każdym względem, a liczba prostych błędów była porażająca. Dwa-trzy podania i piłka na aucie. Do tego błędy taktyczne. Tak się nie gra. Ktoś powie, że się wymądrzam, ale mówię to, co widziałem i czego nauczyłem się we Włoszech - mówi Dawid Kownacki, piłkarz Sampdorii Genua.

Damian Bąbol: W wygranym wyjazdowym meczu Sampdorii z Frosinone 5:0 w końcu wpisałeś się na listę strzelców. Strzałem z rzutu karnego ustaliłeś wynik meczu. Były nerwy?

Dawid Kownacki: Od początku czułem się pewnie. Cieszę się z tego gola. Ktoś powie, że tylko z karnego, ale dla mnie to bardzo ważne trafienie. Z pewnością podniesie pewność siebie przed następnym meczem. Poza tym czułem, że w końcu muszę się przypomnieć golem. Konkurencja w drużynie jest bardzo duża. Wszyscy napastnicy w klubie mieli na koncie po golu. Nie chciałem odstawać i dłużej czekać. Zależało mi na pierwszej bramce w tych rozgrywkach. To ogromny kop motywacyjny do jeszcze cięższej pracy.

Jak wysoką porażkę z Sampdorią przyjął Bartosz Salomon, obrońca Frosinone?

- Porozmawialiśmy chwilę po meczu, ale Bartek to mądry facet. Na spokojnie to przyjął. Pogratulował nam zwycięstwa i dobrej gry. Fajne jest to, że praktycznie na jaki mecz nie pojedziemy, czy ktokolwiek do nas przyjedzie, to niemal zawsze można spotkać polskiego zawodnika i zamienić z nim parę zdań.

No właśnie, polscy piłkarze szaleją w Serie A. Już dziesięć goli strzeliliście w tym sezonie.

- Stać nas na jeszcze więcej. To dopiero początek ligi. Forma Polaków jest budująca i daje powód do dumy. W końcu gramy w jednej z najsilniejszych lig na świecie. Po transferze Cristiano Ronaldo do Juventusu chyba najwięksi krytycy Serie A musieli o niej zmienić zdanie. Poziom ligi jest coraz wyższy. Nie da się ukryć, że Włochy to najbardziej popularny kierunek transferowy wśród polskich zawodników. Obecnie 16 graczy z naszego kraju tutaj występuje. Nabieramy doświadczenia i uczymy się od najlepszych. Wszyscy powinniśmy być z tego zadowoleni. Prawda jest taka, że Włosi nas bardzo doceniają. Podoba im się to, że jesteśmy pracowici, że wkładamy mnóstwo serca i zaangażowania podczas meczów oraz codziennych treningów.

Wspomniałeś o dużej konkurencji w Sampdorii. Poprzedni sezon miałeś świetny, ale wchodziłeś głównie z ławki. W obecnych rozgrywkach pewnie ambicje sięgają znacznie wyżej.

- Na pewno mierzę wysoko, ale zdaję sobie sprawę z sytuacji w drużynie. Początek sezonu był dla mnie trudny, dlatego nie czuję mega złości, że nie gram od początku. Kiedy dołączyłem do drużyny, to reszta chłopaków był już w okresie treningowym. Nie czułem się idealnie pod względem fizyczny i to odbijało się na mojej dyspozycji. Zarówno Fabio Quagliarella jak i Grégoire Defrel wyglądali lepiej ode mnie i wykorzystali swoje szanse. Chociaż w przypadku Quagliarelli trudno mówić, że dostał szansę. To fantastyczny piłkarz, pewny punkt drużyny, który jeśli tylko jest zdrowy, to będzie grał od początku. O miejsce w składzie walczę bardziej z Defrelem, który początek sezonu ma dobry, jest skuteczny i trudno tak z dnia na dzień zająć jego miejsce  w podstawowej jedenastce. Na szczęście czuję się coraz lepiej, forma rośnie. Sezon jest długi i cierpliwie czekam na swoją szansę.  Pozostanie tylko kwestia tego, czy ją wykorzystam.

Polską rewelacją w Serie A jest Krzysztof Piątek. Jesteś zaskoczony początkiem sezonu w jego wykonaniu?

- W ogóle. Od dawna wiedziałem, że Krzysiek jest świetnym napastnikiem. Znamy się z młodzieżowych reprezentacji. Wiele razy pokazywał też swoje umiejętności w polskiej lidze. Chociaż czasami odnosiłem wrażenie, że był trochę niedoceniany w Polsce. We Włoszech od początku dostał kredyt zaufania. Trener na niego postawił, Krzysiek dodatkowo uwierzył w siebie, nabrał pewności i zamienił się w prawdziwą maszynę do strzelania. Tak to właśnie działa u napastników. Musisz czuć zaufanie szkoleniowca, kolegów z zespołu, ale również wiarę w swoje możliwości. Jeśli to wszystko zadziałała, to uruchamia się strzelecki automatyzm, który w przypadku Krzyśka może trwać bardzo długo. Życzę mu tego z całego serca.

Jak to się dzieje, że coraz więcej Polaków odgrywa czołowe role w Serie A, a tymczasem nasza liga jest przeraźliwie słaba?

- Słabość ekstraklasy to złożony problem. To chyba temat na oddzielną rozmowę, ale prawda jest taka, że nie wygląda to wszystko dobrze. Mam wrażenie, że jest chyba coraz gorzej. W niedzielę próbowałem oglądać tzw. hit rundy jesiennej Legia – Lech. Może spotka mnie za to krytyka kibiców, ale nie zamierzam ukrywać tego co o tym myślę. Tego meczu nie dało się oglądać. Bardzo słaby praktycznie pod każdym względem. Liczba prostych błędów była porażająca. Dwa-trzy podania i piłka lądowała na aucie. A później przychodzą mecze w pucharach i wymagania kibiców nie pokrywają się z rzeczywistością. Nie może być inaczej skoro zawodzą najprostsze rzeczy, jak przyjęcie piłki czy dokładne zagranie do partnera stojącego parę metrów dalej. Do tego dochodzą błędy w taktyce, przede wszystkim zbyt duże przestrzenie między formacjami. Tak się po prostu nie gra. Ktoś powie, że teraz Kownacki się wymądrza, ale mówię to, co widziałem i czego nauczyłem się we Włoszech. Od kiedy gram w Serie A na niektóre elementy jestem o wiele bardziej wyczulony. Taktyka tutaj to podstawa. Przywiązuje się do niej ogromne znaczenie. Mam porównanie, dlatego mam prawo to w ten sposób oceniać.

Mecz Legii z Lechem oglądałeś do końca?

- Nie dałem rady. Ciężko było wytrzymać. Po pierwszej połowie przełączyłem na żużel. Cash Broker Stal Gorzów kontra Fogo Unia Leszno. Emocji było zdecydowanie więcej.

Może piłkarzy obu drużyn przerosła presja. Po prostu nie udźwignęli tego ciężaru i stąd tak niski poziom?

- Nie żartuj. Nie wiem czym to było spowodowane. Presja czy zwiększona adrenalina zawsze będą w tym zawodzie, więc darujmy sobie.

Ostatnio też musiałeś stawić czoła krytyce. Po remisie młodzieżowej reprezentacji Polski z Wyspami Owczymi w eliminacjach do mistrzostw Europy wszystkim na usta cisnęło się tylko jedno słowo: kompromitacja.

- I trudno się dziwić. To była kompromitacja w naszym wykonaniu. Nie zamierzam uciekać od odpowiedzialności. Zawiedliśmy na całej linii i bardzo mocno skomplikowaliśmy sobie sytuację w tabeli. Przyznaję się, że też nie byłem w dobrej dyspozycji. Szybko straciliśmy gola i nie zareagowaliśmy tak jak powinniśmy.  Tak naprawdę nie zrobiliśmy nic. Oczywiście zagroziliśmy kilka sytuacji i przy odrobinie szczęścia mogliśmy ten mecz wygrać nawet 5:1, ale stwarzanie sytuacji nie wystarczy. Trzeba trafiać do bramki. Taka właśnie jest piłka młodzieżowa, często bardzo nieprzewidywalna, w której brakuje stabilności formy. Z Finlandią potrafiliśmy się zrehabilitować. Może nie było to widowisko fajne dla oka, ale liczyły się punkty. Jestem przekonany, że w październiku nasza gra będzie zdecydowanie lepsza. Mocno wierzę w to, że 12 października wygramy z Danią, a cztery dni później z Gruzją i zapewnimy sobie awans na mistrzostwa Europy. Każdy w naszej reprezentacji o tym marzy. Stanowimy świetny kolektyw. Pójdziemy za sobą w ogień i będziemy walczyć do końca.

Rozmawiał Damian Bąbol

Liga Mistrzów UEFA. Transmisja TV. Polsat i TVP pokazują mecze

Liga Mistrzów UEFA. Typy bukmacherów, drużyny, grupy

Liga Mistrzóww. Robert Lewandowski i Wojciech Szczęsny dołączą do elitarnego grona Polaków?

Liga Mistrzów. Grupy, terminarz, tabela

 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.