Legia - Lech. Kibice kolejnej wstydliwej porażki nie zniosą. Czy Legia w końcu odbije się od dna?

- Nie mogę obiecać, że już zagramy tak, jak tego oczekuję. Ale mogę obiecać, że na boisku wykonamy ciężką pracę, bo jesteśmy głodni zwycięstwa - przekonywał w piątek Ricardo Sa Pinto, trener Legii Warszawa, która w niedzielę podejmie Lecha Poznań. Początek meczu o 18, transmisja w Canal+, relacja na żywo w Sport.pl i w aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE.

Największy budżet, najdrożsi piłkarze. Po prostu najlepsza drużyna kraju. Już przed sezonem mianowana mistrzem. Tak do niedawna postrzegano Legię. Od kilku miesięcy ta optyka zaczyna się jednak zmieniać. I to coraz bardziej, wręcz diametralnie, bo od początku sezonu mistrz Polski nie gra choćby przyzwoicie. Nie przypomina drużyny, tylko bardziej przypadkową zbieraninę piłkarzy. Zawodzącą nie tylko w lidze, ale też - a raczej przede wszystkim - w europejskich pucharach.

Nad chaosem, przynajmniej tym na boisku, od miesiąca próbuje zapanować Ricardo Sa Pinto. - Dajcie mi czas - prosił portugalski szkoleniowiec na konferencji prasowej przed meczem z Lechem. - Nie mogę obiecać, że już w niedzielę zagramy tak, jak tego oczekuję, że to będzie Legia, na jakiej mi zależy. Ale mogę obiecać, że na boisku wykonamy ciężką pracę, pokażemy wszystko, co najlepsze, bo jesteśmy głodni zwycięstwa - przekonywał w piątek.

Najpierw bieganie, potem bieganie i znowu bieganie. Jak Legia dokręca śrubę >>

A wcześniej zagonił piłkarzy do ciężkiej pracy. Przez ostatnie dwa tygodnie, kiedy trwała przerwa na mecze reprezentacji, legioniści trenowali niemal codziennie, nawet dwa razy. - Jeśli czuję potrzebę przeprowadzenia dwóch treningów, nawet dzień po dniu, po prostu to robię. Wiem, że piłkarze są zmęczeni, ale oni muszą być zmęczeni. Ryzykujemy oczywiście wynikami w kilku meczach, ale nie ma wyjścia. To jest praca, którą muszę wykonać - tłumaczył Sa Pinto w wywiadzie dla legia.com.

Najpierw cierpliwość

Koncentracja, dyscyplina, dobra kondycja, ale też ładna dla oka gra. A do tego walka. O każdą piłkę, czyli szybka reakcja po jej stracie, ale też w momencie, gdy rywal ją spokojnie rozgrywa. Taka ma być Legia Sa Pinto. Krótko mówiąc: ma dominować. Czyli patrzeć przede wszystkim na siebie, a co za tym idzie wygrywać wysoko i przekonująco. - Jeżeli walczysz, jesteś skoncentrowany i zorganizowany, zawsze jesteś bliżej zwycięstwa - powtarza Portugalczyk, ale równie często używa słowa „cierpliwość”. - Nie można zmienić wszystkiego w jednej chwili - uczula niemal na każdym roku.

Tajne przygotowania Lecha do meczu z Legią i coraz lepsza sytuacja kadrowa >>

Ale warunki do zmian Sa Pinto ma dobre, dostał od władz klubu wolną rękę i dużo swobody. Pierwszą ofiarą jego panowania jest chyba 38-letni Arkadiusz Malarz. Najlepszy bramkarz ligi zeszłego sezonu, dzięki któremu Legii w dużej mierze udało się obronić mistrzostwo, w ostatnim meczu z Cracovią (0:0) usiadł na ławce rezerwowych. I nic nie wskazuje, by prędko się z niej podniósł. W niedzielę z Lechem bronić ma Radosław Cierzniak, a w kolejnym tygodniu - w meczu z Chojniczanką Chojnice w 1/32 finału Pucharu Polski - szanse dostać 18-letni Radosław Majecki.

Później przebudowa

Portugalski trener żonglować może nie tylko w bramce. Cała kadra Legii jest bardzo liczna. Patrząc jednak na dotychczasową postawę wielu piłkarzy, bardziej rzuca się w oczy ilość niż jakość. Jakość ma dopiero nadejść. Dzięki treningom, ale nie tylko, bo już teraz mówi się, że w trakcie dwóch najbliższych okien transferowych drużynę znowu czeka gruntowna przebudowa. 

Ta w zasadzie jest nieunikniona, innego wyjścia nie ma, bo wraz z końcem sezonu wygasają kontrakty aż 12 piłkarzy - Inakiego Astiza, Cafu (koniec wypożyczenia), Radosława Cierzniaka, Kaspera Hamalainena, Adama Hlouska, Michała Kucharczyka, Arkadiusza Malarza, Krzysztofa Mączyńskiego, Cristiana Pasquato, Michała Pazdana, Miroslava Radovicia, a także Andre Martinsa, który na początku września trafił na Łazienkowską jako wolny zawodnik.

Legia Warszawa docenia wiernych. 28 kibiców dostało wyjątkowe koszulki >>

Wielu z tych piłkarzy Legia najchętniej pozbyłaby się już zimą. Których? Można w tej chwili wskazywać nazwiska (Hamalainen, Mączyński, Pasquato czy Eduardo, którego kontrakt z klubem wygasa w grudniu i nic nie wskazuje, że zostanie przedłużony), ale nie ma to raczej większego sensu. Bo tak naprawdę kluczowe będą dopiero najbliższe miesiące. Liderów i optymalny skład wyłonią mecze, które Legia rozegra do końca roku.

Sa Pinto ma więc trochę czasu, by ulepić drużynę na nowo. Problem w tym, że w jego przypadku czas to raczej pozorny sprzymierzeniec. Bo Legia musi zacząć wygrywać już, teraz. Spróbować odbić się od dna w meczu z Lechem. Jeśli tego nie zrobi, kibice - których cierpliwość skończyła się kilka tygodni temu po odpadnięciu w III rundzie eliminacji do Ligi Europy z luksemburskim F91 Dudelange - kolejnej wstydliwej porażki nie zniosą, prędko nie wybaczą.

***

Legia rezygnuje z Eduardo. Napastnik wykreślony z listy zawodników >>

Arkadiusz Malarz doznał kontuzji. Chwile grozy, ale "kolano nadal działa" >>

Mieli sprzedawać, a kupują... Sa Pinto sprowadza znajomego piłkarza >>

A już było dobrze... Jarosław Niezgoda z kolejnymi problemami zdrowotnymi >>

Jacek Magiera: Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla tego, co się stało w Legii >>

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.