Ekstraklasa, czyli polski zawodowy futbol skazany na wymarcie

Ten trend jest nieubłagany. Jeszcze są u nas kibice, którzy wierzą, że z naszą krajową piłką będzie lepiej; że kluby podniosą swój poziom sportowy; że znajdą się biznesmeni gotowi inwestować w polskie drużyny. Wyrok już jednak zapadł i jeden czy dwa awanse do Ligi Mistrzów go nie zmienią. Nasza ekstraklasa będzie znaczyć coraz mniej, aż - w sensie biznesowym - praktycznie zniknie.

Od lat jestem stałym czytelnikiem wszelkiego rodzaju raportów finansowych o sportowym biznesie. Na przykład firma Deloitte co roku wydaje Annual Review of Football Finance, w którym prezentuje wyniki finansowe osiągane przez cały rynek piłkarski w Europie. I właśnie tam odkryłem, co czeka naszą ekstraklasę w przyszłości.

Piłkarski rynek rośnie i rośnie!

Ten cały rynek piłkarski, opisany raporcie Deloitte, obejmuje przychody wszystkich drużyn klubowych w rozgrywkach krajowych i międzynarodowych oraz wszystkie przychody reprezentacji narodowych i jeszcze FIFA i UEFA. Bierze pod uwagę wpływy uzyskane z tzw. działalności operacyjnej czyli z dnia meczowego (bilety i sprzedaż na stadionie), z transmisji telewizyjnych oraz wpływy komercyjne (umowy sponsorskie, sprzedaż koszulek, gadżetów itp.).

Deloitte nie bierze pod uwagę przychodów z transferów, bo to środki, które rynek piłkarski przenosi z klubu do klubu w swoim obrębie, więc nie mają wpływu na jego ogólne wzbogacenie.

Ostatni raport Annual Review of Football Finance podsumowuje sezon 2016/17. Rynek piłkarski osiągnął wtedy przychody w wysokości 25,5 miliarda euro. O 900 mln więcej niż rok wcześniej. A gdy porównać to z poprzednimi raportami to okazuje się, że w ciągu ostatni sześciu sezonów europejski futbol urósł o 6,1 miliarda euro. Fantastyczny wynik. Średnio miliard rocznie!

Bogaci rosną 9 razy szybciej

Gdy się jednak przyjrzeć z bliska okazuje się, że za ten gigantyczny wzrost odpowiada przede wszystkim pięć krajów. Kluby z najwyższych lig w Anglii, Hiszpanii, Francji, Niemiec i Włoch w ciągu owych sześciu lat urosły z 9,3 miliardów rocznych przychodów do 14,7 miliarda - czyli o 5,4 mld euro. Na tysiące innych drużyn przypadło ok. 600 milionów.

Z roku na rok wzrasta więc procent rynku piłkarskiego, który pożerają najbogatsi. W sezonie 2011/12 należało do nich 47,9 proc. Sześć lat później już 57,6 procent. Jeśli ten trend nie zostanie odwrócony, ani przyhamowany to w 2041 r. do klubów z pięciu największych krajów Europy będzie należeć ok 94,6 procent przychodów z rynku piłkarskiego na Starym Kontynencie. Dziś już mamy poczucie, że kluby Premier League, Serie A, La Ligi, Bundesligi i Ligue 1 zmarginalizowały inne ligi Europy. A co będzie za 20 lat, gdy wciąż będą rosnąć 9 razy szybciej niż reszta? Właścicielom klubów z innych części Europy pozostanie zwinąć działalność lub służyć lokalnej społeczności jako organizacje non-profit.

Jaką przewagę mają kluby z TOP5 można zaobserwować na przykładzie najbardziej piłkarskiego kraju w Europie - Holandii. Piszę najbardziej piłkarskiego, bo właśnie tam największy procent ogólnej liczby mieszkańców zasiada na trybunach, dopingując swoje drużyny. I w tej rozkochanej w piłce nożnej Holandii w ciągu ostatnich sześciu lat przychody najwyższej ligi wzrosły o 2,5 procent - a w TOP5 lig Europy - o 60 procent!

TOP5 chce więcej i więcej

A że kluby z Francji, Anglii, Włoch, Francji i Niemiec są bardzo skuteczne w pochłanianiu coraz większej porcji piłkarskiej rynku widać choćby po Lidze Mistrzów. Najpierw wywalczyły w niej miejsce dla wicemistrzów najsilniejszych krajów, a potem jeszcze dla kolejnych dwóch zespołów. Od obecnego sezonu pewne miejsce w lukratywnych rozgrywkach bez eliminacji mają po cztery najlepsze zespoły z Anglii, Włoch, Niemiec i Hiszpanii, a trzy z Francji.

Ograniczenie liczby uczestników pucharów z biedniejszych lig ma ogromny wpływ na cały rynek piłkarski w tych krajach. Oto przykład z sezonu 2015/16: liga ukraińska 52 proc. przychodów zdobyła dzięki premiom od UEFA za udział klubów w pucharach; liga chorwacka zdobyła w ten sposób 51 proc. przychodów; liga bułgarska 42 proc.; liga grecka - 35 proc.

Kluby z TOP5 rozpychają się nie tylko w pucharach, ale zdobywają sobie coraz większy udział na lokalnych rynkach. Gdyby zsumować wszystkie umowy na prawa do transmisji telewizyjnych, które płacą stacje telewizyjne w Polsce, to okazałoby się, że nawet połowa z nich nie płynie do naszej rodzimej ekstraklasy, a większość wędruje do klubów z zachodu Europy.

Ten wyrok już zapadł

Spada też oglądalność ekstraklasy. Jeszcze kilka lat temu widownia w płatnej telewizji licząca ponad 300 tys. nie była rzadkością. W ostatnim sezonie najlepiej oglądany mecz (Legia - Lech) zgromadził 262 tys. widzów.

W tym sezonie może być jeszcze gorzej. Mecze Bayernu czy Napoli już biją znakomitą większość meczów ekstraklasy. Jeszcze kilka lat temu było to nie do pomyślenia.

 Czy w tej sytuacji można się dziwić, że nie ma w Polsce biznesmenów, którzy chcieliby zainwestować w piłkę nożną? Żeby podjąć takie ryzyko trzeba mieć nadzieję na zysk w określonej perspektywie. A jak tu wypracować zysk, gdy o awans do Ligi Mistrzów będzie coraz trudniej? Jak oszacować przyszłe przychody z praw do transmisji, gdy widzów przed ekranami coraz mniej? Jak walczyć o kibica, gdy on woli oglądać najlepszych polskich piłkarzy w barwach Bayernu, Napoli czy Juventusu?

Naprawdę nie ma już nadziei. Piłkarsko jesteśmy krajem przeznaczonym przez większych i bogatszych do kolonizacji. Oni już wydali ten wyrok i dopóki ktoś nie wywróci im interesu, powoli krok po kroku będą go wykonywać.

Liga Mistrzów? Jej koniec jest bliższy niż nam się dziś wydaje

VAR już zdał egzamin. Pora na kolejną rewolucję w piłce nożnej

Chcemy mundialu, czy celebryckiego reality show?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.