Jacek Magiera dla Sport.pl: Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla tego, co się stało w Legii Warszawa

Jeszcze nie minął rok od zwolnienia z Legii. Wtedy to był dla mnie bardzo trudny moment. Inne były rozmowy, inne były plany przedstawiane przez szefów. Ale ten etap mam już za sobą. Dziś mam inne "dzieci" pod opieką, które zamierzam wprowadzić w piłkarską dorosłość - mówi Jacek Magiera, selekcjoner reprezentacji Polski do lat 20.

Damian Bąbol: Od poniedziałku trwa zgrupowanie reprezentacji Polski U20 przed czwartkowym meczem kontrolnym z Włochami w Łodzi. Projekt: „Przygotowania do mistrzostwa świata U20 w Polsce” wystartował pełną parą?

Jacek Magiera: Zdecydowanie tak. Zaczęliśmy zgrupowanie. Trenujemy w Uniejowie, w bardzo ładnym ośrodku „Lawendowe Termy”. To pierwszy z etapów, który ma nas przygotować do przyszłorocznych mistrzostw świata. W czwartek na stadionie Widzewa zagramy z Włochami. Będzie to trudny sprawdzian, bo z rocznikiem o rok starszym od nas, ale taki był cel. Czasu do mistrzostw nie jest wcale dużo, dlatego każdy trening jest na wagę złota, a jak grać, to tylko z najlepszymi.

Oprócz Włochów, zaplanowaliście sprawdziany ze starszymi rocznikami samych topowych europejskich reprezentacji: Szwajcarii, Portugalii, Czech, Holandii, Niemiec i Anglii. Nie obawia się pan bolesnej weryfikacji i spadku pewności siebie przed decydującym turniejem?

- Absolutnie nie. Tylko rywalizacja z lepszymi drużynami, wyciąganie odpowiednich wniosków i radzenie sobie w trudnych momentach może nas piłkarsko rozwinąć i do czegoś zaprowadzić. Jaki byłby sens grać z teoretycznie słabszymi rywalami i cieszyć się ze zwycięstw? Nie miałbym z tego większej satysfakcji, a poza tym nie poznalibyśmy prawdziwego potencjału tej kadry. Chcę zobaczyć tych chłopaków jak sobie radzą z wysoką intensywnością gry, w ekstremalnych sytuacjach, jak pokonują słabsze momenty. Wychodzę z założenia, że zawsze warto się uczyć od najlepszych. Nawet jeśli ta nauka może być bolesna. Najbliższym celem są oczywiście mistrzostwa świata, ale nie zapominajmy, że już wkrótce niektórzy zawodnicy mają walczyć o miejsce w pierwszej reprezentacji, która przecież dla nas wszystkich jest priorytetem.

Kamil Glik: Na mundialu nie byliśmy przygotowani fizycznie nawet na 90 proc.

Powołał pan piłkarzy z pierwszej ligi, Ekstraklasy, ale też z zagranicznych klubów m.in. Davida Kopacza VfB Stuttgart, Jakuba Bednarczyka z Bayeru Leverkusen czy Marcina Bułkę z Chelsea. Domyślam się, że to była trudna selekcja.  

- Nie była łatwa, ale ona jeszcze się nie zamknęła. Będzie trwać do końca, czyli do maja. Oczywiście wszystkich zawodników zdążyłem poznać, rozmawiałem z nimi, byłem na ich meczach. Nie ma żadnego powołanego piłkarza, który nie byłby przynajmniej raz obejrzany przeze mnie lub przez członka sztabu. Rzeczywiście ktoś może powiedzieć, że na liście powołanych zawodników jest mało zawodników z Ekstraklasy, ale to wynika z tego, że zaledwie kilku z nich gra na poziomie seniorskim w najwyższej klasie rozgrywkowej w naszym kraju.

To duży problem?

- Patrzę na to inaczej. Takie są fakty i trzeba je zaakceptować. Nie będę teraz płakał i narzekał, że akurat jest tylu bardzo młodych piłkarzy w Ekstraklasie. To nie w moim stylu. Cały czas dostaję sygnały, żeby zwrócić uwagę na jakiegoś zawodnika, ale jeśli mówimy o roczniku 1999, to tak naprawdę nie ma gracza, którego byśmy nie znali, a przynajmniej raz nie obejrzeli. Procent pomyłki jest tu naprawdę niewielki.

Jak wyglądała u pana zmiana z trenera klubowego na selekcjonera?

- To zupełnie inna specyfika pracy, ale myślę, że szybko się zaadaptowałem. W naszej reprezentacji tak naprawdę od początku zaczęliśmy wyścig z czasem. Przygotowaliśmy specjalny plan pod kątem nadchodzącej wielkiej imprezy w Polsce. W maju na pierwszych konsultacjach do mundialu było 368 dni, dziś już tych dni jest 260. Przed nami mecze kontrolne i 23 treningi do rozpoczęcia mistrzostw świata.

Strasznie mało czasu.

- Liga kończy się 19 maja, a już cztery dni później gramy pierwszy mecz na inaugurację mistrzostw. Nic na to nie poradzimy, tak zadecydowała FIFA, ale nie zamierzamy rozpaczać. Zabraliśmy się ostro do pracy i skupiamy na celu.

Mateusz Klich: Marcelo Bielsa przypomina mi Oresta Lenczyka. Ma w ręku bat, dzięki któremu mogłem wrócić do reprezentacji

Co z Sebastianem Szymańskim? Będzie mógł pan z niego skorzystać podczas mundialu?

- To się okaże. Sebastian jest brany pod uwagę zarówno przez Jerzego Brzęczka, ale też Czesława Michniewicza, selekcjonera kadry U21, która ma szansę awansować na mistrzostwa Europy. Wspólnie zadecydujemy jaka reprezentacyjna droga będzie dla niego najlepsza.

Reprezentacja Polski na mistrzostwach świata wszystkie mecze rozegra na stadionie Widzewa Łódź. Jest pan zadowolony z tego wyboru?

- Bardzo. Piękny stadion, w sam raz na U20. Poza tym panuje tu dobry klimat. Kibice Widzewa zawsze słynęli z bardzo głośnego dopingu. Wiem co mówię, bo przekonałem się o tym jako piłkarz tego klubu. Rozegrałem tu wprawdzie tylko jedną rundę, ale poznałem to zdążyłem poznać to środowisko od bardzo dobrej strony.  Liczę, że nie tylko oni, ale też kibice innych drużyn będą nas gorąco wspierać na tym obiekcie. 

Kiedy po mundialu Zbigniew Boniek szukał nowego selekcjonera, pojawiła się myśl, że może wykręci numer do pana?

- Nawet przez sekundę nie rozważałem tego scenariusza. Cieszę się z miejsca, w którym obecnie jestem i to nad czym mogę pracować.

Rozmawiałem z kilkoma ekspertami o sytuacji w Legii Warszawa. Większość z nich uważa, że warszawski klub cierpi za to, że w ubiegłym roku tak łatwo się pana pozbył.

- Na pewno jest to dla mnie miłe. Tym bardziej że mówią to doświadczeni fachowcy. Jeszcze nie minął rok od tego zwolnienia Wtedy to był dla mnie bardzo trudny moment. Inne były rozmowy, inne były plany przedstawiane przez szefów. Ale etap Legii zakończyłem i nie mam zamiaru do niego teraz wracać. Ten klub zawsze będzie miał specjalne miejsce w moim sercu, ale dziś mam inne „dzieci” pod opieką, które zamierzam wprowadzić w piłkarską dorosłość.

W pana przypadku potwierdziło się to, że czasami na pozór trudne doświadczenia w życiu, potrafią być początkiem czegoś lepszego. Wraca pan jeszcze myślami do okresu pracy w Legii?

- Rzadko, bo staram się koncentrować tylko na pracy w reprezentacji. Ale kiedy myślę o moich ostatnich czasach w Legii, to mam co wspominać. Prowadziłem ją w Lidze Mistrzów, Lidze Europy, zdobyliśmy mistrzostwo Polski, mimo że przejmowałem zespół, który był wówczas 14. miejscu w tabeli i miał 12 punktów straty do czołówki. Wygraliśmy dziesięć meczów z rzędu na wyjeździe, w lidze prezentowaliśmy się bardzo dobrze. Po trudniejszym momencie znów wyszło dla mnie słońce. Teraz prowadzę reprezentację do lat 20, z którą przygotowuje się do mundialu w naszym kraju. Wspaniałe wyzwanie. Mam się z czego cieszyć i jestem szczęśliwy z tego jak wygląda moje piłkarskie życie.

A co się stało z Legią? Jeszcze niedawno pod pana wodzą zajmowała trzecie miejsce w bardzo trudnej grupie Ligi Mistrzów, a teraz wyrzuca ją z pucharów mistrz Luksemburga.

- Zostało popełnionych wiele błędów. Już nawet nie wchodząc w szczegóły wystarczy spojrzeć na skład, jaki grał przeciwko Realowi Madryt czy Sportingowi Lizbona. Zobaczmy ilu zawodników z tamtych meczów nie ma już w klubie. Nie ma Kuby Rzeźniczaka, Bartosza Bereszyńskiego, Nemanji Nikolicia, Aleksandara Prijovicia, Thibault Moulina, Tomasza Jodłowca, Vadisa czy Guilherme. Spójrzmy teraz na skład Realu z meczu z Legią. Nie ma tylko Cristiano Ronaldo. I chyba wszystko na ten temat. Często się łudzimy, że można zmieniać zawodników i grać na takim samym poziomie, ale tak się nie da. Na wszystko potrzeba czasu. Naprawdę ja to mocno przeanalizowałem, chociaż nikt w Legii ode mnie tego nie oczekiwał, to mam spisane wnioski, trzymam je w swoim mieszkaniu. Zawarłem w nich dokładnie to, jak wówczas wyglądało, a jak powinno wyglądać.

Legii pozostała tylko liga i Puchar Polski, a F91 Dudelange będziemy oglądali w fazie grupowej Lidze Europy. Coraz częściej spotykam się z opiniami osób, które wmawiają, że tak naprawdę nic strasznego się nie stało, bo jak się okazało mistrz Luksemburga nie był wcale taki słaby.

- Stało się. I nie ma żadnego usprawiedliwienia dla tej porażki. Popełniono tak wiele błędów, że… Zdaje się, że już wyczerpałem ten temat. Naprawdę nie żyję problemami Legii. Mam swoją pracę, patrzę na mój ogródek i robię wszystko, aby było w nim jak najlepiej. Być może kiedyś wrócę do piłki klubowej i wtedy na ten temat będę rozmawiał. Nie chcę teraz komentować spraw w Legii, ale też tego co się dzieje w Lechu Poznań czy Wiśle Kraków.  

Ma pan żal m.in. do Michała Pazdana i Artura Jędrzejczyka, którzy przyczynili się do pana zwolnienia?

- Nie odnosiłem się i nie będę odnosił się do tego tematu. To jest wewnętrzna sprawa klubu i na tym już zakończmy.

Absurdalna decyzja duńskiej federacji. Futsaliści mają zastąpić piłkarzy

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.