Ekstraklasa. Nowy trener, ale Legia wciąż beznadziejna. Mistrz Polski skompromitował się w meczu z Wisłą Płock

Ricardo Sa Pinto miał sprawić, że skompromitowana w Europie Legia, zacznie odradzać się w lidze. Te plany, przynajmniej na razie, trzeba jednak odłożyć. W niedzielę mistrzowie Polski zagrali kolejny beznadziejny mecz i przegrali u siebie z Wisłą Płock aż 1:4.

- Musimy wbić sobie do głów, że skończyły się czasy, gdy siła i wyższość herbu Legii wygrywała mecze. Obecnie w futbolu jest tak, że jeżeli nie pracujesz ciężko, jeżeli nie dasz z siebie wszystkiego na boisku i nie będziesz lepszy od przeciwnika, to nie wygrasz tylko jakością. Taki futbol już się skończył - powiedział na piątkowej konferencji Ricardo Sa Pinto.

Portugalczyk, który w tygodniu zarządził ciężkie fizycznie treningi, przed spotkaniem odwołał się też do ambicji swoich piłkarzy. W niedzielę nie dało to jednak żadnych efektów. Legia zagrała kolejny beznadziejny mecz i skompromitowała się w starciu z zespołem, który przed tą kolejką nie miał na koncie wygranej.

Punktowanie mistrza Polski na jego boisku w 11. minucie rozpoczął Ricardinho. Z lewej strony piłkę podał Giorgi Merebaszwili, a Brazylijczyk wykorzystał statyczną postawę obrony i z bliska, wślizgiem pokonał Arkadiusza Malarza.

Stracona bramka nie spowodowała, że legioniści ruszyli do zdecydowanego ataku. Wręcz przeciwnie, drużyna Sa Pinto nie miała żadnego pomysłu na ofensywę, grała wolno, przewidywalnie, statycznie. Beznadziejną postawę mistrzów Polski ze spokojem wykorzystali płocczanie.

W 39. minucie drugiego gola mógł strzelić Ricardinho. Mógł, ale po tym jak doskonale ograł w polu karnym Artura Jędrzejczyka, uderzył wprost w Malarza. To, co nie udało się Brazylijczykowi, minutę później udało się Dominikowi Furmanowi. Były legionista popisał się znakomitym strzałem z rzutu wolnego i do przerwy zespół Dariusza Dźwigały prowadził już dwoma golami.

Po trafieniu Furmana kamery telewizyjne pokazały, jak swoje miejsce opuszcza Dariusz Mioduski. Prezes Legii nie mógł patrzeć na to co dzieje się przy Łazienkowskiej, ale druga połowa była jeszcze gorsza. Zanim zaczęła się ona na dobre, mistrzowie Polski przegrywali już 0:3. Po kolejnym podaniu z bocznego sektora i niepewnym odbiciu piłki przez Malarza, drugą bramkę w tym meczu zdobył Ricardinho.

Sa Pinto wściekał się przy linii bocznej, kibice gwizdali i wyrażali swoją złość poprzez przyśpiewkę "Legia grać, k***a mać." Ale na boisku było tylko gorzej. W 62. minucie boisko musiał opuścić Inaki Astiz, który obejrzał drugą w tym meczu żółtą kartkę.

0:3 i gra w dziesiątkę ze słabą dotychczas Wisłą Płock? Dla legionistów w tym sezonie nie ma granicy żenady, której nie dałoby się pobić. W 73. minucie we własnym polu karnym Jakuba Łukowskiego sfaulował Krzysztof Mączyński, a rzut karny na kolejną bramkę pewnie zamienił Nico Varela.

Znów, jak w poprzednich meczach, kibice zaczęli festiwal przyśpiewek, w których domagali się zmian na najwyższym szczeblu w klubie, z prezesem Mioduskim włącznie. Humorów na stadionie nie poprawiła nawet 83. minuta, w której ładnym strzałem z rzutu wolnego popisał się Carlitos, strzelając honorowego gola dla Legii. Jego trafienie zostało jednak wygwizdane.

W następnej kolejce zespół Sa Pinto zmierzy się na wyjeździe z Cracovią (niedziela, 18). 2,5 godziny wcześniej Wisła podejmie Jagiellonię Białystok.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.