Ekstraklasa. Wisła Płock - Lech Poznań 1:2. Tak się (prawie) kończy minimalizm

Kolejorz kontrolował spotkanie i miał całkiem sporo swobody w rozegraniu do momentu, gdy przeciwnik nie zaczął naciskać. Lekki pressing wystarczył, żeby pojawiły się chaos, dezorganizacja i niechlujność. Trzy punkty poznaniakom uratował Pedro Tiba.

Trójka działa bez rywala

Trudno w tym momencie wymagać, żeby lechici brylowali formą. Trener Ivan Djurdjević próbuje wprowadzić nowy system (z trzema obrońcami) i trochę inaczej ma wyglądać podział obowiązków w środkowej strefie. Do pewnego stopnia może oburzać sposób, w jaki jego podopieczni usiłują przystosować się do nowej formacji i wskoczyć w regularny rytm meczowy. Już w spotkaniu z Gandzasarem spędzili mnóstwo czasu na wymianie podań w obrębie linii obrony, która tak naprawdę nic nie wnosiła. Ba, o mały włos nie skończyła się tragicznie. Zamiast uśpienia rywala, Lech uśpił samego siebie.

Podobnie wyglądała sytuacja z Wisłą Płock, gdy prawie całe 10 minut przed przerwą spędzono na usilnej wymianie piłek między stoperami lub ewentualnie angażując w tę „zabawę” Trałkę czy Tibę. Nie był to bynajmniej element gry, który miał na celu znaleźć lukę w ustawieniu przeciwnika. Jeśli już podawano do przodu, to zwykle niecelnie. Szybko strzelony gol (16. minuta, Trałka po rzucie wolnym Jevticia) stanowił swego rodzaju przyzwolenie na takie działania.

>>> Wisła Płock - Lech Poznań. Piękny gol Pedro Tiby!

Na tym etapie jednak, wszystko grało. Działała trójka z tyłu, funkcjonowało uzupełnienie obrony przez Makuszewskiego i Tomasika. Trałka od czasu do czasu coś tam zaryglował, a Radut pomógł w odbiorze (właściwie jedyne do czego się przydawał). W zwolnionym tempie przechodzenie z bardziej ofensywnego ustawienia w defensywne, nie sprawiało najmniejszych problemów.

Fakt że praktycznie w ogóle nie przekładało się to na udane sytuacje przed polem karnym Wisły Płock. Podstawową trudnością była odległość między defensorami a środkowymi pomocnikami – w tej właśnie przestrzeni ustawiał się przeciwnik, odcinając poznaniaków od ofensywy. Nieszczególnie im to przeszkadzało. Nawet nie usiłowali szukać prostopadłych podań, zawodnicy w ataku byli osamotnieni, a Radut wolał zagrać do tyłu niż uruchomić z pierwszej piłki dobrze pokazującego się Tibę. Taki schemat zdawał się w pełni satysfakcjonować Lecha.

Płock mówi „stop”

To wszystko działało do czasu, gdy płocczanie nieśmiało powiedzieli „dość” i na tyle, na ile pozwoliły im możliwości, spróbowali się postawić. Na samym starcie drugiej połowy reakcja Kolejorza była zaskakująco dobra. Niewiele zmieniło się w ataku, ale samo wypychanie przeciwnika prezentowało się całkiem nieźle.

>>> Górnik Zabrze - Korona Kielce. Remis na inaugurację

Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na dwie linie, jedną z piątką, drugą z czwórką bądź trójką, które wzajemnie się uzupełniały. Do sektora, za który odpowiedzialni byli Vujadinović i Tomasik, doskakiwał jeden z piłkarzy ze środka pola (Radut/Tiba) celem zagęszczenia i wypchnięcia rywala. Gospodarze większość ataków przeprowadzali tamtym sektorem i dopóki minimalizowano ryzyko kilka metrów za kołem środkowym, trudno było o groźne sytuacje. Zejście Raduta i Tomasika (odpowiednio: Gajos, Kostewycz) zbiegło się z podkręceniem tempa przez podopiecznych trenera Dźwigały.

Ekstraklasa. Lech - WisłaEkstraklasa. Lech - Wisła Ekstraklasa

Wystarczyło trochę przyspieszyć, żeby potwierdziły się przypuszczenia: na tym etapie Lech nie potrafi szybko i sprawnie przejść do bardziej defensywnego ustawienia, wahadłowi nie zapewniają należytego wsparcia, stoperzy gubią się w kryciu. Znakomicie widać to przy akcji bramkowej, gdy cała obrona Kolejorza w momencie się rozpadła.

Rozpad formacji

Ekstraklasa. Lech - WisłaEkstraklasa. Lech - Wisła Ekstraklasa

Do momentu zagrania Szwocha do Ricardinho wszystko jest w porządku. Odległości między obrońcami są utrzymane, wiadomo kto odpowiada za kogo. Cały obraz sytuacji zmienia się w zaledwie kilka sekund. Brutalnie potwierdza się to, że reakcja wychodzi tylko w warunkach laboratoryjnych. Janicki opuszcza swój sektor zbiegając do Rogne, by wspólnie powstrzymać Szymańskiego. W tym samym czasie Merebaszwili otrzymuje kawał wolnej przestrzeni. Wcześniej kilkakrotnie – czego nie wykorzystywała Wisła Płock – sporo miejsca pojawiało się między stoperami Kolejorza.

Błąd, który popełnił Jasmin Burić, jest właściwie wierzchołkiem bardzo groźnej góry lodowej. Trener Djurdjević i jego podopieczni potrzebują mnóstwo czasu, żeby wypracować płynne przejście niezależnie od fazy spotkania. W tej chwili daleko do optymizmu. Lech męczył swoją grą przez większą część konfrontacji. Tę wymianę podań w linii obrony trudno tak naprawdę nazwać cierpliwą konstrukcją ataku pozycyjnego, skoro do niczego nie prowadziła. Ani nie było później z tego stabilizacji (co dość oczywiste), ani dzięki temu zawodnicy z części ofensywnej nie mieli ułatwionego zadania.

>>> Legia Warszawa - Zagłębie Lubin. Patryk Tuszyński: Nigdy w życiu nie strzeliłem tak łatwego gola

Przesłanki

Jakichkolwiek bardzo mglistych przesłanek można upatrywać w samej końcówce meczu. Goście kilkakrotnie zareagowali szybko i wyszli do ataku większą liczbą graczy (czwórką), co zdecydowanie zwiększyło ich szanse. W tym wszystkim takim promykiem nadziei może być Pedro Tiba.

Nie przez niezaprzeczalnie fantastyczną bramkę i nawet nie do końca przez to, że po zejściu Jevticia, Portugalczyk przesunął się znacznie wyżej. Jego pozycja była znacznie bardziej sprecyzowana niż przez wcześniejsze ponad 70. minut. Wcześniej, gdy nawet pokazywał się do podania, to i tak nie dostawał piłki, bo lepiej było wymienić jeszcze kilka podań do tyłu. Gol, który ostatecznie dał Kolejorzowi zwycięstwo, to również efekt dobrej pracy Gytkjaera i Cywki, którzy ściągnęli na siebie uwagę rywala.

Właściwie w tym momencie rozpoczyna się bardziej „prawdziwy” etap pracy trenera Djurdjevicia. Nie tylko musi popracować nad mechanizmami przejścia między formacjami, ale i podzielić obowiązki w środkowej strefie, dopasować to wszystko do gry innych oraz formy poszczególnych zawodników. Na tym etapie ustawienie bardzo się rozmywa. Po raz kolejny minimalizm o mały włos nie skończył się tragedią – za trzecim razem może nie być aż tyle szczęścia.

>>> Cracovia idzie na wojnę ze swoim zawodnikiem. Miroslav Covilo odpowiada

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.