Taras Romanczuk: Nie wiem, czy mnie.
- Nie tylko ja - wszyscy zagraliśmy, byliśmy dobrzy jako zespół.
- Jesteśmy mocni.
- Na pewno przełomowym momentem była czerwona kartka [w 14. minucie z boiska wyleciał Domagoj Antolić]. Wykorzystaliśmy grę w przewadze, choć i tak uważam, że powinniśmy zachować trochę więcej zimnej krwi. W pierwszej połowie mieliśmy bardzo dobre sytuacje, a wykorzystaliśmy tylko rzut karny [w 44. minucie Arvydas Novikovas]. Ale brawa dla Arka Malarza - bronił kapitalnie.
- W 2014 r. Jak przyszedłem do Jagiellonii, wspomniałem prezesom, że mam polskie korzenie. Że moja babcia urodziła się w Polsce. Opowiedzieli mi wtedy historię Thiago Cionka, który też grał w Białymstoku, i też dostał polski paszport. Trochę to trwało, zanim w archiwach odszukałem dokumenty potwierdzające pochodzenie babci, ale w końcu się udało. Rok temu złożyłem wniosek i od kilku dni jestem Polakiem.
- Znam, od dawna. Była w zeszłym roku taka ligowa kolejka, że przed każdym meczem grano hymn. To było, o ile się nie mylę, Święto Wojska Polskiego. Już wtedy go znałem i śpiewałem.
- Na szczęście ani mnie, ani nikogo z członków rodziny nie spotkały z tego powodu żadne nieprzyjemności. Moi bliscy wiedzieli o tym, że złożyłem wniosek o polski paszport. I wiedzieli, że jeśli go dostanę, będę musiał zrzec się ukraińskiego obywatelstwa. Nikt nie robił mi z tego powodu wyrzutów. Wszyscy byli dumni, że wracam do korzeni.
- Na razie takiego sygnału nie było. Ale jeśli się pojawi, to się ucieszę - gra dla Polski będzie dla mnie dużym zaszczytem. Ale na razie o tym nie myślę. Łatwo jest sobie narobić nadziei, a potem się zawieść. Dlatego spokojnie czekam na to, co przyniesie los.