Ekstraklasa. Cios za cios w Płocku. Górnik traci punkty w meczu z Wisłą

Dwa gole w pierwszej połowie, cztery w drugiej. Wisła Płock wygrała 4:2 z Górnikiem Zabrze, ale jej bramkarz robił wiele, by wynik był inny.

- Może ciężko tak oceniać przed debiutem, ale już na rozgrzewce widziałem, że jest lepiej. Stawiam dolary przeciwko kasztanom albo orzechom, że Wisła z nim w bramce będzie miała większy spokój niż z Sewerynem Kiełpinem - mówił Maciej Szczęsny na antenie Eurosportu o Thomasie Dahne, nowym golkiperze Wisły.

Nie wiemy, czy Szczęsny się z kimś założył, ale jeśli tak, to szybko przegrał pieniądze. Pierwszy błąd Dahne popełnił w 12. minucie -  wybiegł z bramki i minął się z piłką, którą Damian Kądzior zacentrował z rzutu wolnego. Przez chwilę wydawało się, że ujdzie mu to płazem, bo sędzia gola nie uznał (odgwizdał faul), ale po konsultacji z wozem VAR zmienił swoją decyzję.

Górnik nie cieszył się jednak zbyt długo, bo w 18. minucie do remisu doprowadził Konrad Michalak. Taki wynik utrzymał się do przerwy, ale zaraz po niej Dhane pomylił się po raz drugi. Znowu nie złapał piłki dośrodkowanej przez Kądziora - wypuścił ją z rąk wprost pod nogi Łukasza Wolsztyńskiego, który wpakował ją do pustej bramki.

Odpowiedź Wisły była błyskawiczna - minutę później znowu był remis. Gola strzelił Jose Kante. Ale w tym miejscu wypada napisać słowo o Semirze Stiliciu, bo to on wypracował tę sytuację. Zresztą kolejną też, bo 67. minucie asystował przy trafieniu Damiana Szymańskiego.

Wisła prowadziła, ale jej piłkarze z pola - chyba mając na uwadze to, co w bramce wyprawia Dahne - dążyli do strzelenia kolejnych goli. Dalej napierali na Górnika, co się opłaciło - wygrali 4:2 (w 80. minucie ponownie trafił Kante), a mogli wyżej (w 85. minucie Giorgi Merebaszwili trafił w poprzeczkę).

Więcej o:
Copyright © Agora SA