Zagłębie od początku starało utrzymywać się przy piłce. I się utrzymywało, ale z samego utrzymywania jeszcze nic nie wynika. Tak też było i tym razem. Na pierwszy dobry strzał w tym meczu czekaliśmy do 22. minuty. Strzał był celny, mocny. Ale trochę przypadkowy, bo Jacek Kiełb uderzył piłkę w polu karnym po nieudolnym wybiciu Konrada Andrzejczaka, pomocnika Zagłębia.
Gospodarze na ten strzał odpowiedzieli pod koniec pierwszej połowy - w 45. minucie szybką kontrę próbował wykończyć Jakub Świerczok. Napastnik Zagłębia uderzył jednak wprost w Macieja Gostomskiego, który co prawda nie złapał piłki, ale odbił ją do boku.
W drugiej połowie emocji o wiele więcej nie było. W zasadzie podniosły się tylko raz - w 59. minucie, kiedy rezerwowy Łukasz Kosakiewicz trafił w słupek. Dobijać jego strzał jeszcze próbował Nika Kaczarawa, ale nie dość, że nie trafił, to jeszcze - co zauważył sędzia - był na spalonym.
Korona - mimo że od 80. minuty grała z przewagą jednego zawodnika (drugą żółtą kartkę zobaczył Adam Matuszczyk) - nie wykorzystała szansy, by wskoczyć na trzecie miejsce w tabeli. W następnej kolejce podejmie Legię Warszawa (sobota, godz. 20.30), a Zagłębie zagra na wyjeździe ze Śląskiem Wrocław (niedziela, 18).