Ekstraklasa. Wisła - Legia 0-1. Lepiej nie mieć sił, niż pomysłu

W starciu z Wisły z Legią zwycięstwo odniosła drużyna, której pomysł na grę jako pierwszej przyniósł bramkę. Szybko się bowiem okazało, że krakowianie nie mają planu B. Istnieje jednak ryzyko, że nie mieli go też goście.

Spodziewany początek

Oba zespoły zaczęły mecz dość ostrożnie, lekka przewaga zarysowała się po stronie Legii. Warszawianie częściej operowali piłką w okolicy pola karnego rywali. Wisła postawiła na bardzo głęboką defensywę, starając się uruchamiać ofensywę długimi przerzutami. Taka taktyka mogła im szybko ustawić mecz, kiedy po udanej próbie pressingu w bocznym sektorze do dobrej sytuacji doszedł osamotniony z przodu Carlitos. Legia postawiła na dokładnie ten sam wariant. Jedyną różnicą był fakt, że w momencie wyprowadzania akcji angażowali oni więcej piłkarzy. Efekt tego można było zobaczyć przy bramce dla warszawskiej ekipy. Wyprowadzającemu piłkę Guilherme szybko stworzono aż trzy opcje podania, dzięki czemu akcja nie straciła na dynamice. W tych rzadkich momentach, kiedy Legia dawała rywalom dopuścić do kontry, osamotniony Carlitos takich możliwości nie miał.

Kontra zakończona bramką. Nieudane spowolnienie akcji przez Wisłę, szybkie zapewnienie opcji rozegrania przez Legię, otwierające drogę w pole karne.Kontra zakończona bramką. Nieudane spowolnienie akcji przez Wisłę, szybkie zapewnienie opcji rozegrania przez Legię, otwierające drogę w pole karne. Gomołysek

Dopasowanie

Po stracie bramki Legia przystąpiła do bronienia skromnej przewagi. Bardzo szybko posiadanie piłki Wisły podskoczyło do wartości bliskich 70 procentom, a gra toczyła się głównie na połowie gości. Warszawianie nawet nie próbowali odzyskiwać piłki wyżej, zamykali się na własnej połowie i tam starali się spowalniać tempo gry. Na swoje nieszczęście, krakowianie dość mocno się w to wpasowali. Przy tak grającym rywalu nie mieli szansy na używanie szybkich i dłuższych przerzutów, zmuszeni więc byli do ataków pozycyjnych. Tutaj widoczny był brak schematów. Zawodnicy rzadko tworzyli przewagę na małej przestrzeni, częściej byli rozrzuceni na dużym obszarze, co wykluczało przyspieszenie akcji. Przytomnie przesuwająca się Legia niewielkim nakładem sił była w stanie skutecznie paraliżować poczynania Wisły. Mimo dużej pracowitości krakowian w ofensywie, nie stworzyli oni wiele z gry, a najlepsze dla nich sytuacje miały źródło w błędach rywali.

Atak na małej przestrzeni, bez szerokości, mimo dużej przewagi Legii w defensywie.Atak na małej przestrzeni, bez szerokości, mimo dużej przewagi Legii w defensywie. Gomołysek

Walka z samym sobą

W efekcie Legia walczyła przede wszystkim z własną słabością fizyczną. Warszawianie niespecjalnie spieszyli się z atakowaniem, po 30. minucie nie oddali nawet celnego strzału na bramkę. Byli jednak w stanie na dłuższe momenty hamować impet rywala, potrafili utrzymywać się przy piłce przez dłuższy czas, zwłaszcza na początku drugiej połowy. Zmiany przeprowadzone przez Kiko Ramireza niewiele wniosły do obrazu gry. Hiszpan starał się wzmocnić środek pola, by usprawnić tam nieco rozegranie, a skończyło się na braku opcji podań do przodu, gdzie samotnie plątał się Carlitos, rzadko wspierany w polu karnym przez partnerów. Widać było, że Wisła nie ma wypracowanych schematów na rozegranie piłki, zaś ustawienie graczy było momentami irracjonalne. Przy braku jakiegokolwiek zagęszczenia w okolicy piłki i tak musiała ona krążyć po obwodzie. Dawało to Legii mnóstwo czasu na przesuwanie ustawienia i blokowanie akcji.

Gdzie jest ta Legia?

Warszawianie odnieśli mimo wszystko zasłużone zwycięstwo. Zrealizowali swój prosty plan, sprawniej działając w defensywie i dobrze wyprowadzając kontry. Romeo Jozak wniósł do drużyny nieco potrzebnej stabilności i mimo nierzucającego na kolana stylu zdoła ciułać punkty. Niestety, póki co jest to coś, co przypomina historię Jacka Magiery sprzed roku. Surowe zdobywanie punktów defensywną i asekurancką grą może i na krótką metę wystarczy. Ale jak to się skończyło w przypadku poprzedniego szkoleniowca w dłuższej - perspektywie wszyscy pamiętamy. Jozak musi dorzucić coś więcej. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.