Maciej Rybus: Noga nie boli, a to najważniejsze. Jutro będę trenował z drużyną. Czasu na nadrobienie zaległości nie zostało dużo. Przez 10 dni ćwiczyłem indywidualnie na siłowni, wzmacniałem mięsień dwugłowy, który minimalnie naderwałem. Niby to nic groźnego, ale musiałem zrobić pauzę, aby uraz się nie pogłębiał.
W piątek. Wtedy zacząłem ćwiczyć z piłką. Czy to wystarczy? Okaże się jutro. Dopiero wtedy zobaczymy, jak będę czuł się po sprintach, w rywalizacji. W Moskwie strzelałem na bramkę, robiłem przerzuty i nie czułem dyskomfortu. Na końcu i tak najważniejsze jest zdanie trenera. Muszę z nim porozmawiać. Może po tej rozmowie zapadną jakieś decyzje.
Czułem się naprawdę dobrze. Już w meczu z Kazachstanem miałem gaz. W pucharowym spotkaniu Lokomotiwu trener Siomin wpuścił mnie na prawe skrzydło. I nagle przypomniały mi się dobre czasy z Tereka Grozny, kiedy byłem skrzydłowym. Oddałem sześć strzałów, zrobiłem sporo wiatru. Fajnie się czułem. Pokazałem się z tak dobrej strony, że po meczu trener powiedział, że jest zaskoczony moją formą i że po powrocie z reprezentacji porozmawiamy o przestawieniu mnie właśnie na prawą stronę boiska.
Tak samo musieliśmy grać z Kazachstanem. A Armenia to podobny zespół. Chociaż tam będzie jednak ciężej.
Nigdy nie byłem w Armenii, ale wiem, że w krajach z tamtego regionu doping przypomina ten, jaki widziałem w Groznym. Nie jest to żadna zorganizowania forma wspierania zespołu, ludzie reagują wyłącznie na to, co dzieje się na murawie. I kiedy gospodarze atakują, robi się gorąco. Całe szczęście, że w Armenii nie ma dużej różnicy czasowej.
Po stronie piłkarskiej – nie. Jesteśmy lepszym zespołem, mamy lepszych zawodników i lepiej umiemy grać w piłkę. Problemem są tylko kontuzje. Na zgrupowanie nie przyjechał Arek Milik i Artur Jędrzejczyk, a ja i Krzysiek Mączyński jesteśmy tuż po urazach. Ale z drugiej strony po to są wartościowi zmiennicy, aby w trudnych chwilach zastąpili liderów. Mimo kłopotów Arka i Artura do Armenii musimy jechać pewni siebie.
Nie musimy oglądać się na żadnego rywala. Niech Czarnogóra męczy się z Danią, najlepiej, żeby zremisowali. My pojedziemy do Armenii i przywieziemy trzy punkty.
Słyszałem. I jestem w szoku. Na początku sądziłem, że to nieprawda. Grałem w Legii i wiem, że odwiedziny kibiców nie są czymś wyjątkowym. Po słabszym okresie lubią porozmawiać z piłkarzami. Sam zresztą pamiętam sytuację, kiedy po meczu z Zagłębiem Lubin spaliśmy w hotelu w Legnicy. Pod hotelem czekali kibice. Rozmowa była bardzo gorąca i nerwowa, ale do rękoczynów nie doszło.
Pół żartem, pół serio – wtedy podziałało, bo w kolejnym spotkaniu pokonaliśmy Pogoń Szczecin, a później Lecha. Ale mówiąc całkiem poważnie, piłkarze będą mieli w tyle głowy to, że jeśli znów zagrają słabo, to znów ktoś może ich pobić. A to nie wpłynie na nich motywująco, tylko deprymująco. Nie spowoduje to, że nagle zaczną grać lepiej. Rozumiem oczywiście kibiców, mogą być źli a nawet wściekli po ostatnich wynikach, ale takie sprawy powinny być rozwiązywane inaczej.
Jeszcze nie, bo wciąż nie przyjechali do hotelu [rozmowa przeprowadzona o godz. 15 – aut.].