Traktat o intensywności w piłce nożnej

Ilekroć zdarzy nam się nieopatrznie przełączyć w telewizorze mecz Ekstraklasy na spotkanie w silnej lidze zagranicznej mamy wrażenie, że oglądamy inną dyscyplinę sportu. Dlaczego?

Szybciej, wyżej, mocniej

Piłka nożna z ostatniego czasu zupełnie nie przypomina gry, do której przywykliśmy jeszcze kilka lat temu. Futbolówka krąży znacznie szybciej, piłkarze, choć biegają tyle samo, większy dystans pokonują na wyższym tempie, zaś poruszanie samych zawodników po boisku jest zaprogramowane w szczegółach. Mecz cały czas trwa 90 minut, ale w trakcie tego okresu na murawie dzieje się znacznie więcej niż przed kilkunastoma laty. Oznacza to tym samym, że wzrosła intensywność gry. W danej jednostce czasu (mecz, połowa, kwadrans) piłkarze wykonują obecnie większą liczbę działań (sprintów, podań, ataków na piłkę), niż, dajmy na to, dekadę temu.

Ten wzrost jest wszechobecny i dotyczy nawet klubów z krajów, które dotychczas niewiele miały wspólnego z poważnym graniem. Jednakże ten wzrost powoduje, że "w piłce nie ma już słabych drużyn". Dlaczego? Otóż kilka lat temu zespół dysponujący znacznie lepszymi piłkarzami stał w zdecydowanie lepszej pozycji startowej. Rzadko atakowani zawodnicy na spokojnym tempie mogli korzystać ze swoich umiejętności i tworzyć przewagę. Dziś, kiedy gra się intensywniej, miejsca na wykorzystanie własnych atutów technicznych jest niewiele. Drużyny, które szybciej i mądrzej przemieszczają się po boisku, są w stanie nadrobić braki jakościowe. Jeśli ta różnica nie jest zbyt wielka, mogą nawet wejść na wyższy poziom, niż wskazywałby teoretyczny poziom piłkarski.

Sto lat za zachodem, sto lat za wschodem

Problem polskich drużyn polega na tym, że po boisku nie przemieszczają się ani szybko, ani mądrze. To wszystko przekłada się na gigantyczne problemy z operowaniem piłką, a tym samym z kreowaniem ataków. Są to rzeczy, które da się dostrzec gołym okiem, chociażby wspomnianym zmienieniem kanału w telewizorze.

Na podobnej zasadzie zestawmy za pomocą danych InStat Football, jak często w przeliczeniu na minutę gry drużyny wymieniają celne podania w poszczególnych, przykładowo wybranych ligach.

Statystyki dt. polskiej piłkiStatystyki dt. polskiej piłki Andrzej Gomołysek

Wyraźnie widać, że piłkarsko najlepsze ligi mają ten współczynnik wyraźnie wyższy i to pomimo faktu, że przeciwnicy są bardziej wymagający. W tych słabszych – celne podania wymienia się po prostu wolniej.

Skoro nie można grać podaniami, zostaje o piłkę walczyć. W których ligach się najbardziej walczy o piłkę? Ano w najsłabszych:

Statystyki dt. polskiej piłkiStatystyki dt. polskiej piłki Andrzej Gomołysek

Ciekawymi przypadkami są tu Azerbejdżan i Holandia. Braki zarówno w szybkiej grze, jak i walki o piłkę tłumaczyłyby słabą dyspozycję tamtejszych drużyn w pucharach, a zwłaszcza wyjaśniałyby spektakularny zjazd holenderskiej piłki na arenie międzynarodowej.

Powyższe wyliczenia nie uwzględniają jednak jednej ważnej rzeczy. Liga lidze nierówna, nie można więc jednoznacznie stwierdzić, w jaki sposób kluby opierające swoją grę na podaniach, poradziłyby sobie w starciu z tymi źle grającymi piłką, ale starającymi się „walczyć”.

Z pomocą jednak przychodzą nam europejskie puchary, gdzie możemy sprawdzić, jak nasze drużyny wypadają na tle rywali. Wyniki takich meczów są z polskiego punktu widzenia, jak wiemy, dramatyczne. Zastanówmy się jednak, dlaczego.

Na tle tegorocznych rywali w pucharach europejskich statystyki powiązane z szybkością podań i ich intensywnością pojedynków potwierdzają to, co się działo na boisku. Otóż były to bardzo wyrównane mecze godnych siebie przeciwników. O ile z Mistrzami Finlandii Legia radziła sobie dość spokojnie, tak Kazachowie i Mołdawianie byli już zupełnie równorzędnymi rywalami, zaś dominacja warszawiaków była widoczna tylko i wyłącznie w rewanżowym meczu z murującą bramkę Astaną.

Statystyki dt. polskiej piłkiStatystyki dt. polskiej piłki Andrzej Gomołysek

Jak jednak wygląda Legia na tle bardziej poważnych przeciwników? Otóż blado. Bardzo blado.

Statystyki dt. polskiej piłkiStatystyki dt. polskiej piłki Andrzej Gomołysek

Poza pojedynczymi momentami, jak niezłe mecze z Ajaksem (który jednak, przypomnijmy, pochodzi z coraz bardziej cieniującej ligi) i Realem, warszawianie za czasów Magiery zupełnie nie pasowali intensywnością gry do europejskiego towarzystwa. A i tak wypadali znacznie lepiej, niż zespół Hasiego, który męczył się ze słabeuszami. O tym, czy Legia zrobiła jakiś postęp w stosunku zeszłego roku na tle mocnych rywali, w tym roku, z wiadomego powodu, już się nie przekonamy.

Niestety, nie jest to koniec złych wiadomości. Liczby wskazują bowiem na to, że zarówno jeśli idzie o intensywność pojedynków, jak i szybkość celnych podań, spada.

Statystyki dt. polskiej piłkiStatystyki dt. polskiej piłki Andrzej Gomołysek

Nic innego do zaoferowania

Zauważalne są oczywiście pewne paradoksy. W wydawać by się mogło mocniejszych ligach, gdzie intensywność gry powinna być bardzo wysoka, współczynnik pojedynków jest względnie niski. Jest na to jednak bardzo łatwe wytłumaczenie. Otóż w tych rozgrywkach zawodnicy mają do zaoferowania coś więcej, niż tylko możliwie intensywne uganianie się za piłką. Są w stanie stworzyć akcje bazując na doskonałej technice czy organizacji, w podobnych okolicznościach mogą odzyskać futbolówkę, niekoniecznie szukając bezpośrednich pojedynków.

Dla polskiej ligi mała szybkość podań byłaby usprawiedliwieniem, gdyby nie to, że u nas część zawodników, która „potrafi uderzyć” ostatniego gola z dystansu zdobyła dwa sezony temu, komentatorskie „dobry pomysł” to eufemizm maskujący beznadziejne wykonanie, a „niezły przerzut” leci do adresata w poprzek boiska całą wieczność. Brakuje po prostu jakości.

Faktem jest, że reprezentanci naszej Ekstraklasy nie mają do zaoferowania zupełnie niczego, co zamaskowałoby ich braki w intensywności w grze. Nie operują lepiej piłką ani na poziomie technicznym, ani na taktycznym. Spora część akcji opiera się na przypadku, a scharakteryzowanie stylu gry poszczególnych drużyn mogłoby przerosnąć nawet i ekspertów, bo tego stylu gry zwyczajnie nie ma.

Tym samym mając kilka gwiazd w składzie można powalczyć o mistrzostwo. Mając graczy typu Odjidja-Ofoe można nawet spróbować powalczyć o coś w Europie. Kiedy jednak zespół nagle z tych gwiazd się obierze i zostaje oparcie się na stylu gry, szybko się okazuje, że polskie zespoły są grubo poniżej europejskiej średniej.

Gdzie popełniamy błąd?

Wypowiedzi zawodników, dotyczące tego, że gry w piłkę jest w Polsce za dużo, są bulwersujące, tym bardziej po wskazaniu tego, na jakim poziomie intensywności ta gra się toczy w porównaniu do zespołów w Europie. Jedyna racja leży w tym, że przerwa między sezonami jest za niska na wypracowanie czegokolwiek i jak najszybciej powinna zostać wydłużona. Nadal jednak nie zmienia to faktu, że od zawodników należy wymagać więcej, podobnie jak więcej oni wymagać muszą od samych siebie.

Równie wielkie zaniedbania są po stronie polityk sportowych poszczególnych klubów. Kontrakty na pół roku czy rok umożliwiają pozbycie się zawodników, co do których nie ma pewności, jednakże wykluczają jakiekolwiek długofalowe planowanie. Dodatkowo pozwalają nabrać wątpliwości co do kompetencji osób dokonujących transferów, które nie są w stanie zagwarantować, że wyszukany przez nich zawodnik na pewno wzmocni kadrę.

Często przy tym transfery są dokonywane na etapie, kiedy okres przygotowawczy jest zamknięty i wkomponowywanie zawodników musi być dokonywane w trakcie rozgrywek. Nie wspominając o tym, że część z transferów jest zwyczajnie finalizowana w ciemno. Kontraktowani są piłkarze nie grający w piłkę od roku, a także tacy, co do których widać, że od powrotu na boisko dzieli ich dwucyfrowa liczba kilogramów. W takich okolicznościach o jakiejkolwiek intensywności i powtarzalności w grze, możemy zapomnieć.

Wszystkie programy, które miałyby pomóc, skupiają się przede wszystkim na szkoleniu nowych zawodników i budowaniu osławionych akademii. W odróżnieniu od pracy z młodzieżą, powyższe elementy mogą być skorygowane w krótkim okresie i jedyne czego wymagają, to kompetentne decyzje kompetentnych ludzi. Jeśli należałoby wskazać gdzie w polskiej piłce jest największy problem, to chyba właśnie tutaj. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.