Nowa moda w Ekstraklasie. Hiszpan towarem pożądanym

W tym miesiącu minie dokładnie 10 lat od debiutu pierwszego Hiszpana w polskiej lidze. Od tamtej pory zmieniło się bardzo wiele, a zawodnicy z Półwyspu Iberyjskiego przestali traktować grę w Polsce jako egzotycznej przygody i coraz śmielej poczynają sobie na ekstraklasowych boiskach, czego pierwsze dowody mieliśmy już w kolejce inauguracyjnej sezonu 2017/18.

Wszystko zaczęło się w Legii

Wspomnianym na wstępie pierwszy hiszpańskim piłkarzem, który wylądował w naszej rodzimej lidze był Inaki Astiz. Zawodnik, który w teorii miał przyjść na chwilę, został na dłużej. Obecnie bezrobotny gracz dzierży dwa tytuły – hiszpańskiego prekursora gry w piłkę nożną w Polsce, a także najbardziej utytułowanego obywatela Hiszpanii w naszym kraju. Defensor w ciągu 8 lat zdobył bowiem z Legią dwa mistrzostwa Polski i aż pięć krajowych pucharów.

Postawa i wysoka forma Astiza rozochociła ówczesnych szefów Legii Warszawa, którzy swoją główną uwagę zwrócili na kraj obrońcy, któremu w Warszawie wiodło się tak dobrze. Śladem wychowanka Osasuny do stolicy trafili Inaki Descarga, Alberto Ortiz Moreno „Tito” i Mikel Arruabarrena. Cała trójka miała być wielkim wzmocnieniem drużyny prowadzonej przez Jana Urbana, który był zwolennikiem sprowadzania hiszpańskich piłkarzy do Polski i znał tamtejszy rynek od podszewki (w latach 1989-1996 Urban był zawodnikiem CA Osasuna, Realu Valladolid i CD Toledo przyp. red.). Tito w stołecznym zespole rozegrał dwa spotkania, Descarga o jedno więcej, natomiast Arruabarrena zagrał „aż” 10 meczów. Ostatniego ze wspomnianych Panów zna niemal każdy kibic piłkarski w Polsce, ponieważ wiąże się z nim niemal kultowe już zdanie dyrektora Trzeciaka odnośnie przyszłości Roberta Lewandowskiego w Legii – „Możecie sprzedać Lewandowskiego, mamy Arruabarrenę”.

W Warszawie tylko Astizowi wiodło się dobrze. Zawodnik urodzony w Pampelunie, w barwach „Wojskowych” rozegrał łącznie 213 spotkań, w których zdobył 8 bramek, a Polskę opuścił dopiero w lipcu 2015 roku, kiedy przeniósł się do cypryjskiego APOEL Nikozja.

Po 4 latach od sprowadzenia pierwszych hiszpańskich piłkarzy do Polski szefowie Legii jeszcze raz podjęli ryzyko zakontraktowania gracza z kraju mistrzów Europy z 2008 i 2012 roku. Stołeczny klub na zasadzie wolnego transferu wzmocnił Nacho Novo – zdecydowanie najbardziej znany Hiszpan, który grał na polskich boiskach. Była gwiazda szkockiego Glasgow Rangers, mająca na swoim koncie również występy w Primera Division, nie zachwyciła. Filigranowy skrzydłowy w barwach Legii wystąpił jedynie w 15 spotkaniach (11 meczów w lidze i 4 w Pucharze Polski).

Z Barcelony do Polonii

Po średnim pierwszym wrażeniu zrobionym przez hiszpański zaciąg w Legii, kluby Ekstraklasy nie paliły się do sprowadzania ich kolejnych rodaków. Jako pierwsza w tym względzie przełamała się Polonia Warszawa, która w 2010 roku zakontraktowała Andreu Guerao Mayorala. Wychowanek Barcelony mający za sobą występy w Sportingu Gijon i Maladze – CV w zacofanej wówczas piłkarsko Polsce robiące wrażenie. Jak szybko się okazało, nie tylko życiorys piłkarza był imponujący, ale i jego gra. Mayoral błyskawicznie wkomponował się do drużyny „Czarnych Koszul”, nie przeszkadzał mu język i zimny wschodnio-europejski klimat (czym uzasadniano niepowodzenie Descargi, Arruabarreny i Tito). Środkowego pomocnika do Polski ściągnął Jose Mari Bakero, hiszpański szkoleniowiec, który wtedy prowadził Polonię. To on znalazł Andreu, on namówił go na grę w naszym kraju i on sprawił, że piłkarz mający status gwiazdy klubu Warszawę opuszczał w konflikcie ze sztabem szkoleniowym i właścicielami zespołu. W meczu ligowym z Górnikiem Zabrze, Bakero niespodziewanie zdecydował się zdjąć Mayorala w 59. minucie spotkania, ten wściekły na decyzję trenera nie podał mu ręki i obrażony zszedł do szatni, od tej pory zaczęły się problemy gracza urodzonego w Barcelonie. Opiekun zespołu coraz częściej posyłał pomocnika na ławkę, a koniec końców umowa, której przedłużenie było pewne – nie została podpisana.

Andreu odszedł do australijskiego Auckland City, gdzie nie przebił się do kadry pierwszej drużyny. Piłkarz do Polski zawitał jeszcze w lipcu 2012 roku, kiedy zasilił szeregi Lechii Gdańsk rozpoczynającej budowanie swojej nowej potęgi. Ostatecznie sztabu szkoleniowego gdańszczan zawodnik nie zachwycił i po pół roku i 10 występach ponownie wyjechał z naszego kraju. Obecnie Andreu Guerao Mayoral jest zawodnikiem greckiego Arisu Thessaloniki.

Gliwicki rekord

Rekordzistą pod względem liczby Hiszpanów, którzy przewinęli się przez klub jest obecnie Piast Gliwice. W drużynie wicemistrzów Polski z 2016 roku do tej pory grało 6 zawodników z Hiszpanii – Ruben Jurado, Alvaro Jurado, Fernando Cuerda, Carles Martinez, Gerard Badia i Alberto Cifuentes.

Zdecydowanie najlepszym transferem Piasta ze wspomnianego grona okazało się sprowadzenie Gerarda Badii. Pozytywny pomocnik jest wiodącą postacią w gliwickiej drużynie i w głównej mierze dzięki niemu ekipa prowadzona przez Radoslava Latala zajęła drugie miejsce w Lotto Ekstraklasie w sezonie 2015/16. Piłkarz, który do Polski trafił z 2-ligowego SD Noja, w naszej lidze rozegrał do tej pory 109 spotkań, w których zdobył 16 bramek.

- To był najlepsza decyzja w moim życiu. Kiedy grałem w drugiej lidze hiszpańskiej, nie byłem szczęśliwy. Chodziłem nerwowy, smutny. Gdy podpisałem kontrakt z Piastem i rozegrałem pierwszy mecz, poczułem się tak, jakby ktoś ściągnął z moich barków plecak wypełniony kamieniami. Odetchnąłem, uśmiechnąłem się. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale tutaj zacząłem cieszyć się grą, piłką. Kiedyś byłem nerwowy, złościłem się na boisku i... wtedy od razu grałem gorzej. Teraz to się zmieniło. Jestem opanowany i to przekłada się na występy. Moja głowa jest zazwyczaj wolna od zmartwień. Jednak gdy gramy źle, gdy przegrywamy, wciąż nie potrafię spać! – tak grę w Polsce Badia komentował w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” (http://www.przegladsportowy.pl/pilka-nozna/lotto-ekstraklasa,gerard-badia-wywiad-uratowali-mnie-piast-gliwice-i-dziadek,artykul,767373,1,788.html).

Godnym uwagi piłkarzem jest również Ruben Jurado. Napastnik w czasach gry w Piaście Gliwice był jednym z najbardziej wyróżniających się zawodników w naszej lidze, w której rozegrał 89 spotkań i strzelił 25 bramek. Dobre występy piłkarza w Ekstraklasie zaowocowały przenosinami do rumuńskiej drużyny ASA Targu Mures, w której snajper przebywał… miesiąc i 23 dni. Nieudana przygoda w Rumunii zakończyła się dla Jurado powrotem do ojczyzny i podpisaniem umowy z 3-ligowym Atletico Baleares.

Z piłkarskiej otchłani Jurado wyciągnęła Arka Gdynia. Zdobywcy Pucharu i Superpucharu Polski potrzebowali doświadczonego napastnika, który pomoże im w walce o utrzymanie i sprawienie niespodzianki w kwalifikacjach do Ligi Europejskiej. 31-letni zawodnik ma być wartościowym konkurentem dla Rafała Siemaszko, który w ubiegłym sezonie okazał się jednym z największych objawień ligi.

„Królewskie” interesy

To, że Hiszpanie, którzy trafiali do Polski, zazwyczaj przychodzili do naszego kraju z drugiej lub trzeciej ligi, nie oznacza, że nie mieli oni do czynienia z poważną piłką. Wspomniani wyżej Mayoral i Jurado, byli wychowankami kolejno Barcelony i Sevilli. Jednak nie tylko oni, chociaż w minimalnym stopniu, otarli się o poważną piłkę.

Jeszcze w ubiegłym sezonie w Lotto Ekstraklasie mogliśmy oglądać m.in. byłego piłkarza Realu Madryt – Javiego Hernandez. Skrzydłowy, który do Polski trafił z rumuńskiego klubu ACS Poli Timisoara, w barwach Górnika Łęczna spisywał się naprawdę solidnie. Pod wodzą Franciszka Smudy 28-latek wyrósł na jedną z najważniejszych postaci ekipy bijącej się o utrzymanie. W nieudanej ostatecznie kampanii ligowej Hernandez zagrał w 28 spotkaniach, w których zdobył 4 bramki i zaliczył 9 asyst. Po spadku Górnika do 1. ligi pomocnik nie przedłużył umowy z klubem z Lubelszczyzny i zdecydował się na przenosiny do Azerbejdżanu, konkretnie do FK Gabala.

Przeszłością w jednym z największych hiszpańskich klubów może pochwalić się również Dani Quintana. Były pomocnik Jagiellonii piłkarsko wychowywał się w Valencii. W klubie z Estadio Mestalla piłkarz kariery jednak nie zrobił, przez co skazany był na tułaczkę po niższych ligach w kraju. 30-latek podczas pobytu w 2-ligowym Gimnasticu de Tarragona został zaoferowany szefom Cracovii, którzy otrzymali materiały wideo z nagraniami przedstawiającymi umiejętności zawodnika. „Pasy” zaprosiły Quintanę na testy, ale na kilka dni przed wylotem do Krakowa do akcji wkroczyli przedstawiciele Jagiellonii Białystok, którzy poza testami zaproponowali z góry wstępne warunki kontraktu, co było kluczowe w rozmowach z agentami piłkarza.

– Szukaliśmy kreatywnego piłkarza do szybkiej, małej gry. Jak widzę Daniego grającego obecnie w Jagiellonii, to mam już pewność, że idealnie by się u nas do tego nadawał. W zdrowy sposób zazdroszczę Tomkowi Hajcie takiego zawodnika. Zwłaszcza, że był on nam oferowany. Cieszę się jednak, że trafił do polskiej piłki. Po tym chłopaku widać, że wnosi coś do ekstraklasy. Nie jest jednym z wielu. Ma to coś. Uderzenie, stały fragment, wizję gry. Już po tych kilku meczach można powiedzieć, że jest to chłopak nietuzinkowy – mówił w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” ówczesny szkoleniowiec Cracovii Wojciech Stawowy 

To jak świetnym ruchem Jagiellonii było sprowadzenie Quintany kibice mogli przekonać się bardzo szybko. Rozgrywający w trzech pierwszych meczach białostockiego zespołu zdobył dwie bramki (w spotkaniach z Górnikiem Zabrze i Zagłębiem Lubin). Dani szybko stał się ulubieńcem kibiców i został nazwany objawieniem ligi i jednym z najlepszych piłkarzy Ekstraklasy. Łącznie dla Jagiellonii rozegrał 64 mecze, w których zdobył 23 bramki i zanotował 20 asyst.

To jak wspaniałe uczucie połączyło Quintanę i kibiców klubu z Podlasia oddaje fakt, że zawodnik po podjęciu decyzji o odejściu napisał specjalny list do fanów, który został opublikowany na oficjalnej stronie internetowej klubu.

"Niniejszym oświadczam, że z dniem 28.09.2014 r. opuszczam Klub Jagiellonia Białystok. Do podjęcia takiej decyzji skłoniła mnie bardzo atrakcyjna oferta otrzymana z klubu z Arabii Saudyjskiej, która jest dla mnie ostatnią szansą na zrealizowanie osobistych planów.

Chciałbym również podkreślić, iż klub dokonał wszelkich starań aby zatrzymać mnie na kolejny sezon, jednakże ze względu na mój wiek i atrakcyjność oferty zdecydowałem się na nieodwlekanie w czasie tak ważnego dla mnie kroku.

Czas spędzony w Jagielloni Białystok był bardzo ważnym szczeblem w mojej karierze zawodowej i wzbogacił mnie o nowe, wartościowe doświadczenia.

Będę bardzo serdecznie wspominał ten etap w moim życiu, a Białystok pozostanie na zawsze w moim sercu.

Bardzo Wam dziękuję za wsparcie i wyrozumiałość.

Z wyrazami szacunku.

Dani Quintana"

 Piłkarz rodem z Las Palmas obecnie występuje w azerskim Qarabag Agdam, gdzie jego klubowym kolegą został ostatnio Jakub Rzeźniczak. Klub z Azerbejdżanu zapłacił za niego 700 tysięcy euro, a więc aż 70 razy więcej niż dała za niego Jagiellonia.

Podobnie jak Andreu Mayoral, wychowankiem słynnej katalońskiej szkółki Barcelony – La Masii jest Sito Riera, który od sierpnia ubiegłego roku jest piłkarzem Śląska Wrocław. Środkowy pomocnik, który do Polski trafił z kazachskiego Kairatu Ałmaty w początkowej fazie zeszłego sezonu był głównie rezerwowym wrocławskiej drużyny.

Sytuacja Riery w Śląsku uległa zmianie po tym, jak nowym trenerem zespołu został Jan Urban, mający sentyment do hiszpańskich piłkarzy. Pod wodzą 55-letniego szkoleniowca zawodnik zagrał w 11 meczach, w większości przebywając na boisku przez pełne 90 minut. Riera w teorii do Ekstraklasy przychodził jako zawodnik usposobiony ofensywnie, Urban zrobił z niego zawodnika bardziej cofniętego, mającego więcej zadań defensywnych, co jak się okazuje przyniosło bardzo dobre efekty.

– Nigdy dotąd nie występowałem jako „ósemka”, ale skoro w Śląsku mi taką pozycję wymyślono, to w porządku. Wolałbym mieć bardziej ofensywne zadania, jednak trener Urban umie wyjaśnić, czego oczekuje na boisku – mówił na koniec sezonu 2016/17 Riera.

Kielecki nos do hiszpańskich piłkarzy

Real Madryt w CV to nie tylko atut Javiego Hernandeza z Górnika Łęczna. Występy w rezerwach madryckiego klubu zaliczył również Miguel Palanca, który przez ostatni rok był zawodnikiem Korony Kielce. Hiszpan prezentujący techniczny styl gry, występujący w drużynie prezentującej prosty i agresywny futbol – w teorii nie mogło się to udać, jak widzieliśmy w poprzednim sezonie, było zupełnie inaczej. Palanca stał się centralną postacią drużyny trenera Bartoszka, w której rozegrał 34 spotkania i strzelił 6 bramek. Dobra dyspozycja Palanci przyczyniła się do zajęcia bardzo wysokiej 5. pozycji w tabeli.

Niestety dla kibiców kieleckiego klubu, w nowym sezonie Palanca będzie reprezentował barwy cypryjskiego Anorhosisu Famagusta. Spowodowane jest to konfliktem z nowym trenerem drużyny – Gino Lettierim. Włoski szkoleniowiec po objęciu Korony dość szybko zaczął wprowadzać nietypowe decyzje, m.in. o zakazie noszenia klapków. Nowym, dość dziwacznym zasadom sprzeciwiło się dwóch piłkarzy – w tym właśnie Palanca, co szybko skończyło się wystawieniem go na listę transferową. Na chętnego nie trzeba było długo czekać i piłkarza nie ma już w Polsce, na razie jednak nowy trener swoimi działaniami nie zaskarbił sobie sympatii podopiecznych i kibiców.

W Koronie nie ma już również innego hiszpańskiego piłkarza, który jeszcze niedawno był bardzo ważną postacią w ekipie „Złociso-krwistych”. Mowa o Airamie Cabrerze, który w sezonie 2015/16 w 28 meczach dla kielczan zdobył aż 16 bramek. Napastnik ściągnięty do Ekstraklasy z Cadizu, Polskę również zamienił na Cypr, podobnie jak Palanca przenosząc się do Anorthosisu.

Mimo wszystko, w szeregach drużyny Lettieriego pozostał jeszcze jeden przedstawiciel największego państwa Półwyspu Iberyjskiego. Jest to skrzydłowy Dani Abalo, który do Kielc trafił w 2016 roku na zasadzie wolnego transferu. W ostatnim sezonie 29-latek rozegrał w Ekstraklasie 21 spotkań, w których jedynie raz wpisał się na listę strzelców.

Hiszpańska Wisła Ramireza

Aktualnie najbardziej hiszpańskim zespołem w lidze jest oczywiście Wisła Kraków prowadzona przez Kiko Ramireza. Trener, którego zatrudnienie pod Wawelem wywołało wiele kontrowersji i negatywnych głosów, sprowadził do Polski znanych sobie zawodników z niższych ligi i trzeba przyznać, że stworzył z nich bardzo dobrze funkcjonującą maszynę. Julian Cuesta, Ivan Gonzalez, Fran Velez, Pol Llonch oraz Carlos Lopez – tak aktualnie prezentuje się hiszpańska kolonia w szatni „Białej Gwiazdy”.

W pierwszym meczu tego sezonu nie wystąpił jedynie Llonch, reszta zawodników znalazł się w pierwszym składzie Wisły na wygrane spotkanie z Pogonią Szczecin (2-1). Warto nadmienić, że pierwszego gola w wyjazdowym meczu z „Portowcami” strzelił Carlos Lopez, dla którego był to debiut w krakowskiej drużynie. Lopez w dodatku asystował przy drugim trafieniu, którego autorem był Petar Brlek.

Mimo wielu głosów sprzeciwu, porównujących hiszpańską Wisłę do historycznej brazylijskiej Pogoni, drużyna jak na razie prezentuje się bardzo dobrze, po udanej końcówce zeszłego sezonu, przekonująco otwierając nową kampanię ligową.

Hiszpan, który został Górnikiem

Powyższe zdanie brzmi nieco jak tytuł filmu, bowiem iście filmowe i piorunujące wejście do Ekstraklasy zaliczył Igor Angulo, który w swoim pierwszym meczu w najwyższej klasie rozgrywkowej w barwach Górnika Zabrze strzelił dwie bramki Legii Warszawa i dał gospodarzom pewne zwycięstwo 3-1. Doświadczony napastnik jest jednym z najstarszych piłkarzy beniaminka ligi. 33-latek na swoim koncie ma występy w Primera Division w barwach Athletic Bilbao, a także może poszczycić się pracą pod okiem takich szkoleniowców jak Jupp Heynckes czy Ernesto Valverde.

Angulo grał również m.in. w Grecji i na Cyprze, gdzie jak sam przyznał nie wiodło mu się najlepiej, jednak nie ze względów sportowych a finansowych – na pensję czasami musiał czekać pół roku.

Rodowity Bask w nadchodzącym sezonie będzie z pewnością jedną z najważniejszych postaci drużyny trenera Brosza, podobnie jak obrońca Dani Suarez. 27-letni defensor, który ma za sobą występy w rezerwach Realu Madryt do Zabrza trafił w lutym bieżącego roku. W 1. lidze prezentował się bardzo solidnie, nie inaczej może być w Ekstraklasie, gdzie we wspomnianym meczu pierwszej kolejki z Legią Warszawa również zdobył bramkę.

Dlaczego właśnie Polska?

Analizując wypowiedzi poszczególnych piłkarzy oraz ich agentów i trenerów można łatwo wyróżnić kilka powodów, dla których Polska stała się atrakcyjnym kierunkiem dla zawodników z Hiszpanii.

Po pierwsze piłkarze, którzy nawet w niższych ligach w swoim kraju nie mogą znaleźć miejsca w kadrze, w Ekstraklasie mogą liczyć na angaż i godziwe wynagrodzenie, które mimo wszystko przewyższa płace na drugim, czy trzecim szczeblu rozgrywkowym w Hiszpanii, a jak pokazały przykłady m.in. Palanci i Cabrery, o zdobycie statusu gwiazdy w naszym kraju nie jest ciężko.

Faktem przemawiającym na korzyść działaczy naszych klubów szukających wzmocnień na Półwyspie Iberyjskim jest również wzrost znaczenia reprezentacji Polski na arenie międzynarodowej i stały, stopniowy rozwój naszej ligi, która może przyciągać świetnymi kibicami, atmosferą i nowoczesnymi stadionami.

Hiszpanie, którzy w ostatnich sezonach przychodzili do Ekstraklasy, w większości podnosili atrakcyjność rozgrywek, miejmy więc nadzieję, że więcej będzie przypadków podobnych do historii Miguela Palanci lub Inakiego Astiza, niż tych podobnych do przygód Inakiego Descargi i Mikela Arruabarreny.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.